Wrzesień, 2014
Dystans całkowity: | 545.00 km (w terenie 180.00 km; 33.03%) |
Czas w ruchu: | 34:29 |
Średnia prędkość: | 15.80 km/h |
Suma podjazdów: | 10924 m |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 136.25 km i 8h 37m |
Więcej statystyk |
Beskydsko-Javornicka Bezecka Magistarala
-
DST
174.00km
-
Teren
90.00km
-
Czas
13:07
-
VAVG
13.27km/h
-
Podjazdy
4182m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W ubiegłym roku jadąc po zostawioną pompkę w Koprzywnicy (po
Drtiću 2013) natknąłem się na Konećnej na tablicę prezentującą magistralę
biegową (narciarską) po stronie słowackiej. Zrobiłem focisza owej tablicy i
przeanalizowałem trasę na czeskim Cykloserverze. Pomyślałem żeby ją przejechać na rowerze.
Siedziała mi w głowie aż do niedawna. Postanowiłem się wybrać. Biegowa
magistrala zaczyna się za Bumbalką i biegnie aż do Cadcy po paśmie górskim
Wielkich Javorników. Ma około 50km (oczywiście w terenie). Jechać przez Czadcę
do Turzovki i na górę było kiepskim pomysłem dlatego dołożyłem do magistrali
wschód słońca na Łysej (dzień wcześniej padało a na niedzielę miała być extra pogoda)
i bez wątpienia najlepszy terenowy odcinek zeszło- i tegorocznego Drtića. Rzut
okiem na historię z kamer na lysahora.cz. Wyjazd o 03:30. Asfaltami do Krasnej
i szutrówami po ciemku (fajnie ;) ) na górę z końcowymi dwoma kilometrami po
asfalcie. Na górze około 40 osób (w tym ekipa z czeskiej telewizji). Fajne
widoki. Poniżej wschód z Tatrami na horyzoncie. Po prawej od Tatr była caluśka
Mała Fatra od Rozsutców po Velką Lukę. Ponoramy nie dało się zrobić, bo padł mi
wyświetlacz w aparacie – robiłem przez wizjer. Ciężko było w ogóle uruchomić
„na czuja” tryb panoramiczny z menu.
Mała Fatra
Mgły przedzierające się przez zbiornik Szańce do Frydlantu.
Na górze trochę czasu mi zeszło. W dół czerwonym z
przechodzeniem przez barierki wzdłuż asfaltu. Super kamerdolnia, szczególnie w
górnej części. W drodze na Visalaje z rana same rarytasy.
Podjazd pod Biały Krzyż z zerwaniem linki przedniej
przerzutki przy mocowaniu. Postrzępiła się i została na jednym druciku.
Podniosłem przerzutkę 2cm do góry (aby złapać linkę). Zmieniarka w tym
położeniu nie działała za dobrze ale na tyle względnie, że bez problemu dało
się jechać. Za Białym Krzyżem to co najlepsze czyli
singlowo-korzeniście-kamieniście. Uwielbiam.
Dalej już nie było tak kolorowo. Sporo wilgoci, błota,
grzebania się. Po drodze barany...
... a za nimi kilkukilometrowy, rozdeptany przez
nie szlak (a raczej błotnista breja). Przez chatę Kminek (z przerwą na
jedzenie)...
... Masarykovą do Bumbalki. Koniec trasy Dtrtića i przejazd w stronę
Makowskiej Przełęczy przez Trojaćkę. Potem dalej wzdłuż granicy w sporym błocie
i w bardzo mokrych warunkach przez Lemesną z minięciem pięciu czeskich MTBków…
… i przez przełęcz pod nią na stronę słowacką. Pod Hricovcom
początek magistrali.
Na magistrali mokre tereny w lesie (sporo błota i grzebania
się z uślizgami) oraz nieco bardziej suche na otwartych przestrzeniach. Fajne
widoki po drodze na Małą Fatrę i dalsze pasma górskie w kierunku
południowo-zachodnim (w tym na Klak). Na trasie.
Osada Gregusovci i widok na Małą Fatrę.
Dalsze widoczki po drodze. Łysa (na środku) i Travny.
Górki na południowy zachód od Małej Fatry. W tym najwyższa
górka mniej więcej na środku to chyba Klak (1352m n.p.m.).
Trochę po łąkach…
… i w błotku.
Takich bagnistych miejsc w drugiej części magistrali było naprawdę multum. Na zdjęciach nie widać ale piszę poważnie. Co chwilę schodziłem z rowera w pełni podirytowany tym stanem rzeczy.
Kompletne nieporozumienie. Drogi rozjeżdżone, rozorane przez traktory, motory,
quady i inne maszyny. Tor przeszkód czasem nie do obejścia! Po drodze
niezliczone ilości tych pojazdów. Słowacy urządzają sobie tamtędy chyba
rozrywkowe off’roady w ramach niedzielnej rozrywki. Wiele razy krew się we mnie
gotowała… Karabin i strzelać!
Jakubovski Vrch i widok w stronę polskich i czeskich górek.
Skrzyczne, Barania (po prawej), Połomy (po lewej) itd...
Jeszcze raz Mała Fatra przy zachodzie słońca.
Widać też było całkiem wyraźnie Tatry (na horyzoncie).
Jeszcze wygrzebanie się na Chotarny Kopec i w dół do Czadcy.
Z Czadcy już po ciemku do domu. Byłem już dosyć mocno zbity z tropu a więc
jazda kompletnie na luzie.
Po tripie rower do mycia i rozbiórki. Kompletna demolka. Luz na tylnym kole okazał się poluzowanym bębenkiem. Dobrze, że się nie odkręcił bo bym był w czarnej...
Zdemontowałem i
wyczyściłem (najpierw w wodzie, potem w ropie) wszystko prócz bębenka, przedniej piasty i widelca (tego akurat oczywiście
zdjąć musiałem do reanimacji sterów).
Suport się zatarł. Niedawno nabite nowe łożyska przestały się obracać… Pełno
błota w środku. Wspaniały HTII.
Fajne, nowe tereny. Gdyby warunki były trochę bardziej suche
to wspominałbym je milej. A tak to trochę mi czasem poszkubało nerwami… ;). Pod
względem wysiłku (mokre warunki i
kilometry w terenie) zdecydowny trip sezonu. Szkoda, że samemu… Mnóstwo czasu spędzonego przy rowerze. Nie ma jak potripowy (niczym po/przedsezonowy) serwis roweru... 90km (+-5km) w terenie. 100km w pionie w tym roku strzeliło. Więcej fotek (również ze wschodu słońca) tutaj: Fotki
Kilka czeskich górek
-
DST
98.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:21
-
VAVG
15.43km/h
-
Podjazdy
2074m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tylne koło zrobione u Remika. Szprychy ponaciągane. Ostatni odcinek pancerza uszczelniony końcówkami z noskami (nie do zdobycia w Cieszynie!) i koszulką termokurczliwą. Dosyć zmieniania pancerza co każdy błotnisty wypad!
Ostatnio nie mam możliwości na jakiekolwiek aktywności rowerowe. Z pozostałymi też krucho. Szał z eksportami do Włoch. Pełno telefonów. Gorzej z powrotami ale mamy taką stałą jedną robotę no i od 3 tygodni wolne tylko niedziele. Reszta poza granicą :/.
Niedzielne kręcenie po czeskich górkach. Trochę w górę, trochę w dół. Można byłoby prościej no ale trzeba sobie dawać w tyłek i tłuc coś w pionie. Pod Javorovym uratowałem Czecha z urwanym łańcuchem. Nie miał bidula zakuwacza. Strasznie dziękował. Chciał postawić piwo ale... zamiast tego popedałowaliśmy trochę razem. Jazda na tripie kompletnie bez polotu, sił, chęci. Nogi, głowa - nic nie funkcjonowało. Do wymazania!
Z Gutów na Gutskie SIodło, zielonym na Javorovy. Dalej na Sindlenę, pod Kałużny... Sporo błota i "bahna" jak się dowiedziałem od knedli jadących w odwrotnym kieruku.
...pod Ostry...
...w dół do Kosarzysk żółtym i w górę na Kamenity, Slavić, pod Połomy z małym błądzeniem po dzikich trawersach.
Spod Połomów do Moravki i na koniec przeklęty niebieski na Kotaż. Szlag, bo jest skubaniec ambitny w pionie. Wyjechane z 2 czy 3 postojami. Tfu!
Z Kotaża niebieskim do Komornej i do Cieszyna (od Moravki już przy hałasującym napędzie).
Na tripie generalnie padacznie ale morda i tak ucieszona. Przerzutka działa jak ta lala. Poskutkowało z uszczelnieniem.
Po mokrych asfaltach (XC Skoczów+górki)
-
DST
140.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:50
-
VAVG
20.49km/h
-
Podjazdy
2032m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Merida zdefektowała po ostatnim wypadzie na trasę mega maratonu w Istebnej (strzeliła szprycha w tylnym kole przy kołnierzu piasty). Nawet nie wiedziałem kiedy. Mocno popadane, sporo błota w górach więc ruszyłem górską szosę na twarde nawierzchnie. Z Andrzejem i Łukaszem pooglądać zawody XC w Skoczowie. Na starcie patrzę... Biker w ciuchach Remik Bike. Po 10 sekundach kapnąłem się, że obok niego (Bartosza) stał Remik. Trochę pogadaliśmy i wio! Remik na endurowej maszynie Gianta :). Wszystko chyba na XTR.
I Bartosz... Patrzcie na rower - pierwsze kółko! (3x6km). Pełno błota!
Remik dojechał trzeci (na endurówie wypas!)... (rower z błotem).
...a Bartosz w końcówce urwał przerzutkę (nie hak). Wszystko pozaklejane błotem! Dosłownie wszystko. Kółka przerzutek się nie kręciły i wszystko padało. Zwinęliśmy się. Dojechał Waldek i w 4 popedaliliśmy do Ustronia. Cieszyniacy pojechali do domu, Waldek ze mną kawałek dalej i potem już sam na Kubalonkę ul. Kasztanową (shit! - wyryp po płytach jak się patrzy! młynek i zabójcze tętno - nie trzeba jeździć w Żywiecczyznę pod Krawców Wierch). Nigdy już nie pojadę głowną drogą :). W Jaworzynce bardzo trudna trasa górska... Nie ma żatrów ;).
Z Jaworzynki przez Hrczawę, po pagórkach pod górami i na Javorovy na Kofolę (od Istebnej w niewielkim ale jednak deszczu). Widoki żadne. Wszystko w chmurach. Z Javorovego do Cieszyna. Cały mokry..
Trasą mega maratonu MTB w Istebnej
-
DST
133.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
08:11
-
VAVG
16.25km/h
-
Podjazdy
2636m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasą mega maratonu MTB w Istebnej. Może napiszę coś tu więcej wkrótce. Kiepsko z czasem. Rowery się sypią, szprychy pękają po takich tripach i w ogóle. Było grubo. Ekipa chciała mnie zatłuc za tą wyrypkę ale ostatecznie wszyscy zadowoleni!
Moje focisze z tripu tutaj: foty
Filmos :)