Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:902.00 km (w terenie 231.00 km; 25.61%)
Czas w ruchu:51:09
Średnia prędkość:17.63 km/h
Suma podjazdów:5590 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:112.75 km i 6h 23m
Więcej statystyk

Po pompkę do Koprzywnicy z górskim gratisem

  • DST 210.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 11:45
  • VAVG 17.87km/h
  • Podjazdy 3700m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 lipca 2013 | dodano: 01.08.2013

We wpisie Koprivniciego Drtica napisałem, że w moim przypadku nie było żadnych strat na tym maratonie. Okazało się, że jak myłem rower to zostawiłem pompkę na murku. Zorientowałem się po powrocie do domu. Mail do organizatora - znalazła się (swoją drogą dziwne to zważywszy na tak dużą liczbę uczestników). Po kilku wymienionych mailach p. Roman Lipovy zdecydował się zostawić ją w CykloArcie (sklep rowerowy) w Koprzywnicy a ja miałem ją odebrać. Teraz mam luźniejszy okres w pracy, środa wolna, zapowiadana dobra pogoda. Czemu tam nie pojechać? Przejazd przez Frydek, Palkovice wydawał mi się już zbyt oklepany i trywialny. Tym bardziej, że Koprzywnica zawsze już mi się będzie kojarzyć z masakrą po górach. Postanowiłem więc trochę ich dołożyć. Wyklilałem kuszącą trasę dzień wcześniej na cykloserverzre (interesowały mnie jak zwykle trawersy i teren) i wrzuciłem na Garmina. Wyjazd 05:40. Trasa pod względem urozmaicenia wyborna, ale – jak się okazało – trochę katorżnicza. Na Przełęcz Jabłonkowską bokami, potem przelot przez Szańce Jabłonkowiskie (miodne tereny rowerowe), dalej trawersami po górach po drugiej stronie Połomów, wyjazd na Konećną i do Bilej (też trawersem). Przez Stare Hamry do Hotelu Srdce Beskyd i do chaty Martinak. Stamtąd na Pustevny (przypomnienie Drtica ;-) ), zjazd do Frensztatu pod Radhoszczem i przez Koprzywnicę, Brusperk, Terlicko do domu. Po drodze kilka zaminowań (tzn. nieprzejezdnych miejsc) o których nie świadczyły wyraźnie wyznaczone szlaki na cykloserwerze. Semi slicki dały od biedy radę, choć jechałem wyjątkowo asekuracyjnie po ostatnim wytrybieniu na Lipowskim Groniu. Po drodze dokuczał wiatr. Nie wiem czemu ale 80% w niższych terenach w pysk na całe trasie.

Przełęcz Jabłonkowska w chmurach napierających w kierunku północnym.

W okolicach Szańców. Vysne Megonky (cudnie).

Zjazd w dół i do góry na trawersy szerokim asfaltem, potem węższym.

Na pierwszym ostrym zakręcie (ok. 50km trasy) fajne widoki. Doliny w mgłach.

Trawersy asfaltowo – szutrowe. Bardzo fajne (po trasie rowerowej). Chata B…. zapomniałem.

Potem więcej terenu (już nie po trasie rowerowej). W trakcie jazdy po prawej, po lewej niezliczone ilości źródełek, których próżno szukać chociażby w Beskidzie Małym. Chwila przerwy.

Wbiłem dalej na niebieski szlak (który w ostatniej części zgubiłem z powodu wycinki drzew- z buta) i wylądowałem na Uhorskiej (1000m.n.p.m).

W trakcie zjazdu w dół (całkiem ok na semi-slickach) Haferovci.

Łysą Górę i Travny oglądałem dziś z każdej strony.

Zjazd do Klokocova i w górę na Konećną (granica SK/CZ). Na asfalcie po prawej widać jeszcze oznakowanie trasy Drtića.

Kawałek asfaltem i wbiłem na kolejny trawers. Pierwsza połowa z kamieniami – po lewej (ale i tak ok), potem miodnie (po prawej).

Chciałem jechać nim dalej ale po pewnym czasie napotkałem ścinkę drzew (przez którą się przebiłem z nadzieją kontynuowania jazdy) ale dalej były chaszcze i zarośla. Zawróciłem i zjechałem asfaltem do Bilej. Tam centrum narciarskie i fajny zamek przy którym trochę pojadłem.

Z Bilej na dzień dobry podjazd na kolejny trawers i do Starych Hamrów. Nawet nie zdążyłem się przypatrzeć zbiornikowi a już wbiłem w lewo na trasę 6178 w stronę chaty Martinak. Fajna asfaltowa ścieżka choć 2/3 cały czas lekko pod górę. Hotel Srdce Beskyd.

Dalej kawałek asfaltem w kierunku Celadnej i w lewo do chaty Martinak (6ty punkt kontrolny Drtica) trasą 46. Chata Martinak.

Z Chaty Martinak na Pustevny asfaltem. N górze (ok. 1000m.n.p.m.)

Nie byłem tam za długo. Zjechałem w dół do Frensztatu pod Radhoszczem.

I dalej do Koprzywnicy. Radhost (po lewej) i Velky Javornik (po prawej) po drodze.

Skalka/Ondrejnik (na środku) i bodajże Knehyne (po prawej). Z tyłu między nimi chyba Smrk. Łysa Góra zasłonięta.

Od uśmiechniętego Czecha przy kasie otrzymałem upragniony cel mojego tripu. (Wcześniej kupiłem już drugą taką samą pompkę).

W Hukvaldach ok. 1l kofoli (reszta do bidonów 50/50 z wodą) postawiła mnie trochę na nogi. Wyjechałem jeszcze na zaległy z 3 maja zamek (wstęp płatny-na drzewo!!).

Dalej do Cieszyna bokami z małym zabłądzeniem w lesie (znowu chaszcze i zarośnięta ścieżka).
Terlicko.

Po tripie nie wiem czy nie byłem czasem bardziej zarżnięty niż na Drticu. Ponad 2 stówy i przewyższenia wg Garmina 3700m. Bikemap pokazuje 3200m. Obecnie rower nie jest obiektem porządania. Przynajmniej do czasu w którym tyłek (kroczę) się podleczy. Selle Italia to chyba nie są siodła na długie dystanse a tych ostatnio było trochę.



Równica, Lipowiec

  • DST 75.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 20.00km/h
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 lipca 2013 | dodano: 29.07.2013

Niedziela jeszcze cieplejsza niż sobota. W sobotę po Opavie wmawiałem sobie, że w następny dzień będę byczył się gdzieś nad wodą. Do południa w Niedzielę wewnętrzna ambicja nie pozwalała mi patrzeć na rower oparty o ścianę. Wpadłem na "genialny" pomysł zaliczenia choć jakiejś górki lub wzniesienia. W końcu wolny weekend. W sobotę było przecież płasko. Wyjazd przed 12, grubo ponad 30 w cieniu. Cel obrany na Równicę. Do Ustronia tradycyjną drogą spokojnym tempem docieram w 48 min.



W Ustroniu na rynku grała orkietra. Posłuchałem kilka minut.



Kawałek dalej kajaki

Kajaki w Ustroniu © Marek87


Kacza rodzina.

Małe kaczuchy © Marek87


Pojechałem w kierunku szczytu. Początek jako-taki w cieniu. Woda z sokiem znikała z bidonów w zastraszającym tempie. W nasłonecznionych miejscach na podjeździe totlna rzeźnia. Ilość wysiłku i zmęczenie bez przesady 3x większe niż przy normalnej temperaturze. W połowie podjazdu musiałem stanąć na 3 min i zdjąć koszulkę, bo robiło mi się już niedobrze. Wyjechałem na szczyt w ok. 30 min. Przełożenie 2,2-2,4 (napęd 3x9) z prędkością na cyferblacie ok 8km/h. Żar lał się z niaba. Pół biedy, że w lesie był delikatny powiew wiatru.

Schronisko na Równicy © Marek87

Widok na Czantorię. Z tyłu Soszów i Stożek © Marek87


Z Równicy na Zawodzie i po ścieżce wysypanej drobnymi kamyczkami trawersem po Lipowskim Groniu. Było całkiem ok aż do feralnego lewego zakrętu. Założone semi-slicki 1,75' zatopiły się wręcz w nagromadzonym miejscowo szutrze, straciłem kontrolę nad przednim kołem, starałem się jeszcze ratować tylnym robiąc efektowny uślizg ale ostatecznie skończyło się na ostrym peelingu biodra i otarciu łokcia. Prawie nic mi się nie stało ale przez kilka dni będę miał problemy ze spaniem na prawym boku.
Obtarte biodro © Marek87


Rower w zasadzie ok. Przerzutka oprócz zmiany swego nominalnego położenia (musiałem ją wykręcić aby odplątać dziwnie skręcony łańcuch) zyskała kilka poważniejszych rys na obudowie. Poza tym lekko przytarte siodo i rękawiczka.

Przerzutka straciła swą nominalną pozycję © Marek87


Dalej wzdłuż scieżki susza we wszystkich przepustach. A końcu pojawił się strumyk aby obmyć rany na nodze i łokciu. Przy okazji całościowa kąpiel wraz z wsadzeniem głowy pod wodę.


Dotarłem do Górek Małych gdzie docelowo wiozłem dokumenty i kluczyki od samochodu. Potem pojechałem pokąpać się nad Brennicę i do brata, gdzie posiedzenie zeszło mi do późnego wieczora. Powrót po 23:30 w ogóle niepodobny do jazdy w ciągu dnia. Chłodno, lekki wiatr. Zatoczyłem rundę po Bładnicach i Nierodzimiu. Jechało się świetnie. W nieco ponad godzinę wyszło 30km.



Opava

  • DST 205.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 09:54
  • VAVG 20.71km/h
  • Podjazdy 780m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 lipca 2013 | dodano: 29.07.2013

To był pracowity tydzień. Poprzedni weekend we Włoszech, powrót w środę, w czwartek podziałałem w terenie w geodezji. Na wieczór tego samego dnia załadowałem okna do Świdnicy i Dzierżoniowa. Zjechałem do domu w sobotę o 6:20 (tak długo mi zeszło z tymi cholernymi oknami). Szybka zmiana opon na semi-slicki, pakowanie i o godz. 7:10 z 10 minutowym poślizgiem meldunek na kładce przy Al. Łyska. Wspólne rowerowanie. Kierunek Opava. O nie nie... nie do Karvinej, Ostravy i dalej do miejsca docelowego. Trasa przeurozmaicona. Masa ścieżek, szutrów - szlaków których próżno byłoby mi szukać na mapie. Andrzej na giepsie wyczarował takie drogi, że głowa mała. Ilość kilometrów po głównych asfaltach zmieściłaby się w 20-30. I to nie jest przesada. Jazda spokojna, bez napinania. Czas orientacyjny, bo skasowałem dane z licznika w Garminie przed kolejną, niedzielną trasą nie zapisując wcześniej info z Opavy (ehhh ta świadomość posiadania śladu). Wiem, że średnia ruchu wyszła około 21km/h. Potwierdziło to też navime.



Na początek do Ligotki Kameralnej, przez Nosovice do Frydka. Dalej wzdłuż Ostravicy w stronę Ostravy takimi ścieżkami.

Wzdłuż Ostravicy © Marek87

Wzdłuż Ostravicy © Marek87


Przez Ostravę po ścieżkach i dalej szutrówkami na Hlucin. Łabędzie.
Łabędzie na zbiorniku Stepan koło Ostravy © Marek87

Wielki dąb po drodze © Marek87


W okolicach Hlucina bardzo fajne jeziorko. Woda czysta, ciepła. Jak tu trochę nie popływać?
Jeziorko koło Hlucina. Jak tu nie wejść do wody gdy ona taka czysta? © Marek87

Uśmiech na twarzy i można jechać © Marek87


Dalej w stronę Dolnego Benesova polnymi ścieżkami.
Okolice Dolnego Benesova © Marek87


Uzupełnienie płynów w sklepie. I dwa rowery.
Szosowa wersja meridy prze sklepem a za nią dwukołowy pomykacz z fikuśnym naszyciem na siodło w kolorach Kofoli © Marek87


Trochę asfaltu i lądujemy w mieścinie Kravare a tam zamek i świetnie urządzone pole golfowe. Naprawdę jest na co popatrzeć.

Zamek Kravare © Marek87

Dalej przez Velke Hostice:
Velke Hostice © Marek87

Velke Hostice II © Marek87


Stamtad już rzut beretem do Opavy.
Wlot do Opavy wzdłuż rzeki o tej samej nazwie © Marek87

Opava © Marek87

Opava II © Marek87

Opava III © Marek87

Opava IV © Marek87

Opava V © Marek87

Opava VI © Marek87


Opava fontanna © Marek87


Bardzo przyjemnie w towarzyszących upałach zrobić stójkę nad bryzgającą z dołu wodą ;-).
Rower też musi się schłodzić. A przy okazji płukanie napędu z kurzu w fontannie © Marek87


;-)
Łeb pod (nad?) wodę © Marek87


Droga powrotna totalnie odjazdowa. Masa lasów, wzdłuż pól uprawnych, w wysokiej trawie, jeden ok. 2-kilometrowy singiel w lesie - najlepszy odcinek w całym tripie bez dwóch zdań.

Rzut okiem na Opavę © Marek87


Śmialiśmy się z chłopakami, że Daniel daniel3ttt znalazłby coś dla siebie ;-).
Bunkry w okolicach Opavy © Marek87


Po drodze żniwa w pełni. Niezłe sprzęty można było zobaczyć na polach. Dupne kombajny i pojazdy na gąsienicach. Na ścieżce wyprzedził nas osobówką jeden z biorących udział w tymże procederze i zrobił niezłą zadymę. A fota przypadkowa. Akurat miałem aparat w łapie.
Po czeskim szutrze © Marek87


Wlatujemy do kraju we wiosce Owiszcze.
Gdzieś przed Krzyżanowicami © Marek87


Dalej wzdłuż Olzy mijając dzikie stawy i jedno komercyjne kąpielisko.
Niedaleko przed Karviną © Marek87


Ostatnie 50km trochę trochę niemrawo z powodu sporych kilometrów w słońcu. A temperatura nie rozpieszczała. Wypad w pełni udany.

Aha. Zjadła mnie rutyna. Regulując zacisk hamulcowy po wymianie kół olałem to tylne, które z geguły nie trzeba poprawiać (aby klocki hamulcowe nie tarły o tarczę). Przód zrobiłem i kręcił się ok. Dopiero jak przyjechałem do domu, cofając lekko rower usłyszałem pisk dochodzący z tylnego zacisku. Zakręciłem z ciekawości tylnym kołem i szlag mnie trafił jak zorientowałem się po jakim czasie koło się zatrzymało. Część siły włożonej w kręcenie poszła tym samym w powietrze...

Znaczna ilość zdjęć nie jest mojego autorstwa. Dziękuję za udostępnienie fotek (może to ktoś przeczyta).



Po miejscu - Kostkowice

  • DST 33.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 21.52km/h
  • Sprzęt Superior
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 lipca 2013 | dodano: 18.07.2013

Ponownie nadszedł czas rozłąki z rowerem z powodu intensywnej pracy. Dopiero po tygodniu od ostatniego strzału szprychy w Meridzie zaniosłem koło do roboty. Wcześniej nie było okazji. Chłopaki uświadomili mi, że za słabe mam te koła jak na moją wagę (90kg/195cm) i trudny teren - powód strzelania szprych.
Merida z racji braku koła "uziemiona" stoi pod ścianą.Pozostał Superior. Poruszałem dziś w nim trochę kulki w łożyskach (czyt. ruszyłem go spod ściany) likwidując wcześniej obluzowane konusy w tylnym kole (zidentyfikowane przy przekładce opon przód-tył). Nie wiem czemu się poluzowały. Może zbyt słabo je skręciłem 1,5 roku temu.
Z Trzyńca (gdzie zostawiłem duże auto) na tym moim zbyt małym karakanie do Cieszyna i potem do Łączki na działkę przez Zamarski i Kostkowice. Nawet ciuchów nie ubierałem i rękawic. Tylko kask. Zdjęć nie będzie, bo nie brałem aparatu na taką krótką turystyczną przejażdżkę. Utwierdzam się w przekonaniu, że zdecydowanie za mały jest ten rower. Źle mi się na nim jeździ. Nie ma "tego czegoś" nie wspominając o jakiejś zrytej zgarbionej sylwetce.



Barania Góra - ok. 1220m n.p.m.

  • DST 100.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:28
  • VAVG 15.46km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 07.07.2013

Po wczorajszym wypadzie skusiłem się na Baranią Górę z chłopakami. Jeszcze wieczorem doprowadziłem rower do użyteczności jezdnej. Pucowanie przede wszystkim napędu. Start 8.15 spod Biedry. Kierunek Cisownica, Ustroń, Wisła, koło zameczku prezydenta do góry na Szarculę, Stecówka, Przysłop, Barania Góra prawie do Malinowskiej Skały. W dół do szutrówki i przez Salmopol do domu. Dziś powtórka z rozrywki czyli sporo butowania po szlaku. Generalnie mało rowerowe te trasy ale i tak sporo zapaleńców po drodze. Przez całą trasę byłem trochę zbity z tropu (przez trochę obolałe nogi) - jakoś poszło.


Na Szarculi. Wczoraj jechała tam Pętla Beskidzka © Marek87


Posiedzenie na Stecówce © Marek87


Na czerwonym szlaku.
Ja na czerwonym szlaku © Marek87


Barania Góra
Wieża na Baraniej Górze © Marek87


Czerwony szlak od strony Przysłopa © Marek87


Widok w stronę Stożka (ten charakterystyczny pagórek po lewej) i Czantorię (po prawej). Pośrodku gdzieś Soszów © Marek87


Widok z Baraniej w stronę Skrzycznego © Marek87


Widok w stronę Milówki. Gdzieś tam w tyle w chmurach Pilsko i Babia Góra © Marek87


Na razie lekko wyleczyłem się z gór na rowerze. Za kilka dni pewnie ochota znów wróci.
Chodzą mi po głowie pomysły:
- Vysoka od Horni Becvy żółtym i czerwonym szlakiem
- Velky Javornik w Czechach (w obu przypadkach okolice Rożnowa pod Radhostem)
- Hala Rysianka od Ujsołów zielonym szlakiem (przez Kubalonkę, Stecówkę, Karolówkę)

Tymczasem po wypoczętym ;-) weekendzie czas wrócić do rzeczywistości.



Beskid Mały - Łamana Skała

  • DST 171.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 12:16
  • VAVG 13.94km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 lipca 2013 | dodano: 06.07.2013

Zrealizowałem odkładany od dawna plan, choć w całości się nie udał. Wycieczka w Beskid Mały czyli miejsce często ujeżdżane przez Kubę (k4r3l), któremu dziękuję w tym miejscu za wcześniejsze info na temat charakterystyki tamtych szlaków. Miało być do Leskowca trasą jaką przebyli BBriderz w maju. Skończyło się na Łamanej Skale, bo byłoby za długo i wracałbym po ciemku. Niemniej jednak dostałem tak po dupie, że jestem wyrąbany jak koń po westernie. Absolutne katowanie się po górach, śliskich kamieniach, korzeniach - szlakach rozoranych przez wodę z dnia poprzedniego. Dużo wypychania. Wiem, wiem, brak mi techniki, mocy w nogach ale cholera nie dałem rady w wielu sytuacjach. Po prostu nie i koniec. Nauka pokory. Trasa trudna. Średnia zdechła - tak jak ja... ;-).


A więc najpierw do Bielska bokami. Przez Górki Szpotawice do Jaworza.

Jaworze © Marek87


W Bielsku trochę jedzenia i w stronę Straconki. Odbicie w lewo na czerwony. Z początku ok. Potem mój "ulubiony" wypych. Rower ma mnie wozić ale co zrobić! Trzeba pchać bo stromo. Na górze już ok. Miejscami tak jak w Czechach. Docieram do Gaików. 800m z hakiem n.p.m.
Gaiki © Marek87


Dalej szczytami jedzie się ok. Cel kolejny. Hrobacza Łąka a na niej krzyż. (Czerowny szlak nosi miano papieskiego).
Hrobacza Łąka © Marek87


Dalej w dół czerownym do Porąbki. Z początku ok (jak na zdjęciu). Potem sieczka. Rozorany przez wodę szlak z luźnymi, wielkimi kamieniami. Z obawy o brak kompletu uzębienia po potencjalnym upadku miejscami sprowadzam.
Czerwony szlak do Porąbki © Marek87


Porąbka i zapora.
Porąbka i zapora © Marek87


Z Porąbki krótko asfaltem i na czerwony na Żar. Pomijając może z 200-300m przejechany odcinek - wypych na samą górę. Brrrrr. Na górze... Leskowiec->6h35min! Shit.
Drogowskaz na górze Żar z niezbyt zachęcającymi informacjami © Marek87


Po krótkim jedzeniu jadę. Oj ten czerowny na Przełęcz Kocierską taki sobie. Też trochę pchnia. Jednak na przełęcz Kocierską docieram i tak 1h 50min wcześniej niż czas dla piechurów.
Przełęcz Kocierska © Marek87


Z przełęczy w stronę Łamanej Skały malina! Jedynie pod Potrójną trochę wypychu. Szlak przypominał nieco ten u knedli. Szczególnie z początku zbity piasek i bez kamieni. Jednak mokro - jak wszędzie. Trochę dalej...
Czerwony na Łamaną Skałę © Marek87


Minąłem Łamaną Skałę z dwoma fajnymi skałami oczekując czegoś więcej dalej. No to się nie doczekałem. Dotarłęm do drogowskazu na którym widniał Leskowiec->1h 35min. Była 15 więc odpuściłem drogę do Leskowca i powrotną (nieuniknioną). Może innym razem. Zielonym w dół w stronę Kocierza Górnego całkiem ok. Choć też trochę kamieni. Wyjechałem na asfalt. Po kilku kilometrach, jak ten cały syf z napędu wyschnął, do samego Cieszyna jechałem w koncercie coraz to nowszych tonów pisków, zgrzytów. Przerzutki jak i cały napęd chodził jak zdezelowany Jelcz bądź Star. Krew mnie zalała. No ale co zrobić...
Gdzie tu nie ma błota? © Marek87


Aha, wcześniej się zorientowałem, że znowu praskla (jak by to powiedzieli Czesi) mi szprycha. Nic dziwnego. W końcu ostatnio też jedna strzeliła.
Nieszczęsna szprycha © Marek87


Dalej w dół i na Tresną.
Zapora w Tresnej na jeziorze Żywieckim © Marek87

Widok z Tresnej na Żar © Marek87


Przez Łodygowice, Buczkiwice, Szczyrk na Salmopol. Gdybym powiedział, że wyjechałem na Przełęcz Salmopolską to bym skłamał. Ja się na nią wytoczyłem.
Skocznie narciarskie w Szczyrku © Marek87

Salmopol © Marek87


To tyle. Dużo zarówno wrażeń jak i ciężkiej (jak dla mnie) całodniowej tułaczki po górach. Może gdyby było trochę bardziej sucho to byłoby lepiej. Jutro chyba Barania Góra. O ile nie wstanę połamany nad ranem.



Zebrzydowice - Biedronka i Młyńszczok

  • DST 41.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:44
  • VAVG 23.65km/h
  • Podjazdy 260m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 lipca 2013 | dodano: 05.07.2013

Podczas ostatniej jazdy trzeszczała niemiłosiernie korba oraz bloki w pedałach SPD. Rozebrałem korbę, przeczyściłem wszystko co się dało. Odkręciłem bloki z butów czyniąc to samo.
Dziś piątek i wreszcie wolny weekend. Pojechałem dziś do Zebrzydowic w błogiej ciszy napędu, choć bloki czasem się odzywały. Na zakupy do Biedry we wspomnianych Zebrzydowicach (w Cieszynie za blisko) - zaopatrzenie przed planowanym jutrzejszym wypadem w Beskid Mały (Leskowiec). Potem pojechałem zobaczyć na staw Młyńszczok. Ceny pożyczenia kajaka względne. Skoro w Cieszynie taka przyjemność kosztuje 10zł/30min (areał malutki) to 8zł/1godz w Zebach wypada raczej względnie. A jest po czym machać wiosłami.
Ślad dopiero od Małej Łąki bo zapomniałem skasować ostatniego. W drodze powrotnej nieźle mi dolało. Nie chciało mi się czekać to przyjechałem cały mokry.


Młyńszczok od zachodu © Marek87


Młyńszczok od zachodu nr.2 © Marek87


Młyńszczok ze wschodniej strony © Marek87



Kozubova, Ostry

  • DST 67.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 17.87km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 lipca 2013 | dodano: 03.07.2013

Nie mam ostatnio w ogóle czasu na jeżdżenie. Non stop w trasie. Rzadko na miejscu. We wtorek od 5 na nogach, 600km autem. Zjechałem do domu po drodze wykręcić pauzę. Po przybyciu z buta z granicy pojechałem przed siebie na rowerze. Ruszyłem przez 17 a więc króko po górach. Na Kozubovą, przez Kałużny i na Ostry.

Podpatrzyłem u k4r3la inny serwis mapowy. Jest więcej informacji uzyskanych z GPSa. Nie wiem skąd brany jest czas ruchu, bo we wpisie umieściłem to co jest w Garminie. Navime.pl liczy jakoś inaczej:


Widok na nasze góry z Trzyńca Gutów:

Widok od Czantorii przez Soszów po Stożek. W tle Skrzyczne © Marek87


Podjazd na Kozubovą od Milikova trasą 6082. Nad Milikovem rozwidlenie.
Rozjazd na szlaku © Marek87


Dalsza część podjazu:
Szlak na Kozubovą (tutaj płasko) © Marek87


Widok na Jabłonków i Ochodzitą:
Widok na Istebną © Marek87


Nieco na prawo Mała Fatra i Wielka Racza:
Widok w stronę Małej Fatry i Wielkiej Raczy © Marek87


Chata na Kozubovej:
Chata na Kozubovej © Marek87

Tablica upamiętniająca polskiego inicjatora wybudowania chaty © Marek87


Żółty szlak z KOzubovej na Kałużny. W przeciwną stronę nie za bardzo pod rower. W dalszej części stromo.
Zółty szlak z Kozubovej w stronę Kałużnego/Kamenitego © Marek87


Dobre wyposażenie obserwacyjne przy chacie Kamenity. Można chwilę poleżeć:
Przy Chacie Kamenity © Marek87


Z Kamenitego przez Kałużny do chaty na Ostrym:
Chata Ostry © Marek87


W drodze powrotnej na zjeździe strzeliła mi szprycha w przednim kole. Następna przygoda była gorsza. Jadąc do Wędryni przez las perfidna pszczoła/osa (bądź inny włochowaty owad) zderzył się z moimi wargami. Pęd powietrza skutecznie trzymał tego latającego stwora na ustach. Zanim się zorientowałem i zdmuchnąłem (1-2sek) to coś postanowiło mnie użadlić. Warga trochę spuchnęła... Dobrze, że to coś nie wleciało do środka bo byłoby kiepsko.