Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Łysa Góra górami z bbRiderZ

  • DST 167.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 09:38
  • VAVG 17.34km/h
  • Podjazdy 2832m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 sierpnia 2013 | dodano: 18.08.2013

Zostałem ostatnio "wchłonięty" facebookowo do grupy bbRiderZ - mniejszych i większych wariatów rowerowych orających (dosłownie) nasze nierowerowe Beskidzo-Śląskie, Beskidzko-Żywieckie, Beskidzko-Małe i nie wiem jakie tam jeszcze szlaki. Część z ludzi znałem wirtualnie z bikestats. Doskonała okazja aby poznać ich w realu + kilku innych zakręconych rowerowo. Z częścią bielsko-okolicznej drużyny zderzyłem się już na tripie po - jak się okazało - kapciowym Beskidzie Śląskim. Chłopaki zaplanowali jednak wcześniej na fb kolejny cel: zdobycie Łysej Góry - najwyższego wzniesienia Morawskośląskich Beskidów w Czechach - zwanego inaczej po czesku "Kralovną Moravskosleskych Beskyd" (bardzo mi się podoba to określenie). Wysokość góry to 1323m n.p.m. Byłem już tam kilka razy, w tym na Koprivnickym Drtiću. Grzegorz z Marzeną z bbRiderZ nieskutecznie próbowali ją ostatnio zdobyć krążąc gdzieś po Frydlandzie i Starych Hamrach tłukąc na rowerach bez celu 180 km (pomijam to co zostało w nogach!):). Hehe. Zaproponowałem znanemu mi już wcześniej z tej grupy Pawłowi (piaseq) (główna postać ekipy) dwa warianty przejazdu. Miało być jak najwięcej terenu. Po wytyczeniu trasy na cykloserverze ni stąd ni zowąd zostałem mianowany "przewodnikiem wyprawy". Głównie z racji znajomości tych terenów. No trochę pojeździłem po tych czeskich górkach ale... no... bez przesady. Plan: zbiórka na stadionie w Jaworzu o 7 rano w niedzielę. Początkowo zainteresowane 4 osoby. Patrzę w sobotę - jest 7. Będzie dupnie!! Skoro taki trip: trzeba zrobić zakupy. Jak głupi nakupiłem w owadzie 3 bułki, batooony, snickersy, sezamki, izotonika, colę, banany i Bóg wie jeszcze co. Załadowałem to do plecaka razem z trzema linkami do przerzutki, szmatą, zielonym FinishLinem - skutecznie urósł do ładnych myślę 5kg. Napęd wyszorowany i wypucowany. Wyjeżdżam z domu o 5:40 naprzeciw bbRiderzom aby spotkać się z nimi w Jaworzu na 7mą (tak trochę nie w tą stronę ale kij z tym). No ja... trzask jeden, drugi - mój wspaniały zajechany napęd. Po 500m musiałem wrócić jeszcze do domu bo... przecież trzeba jeszcze coś nalać do bidonów! Omg. Wiedziałem, że ta wycieczka pod względem potencjału wykorzystania nóg (z powodu napędu) będzie makabryczna. Trochę mocniejszy nacisk na blacie na pedały to trzask, zgrzyt, huk, przeskoczenie łańcucha na zębach korby/kasety. Nie odpuściłem jednak tak fajnie zapowiadającej się wycieczki, starając się stosować trochę większą kadencję (lubię jeździć jednak raczej siłowo - to też katuje mi napęd). Do Jaworza (całkowicie bokami) docieram o 7 i mam jakieś kilkaset metrów do stadionu (może 1-2km). Z przodu widzę napierającą grupkę bikerów, którzy z daleka wołają: "Marek, nie w tą stronę. Pomyliłeś kierunki". Hehe ;). Zawracam, patrzę. Tylko Marcin i Marzena z plecakiem. Paweł z pomysłowo zamocowanymi taśmą izolacyjną dwoma Oshee'ami (dnami do siebie) do dolnej rury ramy. Okazało się, że miały być jednocześnie skuteczną ochroną przed wydostającymi się spod przedniego koła kamieniami na jego szaleńczych zjazdach ^^ ;-). Poza tym taśma izolacyjna przydała się do przyklejenia dwóch bananów do rury sterowej i górnej oraz trzech batonów musli... Rower obwieszony pomału jak choinka.

Kuba (jakubiszon) wysposażony na mój gust jak na 30km. Jakiś banan, izotonik. Grzegorz, torebka/torba "na zadzie". Arek bez plecaka. Coś tam w kieszonkach. Ogólnie prawie cała ekipa pełen luz i chyba z myślami "jakoś to będzie". Ja tym samym zafundowałem moim zakupom wspaniałą podróż w plecaku. Był to bagaż który chyba miał mnie jedynie bardziej zmęczyć (większość rzeczy, w tym 3 bułki przywiozłem do domu).
Z Jaworza w dobrych humorach, przez Górki Małe, Lipowiec, Ustroń docieramy na Budzin (szlak żółty - BARDZO trudna trasa górska). Ironicznie zaczęliśmy gadać o elektrycznych wyciągarkach, czekanach i innych gadgetach niezbędnych dla naszego przeprawienia się przez tą okropną, szutrową, w miarę łagodną i równą jak stół ścieżkę w lesie. W międzyczasie Marzena, nieco wtajemniczona już w moje ekcesy z odebraniem pompki w Koprzywnicy, zaproponowała mi abym opowiedział tą historię chłopakom. Tak więc część trasy głosiłem moje przeżycia z p. Romanem Lipovym i straconą "pumpićką". Było wesoło. Z Budzina na Nydek, Bystrzycę i podjazd niebieskim szlakiem pod Ostry (przyjemnie leśne ścieżki). Następnie wbicie na trasę rowerową a na niej chwila przestoju (fajne widoki) i skok w bok na ostrężyny.



Dojeżdżamy pod chatę pod Ostrym, krótki przestój i jazda dalej, bo dzień jest krótki. Przez siodło w stronę Slavica z lekkim podjazdem. Na tym podjeździe chcę trochę mocniej przycisnąć w pedały co kończy się zerwaniem łańcucha - jak się okazało - na spince. Kiedyś się to musiało stać, bo takiego zjechanego łańcucha - jak to powiedzieli chłopaki - jeszcze nie widzieli.
(fot. Arek)
15 min naprawa (część ekipy pojechała dalej) i luz, blues szczytami aaaaaż do Slavića. Perfekcyjnie i w dobrym tempie. Tam napotykamy Waldka i Andrzeja, którzy zrezygnowali z udziału w tripie a którzy wyjechali nam na szlak po drodze (miło).


Po krótkim jedzeniu i uzupełnieniu płynów pojechaliśmy dalej w stronę Małego Połomu. Świetnie. Czerwony szlak bardzo fajny (nie jechałem nim tam jeszcze).

Jadę za Pawłem, jego technika na zjeździe budzi mój podziw. Sprawnie omija drzewo kawałkiem ściółki o szerokości ok 30cm (z drugiej strony była rozjeżdżona koleina). Dla mnie jednak za wąsko. Wpadam w nią i efektownie wyskakuję jak z katapulty z rowera. W locie wypadają z bocznych kieszonek plecaka jak z armaty 0.5l wody i 0.5l izotonika. Jadąca nieopodal Marzena hamuje bardzo awaryjnie. Było śmiesznie ;). Dalsza częśc trasy bardzo fajna.

Docieramy pod Mały Połom trawersami. Gestykulująca Marzena na jakieś złośliwe (żartobliwe) hasełka ze strony płci męskiej (w kupie z tyłu) ;):


Marzena:

Marcin:

Mijamy Mały Połom prześwietnym, choć trochę za krótkim singlem. Chwilę później Grzegorz łapie kapcia a ... Kuba wykorzystując sytuację idzie w krzaki... po jagody.



Dalej w stronę Białego Krzyża/Chaty Sulov. Jak tu nie jeździć po takich szlakach bez telewizorni?

Łysa Góra coraz bliżej:

Docieramy do Białego Krzyża:

I potem w dół do Visalajów:


Tam zmiana planów - jedziemy czerownym do asfaltowego podjazdu na Łysą i kto chce - czerwonym lub asfaltem na górę. Czerwony szlak z Visalaje do asfaltu na Łysą z jakimś krótkim smarowaniem prętów siodła i defektem widelca Marcina:

A tak Paweł spuszczał izotonik do swojego bidona wprost z podramowych zapasów:

Docieramy do asfaltu. Częśc ekipy jedzie drogą a Paweł, Kuba i ja zdecydowaliśmy szlakiem. Paweł pocisnął do przodu a my z Kubą trzymaliśmy się razem choć ja zdechłem i musiałem trochę więcej podprowadzić. Krzyżując szlak z asfaltem postanowiliśmy jednak jechać utwardzoną drogą, bo czerwony zbyt rowerowy nie był (choć Paweł większość jechał - ale to inna liga MTB). Na podjeździe na Łysą mam małe odcięcie prądu. W dodatku w słońcu. Nieciekawie. Prędkość turystyczna 7-8km/h przełożenie 1,4; 1,5 i toczymy się na górę. Wyjechaiśmy koło 14:30. Paweł i Grzegorz już zdążyli zwiedzić szczyt. Widoki świetne.
Smrk, Knehyne, Radhoszcz:

Skalka, Ondrejnik:

Frydek Mistek:

Frydlant nad Ostravicą:

Panorama raz:

Panorama dwa:

Kawałek zbiornika Szańce:

I ja:

Na zdjęciowaniu i analizowaniu szczytów trochę mi zeszło. Zjechałem w dół. Ekipa rozpasiona w trakcie konsumpcji spaghetti/zup czosnkowych. Jeszcze chwila siesty i podjadania wiezionych przeze mnie w plecaku orzeszków ziemnych.
Jeszcze raz na górę po wsólne foto:


Po czym Paweł, wyraźnie zniesmaczony ideą zjeżdzania w dół i wbicia na trawers postanawia zmierzyć się z żółtym szlakiem. Ostrzegałem, że jest ciężki już do podejścia ale się skusił. Miejsce zbiórki: przecięcie trawersu/szlaku. Paweł pojechał a my wstąpiliśmy jeszcze na "taras" trochę pofocić:


Kuba:

Grzegorz:

Marzen:

Zjazd w dół. Na miejscu zbiórki czeka już Paweł, który na szczęście żyje i stwierdza, że długo na nas (fotografów) czekał. Jak się okazało: miał co robić na tej stromej ścianie najeżonej kamieniami:

Marzena dojeżdża do nas przestrzelając skręt na żółty szlak, uradowana od ucha do ucha jakością trawersu. Niezaciekawiona raczej pomysłem zjechania żółtym postanawia jednak jechać za nami "aby było ciekawiej". Noooo... na dole klocki były przypalone. Marcin szczególnie zasmrodził powietrze.



Pojechaliśmy w dół do Krasnej iprzez Raskovice, Vysni Lhoty do Komornej. Miał nas przedjechać Daniel ale coś nie zagrało. W Komornej postanowiliśmy się nie tłuć trasą 46 pod górami tylko zjechać niżej i przez Hnojnik, Ropicę (pola golfowe), dojechać do Trzyńca. W Ropicach upragniona kąpiel nóg z moczeniem pampersa:

Ja też moczyłem ale akurat poszedłem pilnować dwóch (czternastu?) kół.
&feature=youtu.be
Z Ropic pojechaliśmy koło huty w Trzyńcu do ronda i w górę do Lesznej. Tam na górze krótki popas:

Po postoju postanowiłem pożegnać się z towarzyszami wyprawy życząc im szczęśliwego powrotu do domu. Słońce jeszcze było całkiem wysoko, ale ciemność gdzieś pewnie w Bielsku w końcu nadeszła:

Mnie nie dotknęła. Dojechałem spokojnie do domu przez Dzięgielów i Puńców.
To był jeden z bardziej wypaśnych moich tripów. Świetni ludzie, dużo śmiechu, makabrycznie dużo przyjemności z jazdy. Kto nie był niech żałuuuuje!!! Pragnę w tym miejscu podziękować wszystkim uczestnikom jak i napotkanym znajomym za dobrą atmosferę i mega trip! Do następnego! Niestety muszę doprowadzić rower do stanu jezdnego, bo obecnie jeździć już nie chce.
Dodam, że nie mogło obejść się u mnie bez kolejnej pękniętej... szprychy.





komentarze
Gość | 16:28 wtorek, 20 sierpnia 2013 | linkuj oj tak gestykulowałam i mówiłam, że zobaczyłam niebieskie migdały :) z powodu dość niefortunnego zatrzymania roweru hahaha
piaseq
| 15:38 wtorek, 20 sierpnia 2013 | linkuj Yeee! To je to Marku. Było genialnie. Tak powinny wyglądać weekendowe wypady.
Tomek | 10:10 poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | linkuj PKP - piknie, k.wa, piknie... fajnie napisane, super fotki i oczywiście żałuje, ale rodzina jest najważniejsza.
daniel3ttt
| 08:22 poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | linkuj Syto. No ja w niedziele to aż tyle czasu nie miałem i gdyby nie łatanie to może bym was gdzieś spotkał.
ArekNN
| 07:30 poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | linkuj No cóż, ponownie gratuluję bombowego wypadu. Z przykrością stwierdzam, że nie jestem w stanie ( mam nadzieję, że to chwilowe :D ) przejechać 160 km, a na dodatek w terenie górskim. Muszę jednak przyznać, że samo czytanie relacji i oglądanie zdjęć daje dużo przyjemności. Pozdrawiam.
k4r3l
| 07:21 poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | linkuj Pięknie opisane, epicka wyprawa, oczywiście żałuję :) ale ze zmęczonymi nogami to nie miałbym tam czego szukać ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ewidz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]