Sponiewierka na trasie mega maratonu w Istebnej
-
DST
129.00km
-
Teren
45.00km
-
Czas
08:02
-
VAVG
16.06km/h
-
Podjazdy
2450m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kuba z Andrychowa i Tomek z Bielska Białej niedawno temu brali udział w maratonie MTB w Istebnej u Golonki. W moim czerepie rodzą się często ambitne plany dlatego wpadłem na pomysł aby potłuc się po wyznaczonej trasie tegoż maratonu. Z relacji Kuby zerżnąłem ślad przejechanej przez niego trasy giga (Tomek jechał mega) z chęcią powtórzenia tego czynu. Zarzuciłem od razu ślad na Garmina. Piątek jako jedyny dzień w całym tygodniu okazał się być wolny, pogoda super (choć dzień wcześniej padało) więc jadę. Doświadczenie z ostatniej trasy mega maratonu w Wiśle nauczyło mnie, że będzie sieczka. Wyjazd o 7 (o świcie) z domu. Do Istebnej po pagórkowatym terenie przez Kojkovice, Bystrzycę, Pisek (ok. 40km). O 9 jadę już po trasie. Na początku asfalt do góry, potem teren. Ujechałem trochę terenem (wybornie), patrzę na wyświetlacz - przestrzeliłem skręt. Myślę, gdzie on kurka był? Wracam i weryfikuję leśną ścieżkę w dół. Ślisko, moje opony bez bieżnika nic a nic nie trzymają.
Na zjeździe w dół. Po lewej Ochodzita przez którą prowadziła trasa. Ale gdzie tam do niej...
Przestrzelenia zdarzyły się jeszcze dwa razy ale w miarę szybko się zorientowałem (byłem pełen podziwu z urozmaicenia trasy). A ta - jak to w maratonie - bezlitosna. Jak w Wiśle. Znowu góra-dół-góra-dół i tak w kółko.
Wyjazd na Stecówkę przez to skomplikowany. Straciłem orientację ale się odnalazłem jak byłem na górze. Zjadłem drożdżówkę. Dalej w stronę Karolówki z jednym zadziwiającym odbiciem w bok po drodze (idealny singiel). Potem esy floresy na górę po mniej więcej takim szlaku.
Z Karolówki w dół niebieskim szlakiem przez Tyniok. Fajnie się jechało. Jeden z ciekawszych moim zdaniem odncinków.
Ochodzita juz Bliżej a Jaworzynka we mgłach.
Z dołu ostro płytami pod górę w stronę Ochodzitej. Na odcinku kilkudziesięciu metrów jest taka drapa, że głowa mała. Nie znam w okolicy większej. Podjazd na Karkoszczonkę ze Szczyrku jest względny ale to? Prowadziłem kawałek. Wlot na DW 942 i na wzniesieniu płytami na szczyt Ochodzitej. Było ok.
Ochodzita:
Mała Fatra i Wielki Rozsutec:
Było też widać zarysy Tatr i wieeeele szczytów w tym Łysą Górę. Z Ochodzitej nerwowo w dół. Dojeżdżając szutrówą do asfaltu lokalnej drogi Jaworzynka - Laliki zrywam łańcuch na sworzniu. 10 min i jadę dalej. Większe bagno, sporo błota. Po mniejszych i większych bólach (rozorane, błotniste szlaki) docieram na stronę słowacką a tam jazda szczytami po łąkach. Fajnie.
W dół do wioski Cierne - okolice trójstyku PL/Cz/SK.
Z trójstyku do Hrcavy kiepa asfaltem w górę (po drodze jedzenie) i w stronę Bukowca. Przez przejście graniczne i zaś do góry. Potem w dół, znowu do góry i wbiłem na drogę wzdłuż Olzy skąd przyjechałem. Miałem w planach jeszcze zrobić giga (podjazd pod Stożek i po czeskiej stronie czerownym szlakiem) ale już bym chyba wykorkował. Poza tym rower by chyba tego nie wytrzymał. Pełno błota i trzaski z suportu. Z tylnej piasty dochodziły równie niepokojące dźwięki. Zaczynam się przyzwyczajać, że każda moja jazda na rowerze kończy się kompletnym pucowaniem napędu i całego roweru. Tym razem trzeba się będzie dłużej pobawić, bo obie przerzutki idą "out" do porządnego mycia. Korbę trzeba zdjąć, bo suport pewnie umarł. Ale to w przyszłym tygoniu, bo teraz czas na kolejny zryty weekend we Włoszech...
Trasa na bikemap ma tradycyjnie zaniżone przewyższenie (to, co wpisuję pochodzi z Garmina). Poza tym wykres wysokości nie oddaje w pełni tego, co jest faktycznie na trasie. Te wzniesienia wyglądają niepozornie ale w rzeczywistości w terenie są jedną wielką wyrypą. Zarżnąłem się porządnie.
AHA! Jeszcze jedno. W drodze powrotnej w Bystrzycy cholernie chciało mi się spać. Jak stanąłem przy sklepie to nogi mi telepotały jak galareta. Kupiłem kofolę i margota. Całkiem inna jazda. A Czesi wzdłuż torów realizują brakujące odcinki ścieżki rowerowej. Między Bystrzycą a Wędrynią zamiast odcinka po wydeptanej trawie usypali szuter (gdy jechałem w do Istebnej to walcowali) a dalej - w Wędryni zamiast średniawej jazdy po czymś takim (nie widać ale na całej długości było garby - bardzo nierówno):
zrobili równiuteńki asfalt. Trzeba przyklasnąć!