Styczeń, 2015
Dystans całkowity: | 242.00 km (w terenie 35.00 km; 14.46%) |
Czas w ruchu: | 12:11 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Suma podjazdów: | 2937 m |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 80.67 km i 4h 03m |
Więcej statystyk |
Bahenec
-
DST
82.00km
-
Czas
03:48
-
VAVG
21.58km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Podjazdy
1099m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bardzo rzadko zdarza mi się wolne popołudnie w ciągu tygodnia. Udało się w czwartek. Poszedłem do rowerowego po pancerz przerzutki. Zmieniłem ostatni, piętnastocentymetrowy odcinek tylnej zmieniarki w Górskiej Szosie (przerzutka niby działała ale nie tak jak tego chciałem). Po wymianie nówka. Śmiga lepiej niż w Meridzie (ta w białym rowerze przyżyła już jednak wiele więcej błota i prostowań).
Po wymianie skoczyłem do Trzyńca do księgarni po mapę Małej Fatry. Szkoda było marnować możliwości kręcenia więc popedaliłem na Bagieniec "aslaftem" od Pisku. W cudzysłowie dlatego, bo asfalt zgodnie z przywidywaniami był w znacznej mierze lodowiskiem. Znowu tańce i wygibasy na semi-slickach ;). Ale je to w gruncie rzeczy lubię! Nauka utrzymania równowagi - gratis ;). Prawie wyrżnąłem na podjeździe. Ten akurat jest łagodny, bez problemu na średnim przełożeniu.
Trzyniec. Z tyłu Godula.
Chata na Bagieńcu
Naturalnie Shrek i Fiona przy swojej posiadłości ;)
Na wypadzie tradycyjnie już mocno wiało. W stronę Jabłonkowa trudno było utrzymać przyzwoitą prędkość. Huragan w twarz. Powrót przez Pisećną, koło szpitala w Trzyńcu i Leszną. Dodatkowa rundka podjazdowa po Cieszynie. Kilka interwałowych podjazdów z zaawansowanym oddechem i piekącymi udami. Trzeba rozruszać zaruściałe nogi przed wiosną!
Pszczyna
-
DST
103.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:21
-
VAVG
23.68km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Podjazdy
599m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
W ogóle tego nie planowałem. Zamierzałem pokręcić krajoznawczo po okolicznych wioskach (przewidywane bagno w górskim terenie) a wylądowałem w Pszczynie. Wietrznie, w drugiej części wypadu przelotne opady śniegu no i "wmordęwind". Poza tym wiało głównie z boku. Najlepiej jechało się ze Strumienia do Pszczyny, bo bez oporów powietrza ;).
Strumień
Zahaczyłem o rodzinną wioskę znajomej Karoliny Z. Brzeźce k/Pszczyny. Wioska jak wioska. Najwyraźniej wśród typowych zabudowań wyglądał jedynie (a jakże!) d...y kościół... ;)
W Pszczynie podjechałem pod Pałac. Nie widziałem go jeszcze a zewsząd znaki pokazywały mi, że coś takiego tam jest. Poza tym w radiowej Jedynce słuchałem kiedyś audycji o tym zabytku. Podobno hodują tam jakieś Daniele czy Jelenie. Nie wiem :P.
Ścieżki w parku koło Pałacu. Fajne tereny.
Pałac.
Pokręciłem się po Pszczynie. W centrum na rynku lodowisko. Początkujące dzieciaki fajnie jeżdżą z pingwinami (te drugie są na nartach) ;). W Cieszynie są tylko wynalazki w stylu "balkonik" (pozgrzewane z szarych rurek PCV do instalacji wodnej).
Z Pszczyny przez Goczałki. Zapora. Fajne, krystaliczne dźwięki obijającego lodu o betonową przegrodę. Szczególnie, że fale były dość duże.
Z Goczałek wiślańską trasą rowerową, głównie w lekkim terenie - aż do Drogomyśla. Trochę błotka, lodu, ale ok! Kilkunastu spotkanych rowerzystów.
Stawy hodowlane w Gołyszu k/Ochab.
Z Ochab standardowo do Cieszyna. Na tripie nic nie zjadłem. Wypiłem 400ml herbaty z bidonu. W kieszonce miałem 2 snickersy ale nie chciałem faszerować się słodyczami. Żołądek się domagał ale postanowiłem go trochę poćwiczyć, co przełożyło się na słabe deptanie w drodze powrotnej pod wiatr. Chyba go nie da się oszukać... ;). Dobry, nie za długi wypad. Jazda pod porywisty wiatr trochę mnie przećwiczyła.
Ciemno-biały czeski klasyk
-
DST
57.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:02
-
VAVG
14.13km/h
-
Temperatura
-2.0°C
-
Podjazdy
1239m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niemożliwym było nie wsiąść na rower w Nowym Roku. Nie jestem przesądny ale wyrażenie "Jaki Nowy Rok, taki cały rok" znowu (jak co roku) zbyt mocno penetrowało mi głowę. Nadrobiłem z małą nawiązką to, co miałem zrobić ostatniego dnia 2014r. Mały Javorovy-Praszywa po zmroku.
W Nowy Rok, w ciągu dnia byłem z buta w paśmie Javorovego. Mocno udeptane ścieżki, kompletnie zimowe klimaty powyżej 800m. Wieczorem zdecydowałem się na rower w tamtych rejonach. Podjazd standardowy - od Gutów szlakiem niebieskim. Na górze szczytami wszystko było super oprócz odcinka Sindelna-Pod Velkym Lipovym. Ludziska zamiast iść dobrym pod rower trawersem, udeptywali biegnący szczytem szlak czerwony. Tym samym trochę motałem się z grząskością ale blask księżyca dodatkowo rozjaśniał mi drogę. Jedno OTB po drodze i małe błądzenie przy zjeździe z Praszywej (nie ma jak ciekawość: "dokąd prowadzi ta droga"). Byli też trochę zdziwieni ludzie na Kotażu ;). Zamieniłem z nimi kilka zdań. Super wypadzior!
To coś poniżej to podjazd na Javorovy. Rower i wieża z czerwonymi świecidłami...
Na górze. Taki mamy telefon... ;)
Pierwsze kilometry i metry w pionie w Nowym Roku zaliczone ;).