Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:873.00 km (w terenie 165.00 km; 18.90%)
Czas w ruchu:50:41
Średnia prędkość:17.22 km/h
Suma podjazdów:13050 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:97.00 km i 5h 37m
Więcej statystyk

Czeskie górki i DOWNHILL na Stożku

  • DST 130.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:18
  • VAVG 17.81km/h
  • Podjazdy 2266m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 kwietnia 2014 | dodano: 02.05.2014

Super niedziela. Z Bartkiem umówiliśmy się na Czeskie Górki. Klasycznie, najbliżej z opcją wyskoczenia na Stożek pooglądać downhill. Jak się dowiedziałem, że Sosen ma czas do 13 to wiedziałem, że jest po ptokach. No nic. Jedziemy. Przez Smilovice do Rzeki i na Gutskie siodło. Kopyta zaruściałe chyba z powodu zeszłodniowego biegania. Coś tam jechały ale bez polotu. Gutskie siodło.

Z Gutskiego siodła wspaniały pomysł sprawdzenia wyjezdności żółtym szlakiem. Początek z mocno zaciściętymi zębami. Potem z buta. Grząsko, stromo i sporo liści. Wylądowaliśmy na Sindelni. Plan - w stronę Praszywej ale przynajmniej Pod Lipovy szczytami a nie kamienisto - szutrowo - trawiastym trawersem. Początek (po opadach deszczu) błotnisty, częściowo przeprowadzalny. Potem ok. Na ścieżce przed Ropicą. Bartosz.

I ja.

Na szczycie Ropicy. Bożek Pierun. Hyhy. Jakiś typ od błyskawic, grzmotów i urody. Symbol tolerancji i czegoś tam Czechów, Polaków i Słowaków.


Dalej czerwonym na Kotaż. Tuż przed nim zaliczona sekcja korzenna... :). Trochę dalej...

No i cel: Praszywa.

Z Praszywej zjazd dziką ścieżką, potem trawersami do Komornej.

Chwilę po zrobieniu tej panoramy przychodzi sms mniej więcej treści "Czy gdzieś dziś coś jeżdżę..." od... Daniela. Od razu wiedziałem, że będę jednak na Stożku. Dodam, że na Praszywej myślałem, że jak przyjadę to pójdę spać, bo mi się już nic nie chciało). Szybka rozmowa, plan zbiórki w Cieszynie. Podkręconym tempem wróciliśmy z Bartkiem do Cieszyna. Spotkanie z Danielem i... biegnącym w Fortunie (cieszyński bieg) Ludziem! Ludź trochę sapiący ze zmęczenia dotarł do mety 10-kilometrowego biegu w dobrym czasie. Graty! Jest progres!
My z Danielem obraliśmy kierunek Stożek. Pierwszy raz miałem okazję jechać z tym "cieszyńskim terminatorem". Przez Kojkovice do Bystrzycy, Nydku i podjazd pod Soszów (świetny, terenowy, godny). Daniel jak to Daniel w mojej wyobraźni. Pocisk w górę konkretnie bez większej zadyszki. Zresztą, widać na zdjęciu jaki jestem mokry a On jakby wylazł z domu... ;).

Więcej mojej padacznej osoby we wpisie Daniela.
Pod Stożek Daniel darł jak wściekły i wydarł. Ja tam podjeżdżam do 1/3 i kaput. :)
Na Stożku impreza jak się patrzy! Downhill Diverse Contest czyli eliminacja Pucharu Europy! Chłopaki mają jaja :)!

Przelot przez szczyt do dalszej części trasy. Panorama na Beskidy i Daniel.




Standardowy atrybut kibica. Obręcz lub rama + kierownica = hałas!

Hoooopka.

Sruuu na dół.

Zawodnik i kibice ze szpejami :).


Prawy i lewy silnik Daniela, Bez komentarza.


Sporo kibiców. Masa!

Dżamp!

Końcówka.

Ten oto zwycięzca (czas 2 min 06sek) tak wjechał w ostatni zakręt (na poniższym zdjęciu), że nie wyrobił i uślizgiem zahaczył o mnie i o Daniela (stojących za miękkimi bandami). Mnie drasnął a Daniela wręcz skosił tylnym kołem. Noga spuchnęła w momencie. Pomoc w ambulansie pomogła i dojechaliśmy przez Cisownicę do Cieszyna. Całe szczęście, że wszystko jest ok.


Dzięki Bartosz i szczególnie Daniel za wspólnego tripa. Wiem jak wiele mi brakuje i nad czym pracować. Prawdziwa szkoła jazdy na wysokim poziomie!
Jeszcze krótki fimik nakręcony komórką na Stożku...

Route 2,577,458 - powered by www.bikemap.net



Skoczów, Bielsko, Szczyrk, Wisła

  • DST 132.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:59
  • VAVG 22.06km/h
  • Podjazdy 1624m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 kwietnia 2014 | dodano: 02.05.2014

Pogoda od rana w sobotę (26.04.2014) nie zachęcała do żadnej aktywności. Lało. Ale! Miałem w takim przypadku plan wzięcia udziału w parkrunie. Pierwszy raz w życiu. Darmowy bieg na 5km z pomiarem czasu. Nie jest to nic rowerowego ale zapodam jedną fotę z tego fajnego, cotygodniowego wydarzenia (żółta koszulka)! Podchodzę do tego w ten sposób: trzeba się ruszać. Czy to na rowerze, czy biegając. Olewam to, że jedno drugiemu niby przeczy.

Wróciłem do domu, szybki prysznic. Zaczęło się wypogadzać. Wymiana zdań z Marzeną na fb i zbiórka w Skoczowie na moście. Pedalimy. Przez Zamarski, Simoradz do Skoczowa.
Zamarski. W górach jasno.

Za mną ciemno.

W Skoczowie na moście czekała chyba zniecierpliwiona Marzen. Pojechaliśmy na północ wzdłuż Wisły olewając te ciemne chmury. Marzen nie dość, że cieszy michę z jazdy na rowerze to zachowuje się jak dziecko. Z kim ja jeżdżę!

Dalej po ścieżkach przez Pierściec, Roztropice do Rudzicy. Słabo znam te tereny ale na czuja a tym bardziej wg Garmina można brusić.

Widok spod Rudzicy na pasmo Błatnia-Klimczok-Szyndzielnia.

Przez Łazy do Grodźca i do lasu w Bierach.

Jazda po błocie na zajechanych na śmierć oponach była miodzio! :)


Marzen skończyła w Wapienicy a ja miałem mało i popedałowałem do Bielska. Cel-Szczyrk i Salmopol. Na asfaltowym podjeździe pod Dębowiec wyprzedziłem jakiegoś typa na błyszczącym się, nowym rowerze. Jechałem spokojnie ale stuk zmiany przełożenia za mną wcurwił mnie niesamowicie. Przycisnąłem trochę mocniej i już nic z tyłu mi nie przeszkadzało. Hehe. Potem na zjeździe był okrzyk instruktora jazdy z ciężarówki, że "tam jest ścieżka" (wskazał palcem na zatłoczoną ścieżkę). Palant. Przemknąłem trochę główną na Szczyrk. W Bystrej odbiłem w prawo i przejechałem wariantem dojazdowym do gór jak w zeszłym roku z TrollTeamem w ramach Kapciowego Beskidu Śląskiego. Widok na Magurkę Wilkowicką.

Przed Buczkowicami.

Przelot przez Szczyrk ścieżką rowerową i na Salmopol.

Powrót przez Wisłę, Ustroń, Cisownicę. Dzięki Marzen. Było super. Noga w miarę fajnie mi kręciła.

Route 2,583,830 - powered by www.bikemap.net



Jastrzębie, Ostrava, Karvina

  • DST 97.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 25.30km/h
  • Podjazdy 715m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 kwietnia 2014 | dodano: 25.04.2014

Popołudnie w czwartek, po nocce i przed nocką szybki rower. Odmiennie niż zwykle - bez żadnej górki. Nie oznacza to, że się opierniczałem. Trochę wiało. Jazda bez konkretnego planu, przed siebie. Miało być w okolicy Karviny i tak też było, tylko trochę dalej :). Noga z pocztku kręciła słabawo. Potem się rozruszała i starałem się deptać ambitnie po pedałach. Było trochę po lesie, po terenie z małym błądzeniem :); Potem sam asfalt i 99% "zajeżdżanie" blatu.
Do Zebrzydowic bokami. Młyńszczok.

Pedalę ambitnie ale bez przesady. Czas na foto w trakcie jazdy.

Trochę zarośnięte tory kolejowe zdaje się na obrzeżach Jastrzębia lub przed Godowem.

Niedaleko granicy w Chałupkach. Autostrada A1.

Przelot przez Dolne Lutynie z zahaczeniem Ostravy... Dalej przez Orłową ścieżką 56 do Doubravy...

Karvina i pola golfowe (fota z jazdy).

Kopalnia Darkov k/Karviny. Potem przelot przez park i przez centrum.


Dane z tripu.


Pół litra herbaty w bidonie to za mało jak na takiego tripa. Trochę soli z czoła mógłbym zdrapać po powrocie... ;). Dobre to było.




Kamenna Chata, Severka

  • DST 93.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:06
  • VAVG 15.25km/h
  • Podjazdy 1257m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 | dodano: 25.04.2014

Wielkanocno-poniedziałkowa wycieczka z Ludziem w kolejne, spokojne górki. Obserwując Jego zachownie na ostatnim podjeździe koło Zameczku zdecydowałem się wyruszyć z Towarzyszem trochę dalej. Zrealizowaliśmy w końcu okolice Wielkiego Połomu. Do Kamennej Chaty z Jabłonkowa prowadzi łagodny, przyjemny asfalt, który wije się nieco pod górę trawersami. Początek i końcówka trochę ostrzejsza ale względnie przyjemna.
Uruchomiłem moją górską szosę (po wymianie koła z zajechanym bębenkiem piasty deore). Na poniższym zdjęciu widać wszystko! Zaklejone błotem zapadki i w efekcie utrata napędu! Efektem efektu - nowe koło na piaście Novatec z czterema łożyskami maszynowymi, mocniejszą obręczą i szprychami... Jedna piasta do serwisowania mniej (prawe dolne zdjęcie to "smar" po przejechaniu ok 500km - co za szczelność Made by ShiTmano).

Do Jabłonkowa bokami. Przez Kojkovice, Leszną, Wędrynię, ścieżkami leśnymi do trasy 56, Milików, Bocianowice. Łagodny podjazd asfaltem spoko, choć z początku trochę popadało i jechaliśmy w małym deszczu. Widząc prześwity na niebie najpierw pojedliśmy a potem popedałowaliśmy dalej już w przyjemnej aurze i extra klimacie!


Samica pręży kopyto i świetnie się śmieje ;). Uwielbiam takie widoki... A i spodenki z bikestats też fajne :).

Trochę dalej Mała Fatra. Ehh, muszę tam być wkrótce z buta!

Tu coś nie wyszło, ale za mną miał być podobny widok :).

Na górze. Kamenne Chata - nieczynna. Po otrzymaniu takiej informacji od okolicznych turystów siedzących przy nieźle wypasionym stole (na zewnątrz przed chatą) dostaliśmy słowny cennik ile co na nim kosztuje (w euro) ^^. Nieźle się uśmialiśmy :).Fajni ludzie!

Nasz wypas na stole. W kwestii czekolady i innych słodkości (!) Ludź jest bezbłędny i niezastąpiony. Klucz 15 na grzechotce to mój stały ciężarek w plecaku. W Superiorze nie stwierdzono samozamykaczy w piastach ;).


Punkt widokowy Tetrev. Można wyjść na górę i podziwiać widoki. W środku ciekawa historia budowy wieży wraz z informacjami o Beskidach (fauna, flora).

W stronę chaty Severka na kawę. Trasy narciarskie w Dolnej Łomnej.

Chata Severka.

Zjazd szutrówami aby oswoić conieco Ludzia z nierównościami. Semi-slicki dają od biedy radę na czymś takim...

Z dołu.

Przetoczyliśmy się jeszcze trochę po trawersach...

... z fajnymi widokami i śmiesznymi minami :).

I w dół.

Z Dolnej Łomnej już najprostszą drogą do Cieszyna przez Jabłonków i wzdłuż torów. Wyszła prawie stówa z przewyższeniami 1257 metrów. Jak na ten etap jazdy jest po prostu świetnie! Tym bardziej na tym rowerze. Wycieczka okupiona została jednak krótkotrwałą kontuzją lewego kolana u Ludzia co pozostawiło u mnie pewien niesmak. Całe szczęście, że już wszystko raczej w porządku i można ruszać się dalej. Dzięki Ludziu za świetnie spędzony czas!





Grupowo: Trzy Kopce, Grabowa, Magura Wiślańska

  • DST 92.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 16.98km/h
  • Podjazdy 1980m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 kwietnia 2014 | dodano: 21.04.2014
Uczestnicy

Grupowa jazda ekipy z Cieszyna (MTB Śląsk Cieszyński) z bbRiderZ z Bielska. Ja, Marzen, Grzegorz, Maciek, Andrzej, Arek, Waldek, Kazik (kolejność absolutnie przypadkowa). Zbiórka na dworcu w Ustroniu. Poranek mokry, mglisty.

W miarę upływu czasu coraz lepiej aż do załamania pogody i kolejnego wypogodzenia. Najpierw podjazd na przełęcz Beskidek między Równicą w Orłową z Ustronia Jaszowca. Dobry sztajf! :).
Z przełęczy na Orłową również z podjazdami. Jak ja to zaczynam lubić! Szczególnie jak noga względnie podaje! Przed Orłową.


Dalej na Trzy Kopce. Po drodze Grzegorzowi defektuje na krótko hamulec (wyciek płynu). Niezawodny Waldek, ku uciesze każdego bikera wyciąga z plecaka klucz nastawny, który ratuje nam życie. Ci co mieli klucze, to tylko oczkowe :). Te akurat się nie nadawały. Maciek i jego sprawne serwisowo-rowerowe ręce naprawiły usterkę.

Przed Trzema Kopcami. Ekipa w drodze.

Jadą... :)

W grupie bbRiderZ jest wybitnie zgrany duet lub tercer. A może i kwartet. Zależy kto z kim i kiedy :). Smok podrywa Marzenę ogniem... Gorzej niż koty! ;)

Głupie zakładanie rękawiczek znalazło wątek erotyczny... Co za banda zakręconych ludzi ;). Kto był to widział tych zbereźników ;)!

Po konsumpcji na Trzech Kopcach jedziem w stronę Salmopolu/Grabowej.

Ja na szlaku.

Daleko nie ujechałem. Widzę przed sobą średniawy podjazd z optymalnymi kamieniami. Miałem średnio z przełożeniem. Dołożyłem trochę w pedały bez redukcji i trach. Na dwie części skubańca! Na spince i na pinie. Ja po prostu jestem zdolny inaczej do takich rzeczy :). Dalej jechałem z dwoma spinkami w łańcuchu. Po tripie w domu zastąpiłem wygięte (wyrzucone) ogniwo tym z resztek po skróceniu. Jeszcze sporo pojeździ.

Service.

Pod Grabową jest perfekcyjny singiel. Jechałem nim drugi raz w krótkim odstępie czasu. Zdecydowanie odważniej, sprawniej i z większym babanem na ustach :). Na focie Waldi.

Dalej po Korzonkach (celowo z dużej litery).

Podjazd na Grabową czarnym szlakiem (w końcówce) daje w tyłek! Na górze pożegnanie z bielską ekipą która pojechała na Kotarz i ognisko (!). My popedaliliśmy w stronę Salmopolu. Z Salmopolu szutrówami...

Potem już było tylko ciekawiej. Pod Malinowską Skałę i w stronę Magury Wiślańskiej.

I z buta i w siodle...

Jest temat do jazdy!

Ciśniem do kopca!

Przerwa na jedzenie przed wypychem. Telewizornia i sztajf w pełni!

Odcinki jezdne...

Poplątane z mniejszą i większą sieczką. Ale my to uwielbiamy!

Z Magurki Wiślańskiej zjeżdżaliśmy w stronę Magury Radziechowskiej gdy zaczęło bardzo mocno wiać. Wiatr połączony z coraz obfitszym deszczem nie wróżył nic dobrego. Postawnowiliśmy zrezygnować z Radziechowskiej, wróciliśmy conieco i wbiliśmy na szlak żółty prowadzący do Wisły Malinki (w okolice skoczni). Świetny szlak zapewne w dwie strony, choć pokonany przy sporej wilgotności podłoża. Pogoda w tym czasie nieco się poprawiła i pojawiło się nawet słońce. Gorzej z rowerami. Powrót do Cieszyna w piskach i zgrzytach napędów. Warto było! Spora ekipa, dużo śmiechu. I o to wszystko w tym chodzi! Dzięki!

ps. Większość fot Arka oraz Waldka. Dzięki chłopy :).




Beskidzka trzepaczka :-)

  • DST 118.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 08:46
  • VAVG 13.46km/h
  • Podjazdy 2608m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 kwietnia 2014 | dodano: 13.04.2014

Niedzielne trzepanie bebechów na naszych wspaniałych beskidzkich szlakach w towarzystwie Marzeny.
Zbiórka na moście w Górkach Wielkich i cioramy nieco rąbankowo po naszych polskich szlakach. Na pierwszy ogień poszła Zebrzydka (nazwana potem przez Marzen "Żabniczką" :) ). Podjazd zielonym szlakiem jest wyborny i kultowy z końcowym wypychem. Miodzio! Zjeżdżamy w klimatach raczej jesiennych...

Dalej wbicie na czerwony i na Błatnią. Miejscami luźne kamienie ale moc w nogach była nadprzeciętna i wyjechane wszystko do góry. Łagodny fragment czerwonego, po wszystkich podjazdach.

Na Błatniej chwila na karmienie. Kto jak kto ale ja o łyżeczce do twarogu nie zapomniałem :)

Z Błatniej jak to z Błatniej... Na Klimczok. Fajne podjazdy, super!

Dawaj, dawaj nie udawaj!

Klimczok. Po tym zdjęciu heble się zagrzały...

Rąbankowy zjazd z Klimczoka na Karkoszczonkę czas zacząć. Czerwony szlak na dół w dalszej części zgubiony. Trzeba było trochę podjechać ale zjazd mega. Adrenalina jak się patrzy :).

Po lewej Skrzyczne, po prawej widać ośrodek narciarski Czyrna-Solisko (trasy zjazdowe).

Do Karkoszczonki heble też się grzały!

Z Karkoszczonki czerwonym, z początku genialnie singlowo w stronę Kotarza i Salmopolu.

Potem nasza piękna oraczka. Prawie wszystko w siodle. Masakryczna zabawa z niewielkim wypychem :).

Coś mi towarzystwo zaniemogło z tyłu ^^ :). Ale widać wyłaniający się kask!

Kotarz

Na Salmopolu mała sielana i wyżera. Mniam :). Mina skrajnie pozowana :).

Z Salmopolu czerwonym na Malinów. Oooo, udo i łyda świerzbiły! Wyjechane w siodle z dwoma kilkunastowymi przerwami. Jest co robić!

Z Malinowa sporo radochy i heblowania w stronę Malinowskiej Skały. Ostrrrrooo. Po prawej wygodna szutrówa.

A tu już podjazd pod Malinowską Skałę. Wyjechany z małą przerwą na fotkę. Ponownie super!

Malinowska Skała. W dole krajobraz księżycowy, za nami Skrzyczne.

W drodze na Skrzyczne po Księżycu.


Jest i cel naszej trzepaczki :). Widoki żadne. Przelotny deszcz, mgła. Kiszka.

Zjeżdżamy w dół. Ale którędy? Czerwonym do Buczkowic! Bez komentarza. Trochę sprowadzania a tam gdzie jazda to dużo frajdy i podniesionego ciśnienia!

W tym miejscu Marzena zainicjowała nowy tryb przemieszczania się w dół po korzeniach. Mianowicie "rowerem do tyłu" (prowadząc). A właściwie rower tyłem. Brzuch bolał mnie ze śmiechu! :).

Jak to robią profesjonaliści? Ano tak. Remigiusz Ciok w akcji na czerwonym ze Skrzycznego. W 1:25 nie wiedziałem jak sprowadzić rower a 3:54 to przejazd po korzeniach na powyższym zdjęciu. Jak z krawężnika! Polecam, bo to czyste wariactwo :).

W drodze powrotnej przez Bielsko, Wapenicę, Jaworze, Górki do domu. Reasumując. Fajny trip ze sporą ilością podjazdów i dobrą dawką technicznej jazdy. Dzięki Marzen za tripa!

Route 2,554,696 - powered by www.bikemap.net



Stecówka

  • DST 88.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:54
  • VAVG 14.92km/h
  • Podjazdy 819m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 kwietnia 2014 | dodano: 13.04.2014

Sobotni trip na Stecówkę z Ludziem. Pierwotnie zamierzałem zrobić zaległą Chatę Kamenity + Severkę ale ostatecznie pojechaliśmy w Ustroń i Wisłę. W planie była Stecówka od doliny Czarnej Wisełki z różnymi opcjami skrócenia. Do Ustronia bokami. Dalej do Wisły wzdłuż wałów tejże rzeki. W mieście mała przerwa na hot-doga (za gnijące punkty na karcie Super Vitay ;) ) i kawę na Orlenie. W Wiśle przed zaporą, nad wodospadem łaził jakiś odważny, choć neutralny "minowo" rowerzysta... ;).


Ludź po dogłębnej analizie sąsiednich urządzeń/konstrukcji hydrotechnicznych i wgłębeniu mnie w tajniki tychże miał lepszą zajawkę do dalszego pedałowania :).

Nad Zaporą na Jeziorze Czerniańskim... Mam słabość do takich zdjęć i rozradowanych na nich ludzi... a szczególnie Ludzia ;). Z tylu widać to zdecydowanie zbyt wielkie, srebrne, ciężkawe , dwukołowe kowadło! Ehh.


Wspólna jazda to i wspólne foto.

Zapodałbym tu jedno fajne zdjęcie Ludzia z profilu ale mogę mieć za nie przewalone więc nie będę się narażał :).  Będzie za to moje gibkie ciało. Hyhy :). Co za giętkość i zgrabność. Dobrze, że mi nic nie strzeliło w kręgosłupie


Oj tak mi dobrze..

Znad zapory pojechaliśmy kawałek doliną Czarnej Wisełki w stronę Przyszłopa aby poczuć klimat przyjemnego asfaltu i pluskotania potoku :). W drodze powrotnej plan był taki aby podjechać pod Zameczek (do Zameczku). Zawzięty Ludź zaczął ambitnie kręcić pedałami ośmieszając swoją postawą prowadzącą rowery (chyba) zagraniczną parkę. Przejechał obok owego Zamczku jadąc dalej do góry! Zapędziło mi się towarzystwo na dobre! Zaczęło potem trochę stękać ;) więc urządziliśmy mały postój przy drugiej bramie. Po łyku napoju wio do góry, rach ciach i przełęcz nasza :). Dzielny Ludź ciśnie!

Z przełęczy jeszcze krótki podjazd i przyjemnie sfaltem na Stecówkę. Na niej krókie jedzenie wraz z tym cholernym, sępiącym kotem! Zbyt często już go tam widuję i darmozjad zaczyna mnie najzwyczajniej drażnić ;)!

Ze Stecówki zjazd doliną Czarnej Wisełki (którą zamierzałem swoją drogą podjeżdżać) ale nie doceniłem zapędu Ludzia ;).

W drodze powrotnej niby już trochę z mniejszymi siłami... W Cisownicy spotkanie z jednym rowerzystą z Gliwic. Potem do Bodźka odebrać zaplecione nowe tylne koło do Kellysa. Transport koła odbywał się w sposób umożliwiający mi hamowanie jednym hamulcem (w drugiej ręce trzymałem i kierownicę i koło). Moje zdziwienie sięgnęło zenitu gdy niby sponiewierany Ludź zaczął rozpędzać na dobre na drodze z Dzięgielowa do Puńcowa. Założył największą tarczę z przodu (46 zębów!), najmniejszą z tyłu (14z) po czym z dumą rozglądał się za mną raz za czas. Ja jechałem spokojnie, bo nie zamierzałem wyrżnąć zwłokami z kołem w ręku! Przełożenie 32/11 było za wolne a wielkiego blatu nie miałem odwagi wrzucić. No ale Ludź ambitny i pedał w podłogę, ile fabryka dała. Akurat tak się złożyło, że byliśmy przed Puńcowem gdy przypomniało mi się, że w prawo odbija droga na Banotówkę. Postanowiłem przytemperować trochę zapały Ludzia i okrzykiem wydałem komendę: "W prawo!". Przejechaliśmy kilkaset metrów w tym kawałek chodzącego mi po głowie podjazdu ;). W trakcie ciśnięcia pod górę Ludź sam "sprowadził się na ziemię" po czym zawróciliśmy i już bez kozaczenia dojechaliśmy do Cieszyna :).

Fajny, spokojny trip. Jak zwykle śmiesznie i momentami złośliwie - jak za każdym razem. Dzięki! 
 


Route 2,552,865 - powered by www.bikemap.net



Tajniki Javorovego

  • DST 43.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 17.09km/h
  • Podjazdy 841m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 kwietnia 2014 | dodano: 13.04.2014

Robota układała mi się ostatnio nockami (po miejscu). Czasu na rower i tak było stosunkowo mało. Coś załatwić, po coś podjechać itp. W piątek przed południem po nocce a przed umówionym bieganiem wyskoczyłem na szybki Mały Javorovy celem zbadania singla (trasy) polecanej przez Andrzeja z Ustronia. No to jedziem przez Smilovice do Oldrzychowic/Gutów.
Jeszcze kontrola danych wysokościowych co do przewyższeń liczonych wg Garmina!



Start: spod bloku. Wysokość ok. 300m n.p.m (fota z końca tripu, ale miejsce identyczne).

W Gutach (zjazd z drogi koło przystanku wgłąb doliny).

Ciśniem pod górę autostradowymi szutrówami omijając tym razem singiel (zdjęcie z jazdy).

Pod wyciągiem widać miejsca zabawy niektórych zapaleńców zjazdowych... Muszę też to zbadać :).

Tutaj coś dla k4rela. Na MTB Trophy (chyba na III etapie) będziesz stamtąd zjeżdżał w dół...

... i pojedziesz w dół w dalszej części niezłymi agrafkami :).

Kontrola wysokości. Siodło pod Małym Javoroym (to co na tabliczce dwa zdjęcia wyżej).

Screenshot z Garmina. Różnica kilku metrów więc względnie.

Suma w pionie. Według danych wysokościowych z Garmina 762-300=462m. Na poniższym screenie 538m. Od domu mam kilka razy w dół (z czego na początek ul. Hażlaską zjazd 50m w pionie) więc te kilkadziesiąt metrów różnicy jeszcze po drodze w Ropicach wydaje się być realne.

Zielony z siodła do góry poszedł sprawnie, choć z kilkoma kapitulacjami. Skurczybyk jest dosyć techniczny ale genialny do szkolenia się! Korzonki dają się we znaki. Siła w nogach do podjechania jest, ale technika trochę leży :/. Napadało trochę śniegu (w ramach ostatniego ochłodzenia) więc kwietniowej jazdy po białym troszkę było :).

Podjazd niebieską trasą zjazdową również powoduje zwiększony rytm serca. Wszystko wyjezdne z odrobiną samzaparcia :).

Kontrola nr 2. Chata na Javorovym. 968m n.p.m (info na górze i na www). Wg Garmina 952m. Różnica na moją niekorzyść ale stosunkowo mała. Do zaakceptowania.

Całkowita wzniosłość na górze (suma podjazdów):

Od siodła pod Małym Javorovym wg info na tablicach 968m - 755m = 213m. Wg Garmina (różnica sumy podjazdów - na tym odcinku było cały czas do góry lub nieco po płaskim) 732m - 538m = 194m. Czyli znowu na moją niekorzyść ale to pomijam! Dochodzi jeszcze kwestia poprawności wysokości na tablicach ale mniej więcej się to zgadza z Garminem. Jak widać Garniak w miarę realnie sumuje wysokości. Wiadomo, że są odstępstwa (GPS mniej dokładnie wykazuje wysokości niż współrzędne płaskie) ale trzyma się to kupy. Test jest niezbyt profesjonalny ale pokazuje, że bikemap wybitnie zaniża przewyższenia!

Na górze paralotniarze :). Polacy również.

Rzut oka w stronę wieży:

Na wysokości drugiego słupa wyciągu przy trasie czerwonej faktycznie zaczyna się singlowo-endurowo-downhillowa trasa. Jest ostro! Niestety 80% sprowadziłem, ponieważ w lesie było strasznie ślisko. Do tego korzenie i inne niespodzianki. Szok! Nie widać pionowości ale uwierzcie mi, że temat jest poważny :)





Tu po prostu była rzeźnia!



Jak tylko będzie sucho trzeba tam wjechać! Ale to jak będzie sucho :). Heble czerwone na bank! 
Dla zainteresowanych więcej zdjęć tutaj: foty

Route 2,552,885 - powered by www.bikemap.net



Żermanice, Terlicko z elementami "hipoterapii"

  • DST 80.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 16.44km/h
  • Podjazdy 940m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 kwietnia 2014 | dodano: 09.04.2014

Uwaga! Wpis z dodatkową dawką humoru - tak jak było na wycieczce. Wiele rzeczy przesadzonych, ale o to chodzi. Ludź niech się nie oburza, bo tu ma być zabawnie a nie drętwo!

A więc niedziela spędzona wycieczkowo z Ludziem. Jest coraz lepiej z jego formą. Pierwotnie mieliśmy zaliczyć w końcu jakąś górkę. Wpadła mi na pomysł Kamenna Chata + Skalka (asfaltem) ale stwierdziłem, że to jeszcze nie ta pora. Na szybciora wyklikałem na cykloserverze (a jakże) w miarę ciekawego tripa, wgrałem na Garmina i w drogę. Terlicko i Żermanice jak najwięcej bokami z nutką jazdy w lekkim terenie. Przyznam się bez bicia - nie ujeżdżam tych terenów zbyt często i znam je słabo. Trzeba byłoby to w końcu nadrobić! Ta wycieczka pozwoliła mi się przekonać, że jednak nie jest tam tak nudno! O tym za chwilę. Ujeżdżałem Merdię na terenowych laczach, bo Kellys zdefektowany.

Najpierw w stronę Stonavy przez Louki u Karvinej. Obok kopalni CSM Jih (południe), CSM Sever (północ). Następnie obok kopalni Darkov (Dul Darkov). Tak jak pisałem - najbardziej bokami - tak też było. Po drodze wyraźnie widoczne skutki działalności górniczej... Ludź i moje stare, czeskie wozidło...

W następnej części tripu jazda po świetnych szutrówkach w lesie w okolicy Górnej Suchej i Albrechcic. Na zdjęciu to coś co mam między uszami...

Patrząc na poniższe zdjęcia następnym rowerem będzie chyba 29'. Przecież ten widok jest komiczny! Wyglądam jakbym jechał na składaku!

Trochę na południe od Górnej Suchej (Horni Sucha). 26ty kilometr trasy. Ludź w łagodnym terenie. PRAWIE jak sekcja korzenna :). Uśmiech na twarzy, wiatr we włosach - o to mi właśnie chodzi!!!

Dalej takie esy floresy. Super tereny na początek! Semi-slicki dały od biedy radę :).

Jakieś strumyczki, potoczki i trochę zabawy... Ludź w tym miejscu wykazał się nieoczekiwanym przeze mnie refleksem. Byłem przygotowany na powtórzenie tego czynu co najmniej kilka razy. Udało się za pierwszym podejściem (przynajmniej tutaj Ludź nie był złośliwy ;) )..

Fota z drugiej strony. Widać, że knedle śmigają tam na rowerach. Sporo ścieżek do zabawy (nad Ludziem pijącym wodę).

Ciekawe formy rzeczne a właściwie potoczne, strumyczne. Wyraźnie widoczne meandry.

Dotarliśmy do Terlicka. Czas na krótkie żarcie.

Z Terlicka rzut beretem do Żermanic. Jedziemy i w niedługim czasie docieramy nad kolejny zbiornik wodny. Spostrzegam huśtawkę. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności połączonej z kompromitacją (mam gorsze zdjęcia - to wygląda jeszcze całkiem normalnie).

Ludź też skorzystał z huśtawki. Nie wiem tylko czemu zaczął ćwiczyć Jogę. Albo to kopniaki wycelowane we mnie w przyszłości...(czyt. po tym wpisie).

Chociaż chyba nie jest tak źle...Sweeeeet. Ahhh. Jeszcze jedno. Nie można pominąć tych oczojebnych, nowych butów do biegania w terenie (górskim!). Ale co tam buty.......................

Na zaporze w Żermanicach.

Mój zamiar był taki, aby objechać jezioro i wrócić przez Domaslavice do Cieszyna. Popatrzyłem na Garmina i na nie do końca sponiewieranego Ludzia. Ludź do tej pory w trakcie jazdy był czasem ambitny. Momentami bardzo mocno deptał po pedałach. Niestety.. brutalna rzeczywistość szybko sprowadzała go na ziemię. Po kilkunastu sekundach ostrzejszego pedałowania sytuacja wymagała, aby drugi, taki sam okres czasu odczekać w celu możliwości porozumienia się z nim z powodu, nazwijmy to, zaawansowanego oddechu (tudzież bezdechu) ;-). Pokręciliśmy w stronę Pazdernej i ni stąd ni zowąd po chwili, po prawej stronie wyrosła nam stadnina koni. Muszę pisać co to oznacza? Nie muszę ale napiszę!

Zaczęło się spokojnie. Koń zaczął poznawać Ludzia.

Amant spodobał się Ludziowi od razu! A ja patrzę na to wszystko prawie z pianą kipiącą mi z ust...
 
Zaczyna się robić gorąco. Coraz bliżej... i bliżej... Myślałem, że zwariuję.

Napatoczył się kolejny agent! Ejjjj! Nie tak ostro! My się tak dobrze jeszcze nie znamy!

Pierwszy amant wziął Ludzia na bliskość a Ludź próbował go zwerbować czekoladą. Co tam masz?

Takiej sytuacji ta świnia nie mogła zmarnować. Przy moim oburzeniu, na moich oczach rozpoczął swą grę (pewnie wstępną). Najpierw zaczął od tarmoszenia kasku...

Całe szczęście, że Ludź znalazł szybko czekoladę i nie musiałem dłużej na to patrzeć. I tak amantowi nie podeszła (szkoda, że się nią nie udławił! - świnia)... ;)

Moją przedwczesne zadowolenie szybko ucichło. Zleciały się kolejne napalone typy... (pewnie na czekoladę). Tutaj biodro, tam nóżka, tu Cię pogłaskam, tu się ucieszę... Wrrrr.

W dalszej części uniesień zagotowała mi się krew w żyłach i tętnicach. Sekcja rozbierana a Ona zadowolona! Nie może być! Musiałem reagować!

W roztargnieniu i ataku paniki zacząłem rwać trawę aby odpędzić te świntuchy od Ludzia. Coś tam na mnie poleciały (podawałem im prosto z ręki). Ludź wpadł na podobny pomysł i szans już nie miałem... ;)
Ojej, jakie to urocze... W tym miejscu choć na chwilę chciałbym być koniem... Chociaż. Może nie, bo konie nie jeżdżą na rowerze!! Haha!




Dobrze, że zadowoliły się chociaż moim kolanem. Świnie!

Po około 30 minutach zakończyły się te prawie erotyczne sceny i pojechaliśmy dalej. Uff. Choć Ludź miał zapewne sporo myśli w głowie. Ten uśmiech jakiś taki podejrzany...

A ten już z powodu braku czucia nóg po podjeździe + utraty świadomości. Ale Ludź tak lubi!

Żermanice. Krótkie jedzenie.

Po ostatnim podjeździe przed Czeskim Cieszynem. Oj, oj, już była mała sponiewierka na twarzy Ludzia :).

W Cieszynie pojechaliśmy jeszcze do Lasku Miejskiego zmierzyć GPSem długość trasy do biegania. Są tam fajne, choć łatwe ścieżki - takie w sam raz do rekreacyjnej jazdy. Ale i tak na jednej z nich Ludź (jak to określił) WYPADŁ!!! Moim zdaniem trzeba na nowo zdefiniować to pojęcie. Można by było podejść, pogłaskać i przytulić... ;). Ale nie do Ludzia! Broń Boże! Chyba, że jesteś dziewczyną!


W ten oto sposób zaliczyłem kolejną udaną Niedzielę w ramach tripu z Ludziem. Ludziowi zostało pewnie trochę w nogach, ponieważ trasa nie była do końca płaska. 900m w pionie z hakiem i 80km to już jednak coś (jak na początek)! No i przede wszystkim - wszystkie podjazdy wyjechane. W Superiorze jest twarde przełożenie. Z przodu 26 z tyłu 28 więc prawie 1/1. Gdyby nie moje łagodne serce ;) ;P pojechalibyśmy w końcówce podjazd pod strefą przemysłową w Czeskim Cieszynie. Tam byłaby kaplica i zniesmaczenie Ludzia. Mniejsza z tym Fajnie się bawiłem. Sporo śmiechu i radochy :). Oby tak dalej :). Dzięki!!!

W porządku. Za zgodą Ludzia wstawiam film. Dla zaspokojenia oczekiwań samców, bo widzę, że niektórzy nie są do końca usatysfakcjonowani samym czytaniem... ;).

Route 2,544,440 - powered by www.bikemap.net