Ropiczka, Moravka, Kotaż
-
DST
55.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:24
-
VAVG
16.18km/h
-
Podjazdy
1251m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Blisko 3 (trzy) tygodnie bez roweru zakrawało już o zbrodnię. Jak miałem wolne (choć było tego niewiele) to padało. Jak nie padało to lało. Ująć to można po czesku: do piczy! W międzyczasie zakupiłem drugiego, używanego dwukołowca celem zrobienia z niego szosy (Kellys Magic z 2009r). Kellys jest na vkach, z tandetnym widelcem Suntoura i ma 1000km za sobą. Włożę do niego wąskie opony i będzie jak znalazł na jeżdżenie po asfalcie (chociażby w gorszą pogodę). Jak to u mnie bywa zacząłem w nim grzebać i wygrzebałem wżery na konusach w przodzie (części zamówione). Poza tym ok, choć w tylnej piaście w łożyskach był mix smaru z wodą. Ale bez wżerów. Wyczyściłem, poskładałem i czeka na przednie koło. Wcale mnie to nie zdziwiło, że kilka rzeczy miał lepszych niż w mojej Meridzie. W końcu oczywistym jest, że im nowsze rowery tym gorszy osprzęt za większą kasę. Do Meridy włożyłem więc przednią przerzutkę SLXa (ma bezsprzecznie bardziej odporną konstrukcję na błoto niż Deore - a ta już była po przejściach - krzywa prowadnica) i manetki również SLX. Wydaje mi się, że mają lepszą kulturę pracy niż deore więc wylądowały na kierownicy.
W czwartek do południa kilka spraw na mieście. Wyjechałem po 12. Do Rzeki i w górę żółtym szlakiem w kierunku Ropiczki. Mokro i w górnej części sporo błota. Podjazd fajny, choć noga zaruściała. Kilka razy straciłem przyczepność i trochę przybutowałem. Poza tym krótki rękaw, bluza i kurtka to było zdecydowanie za dużo jak na blisko 10 stopni. Woda w chłodnicy mi się zagotowała... ;)
Czesi robią porządki w lesie to wszystkie szutrówy/drogi leśne zaczęły pływać.
Drzewo zwożą m.in. Marnymi Autami Niemieckimi. On ma na plecach bez zająknięcia 24t. Zjeźdżał 10-20km/h na niskim biegu i wysokich obrotach. Mądry szofer. Hamulce rzecz święta.
Drogi wokół chaty na Ropiczce w ogóle nie przypominały tych, które mam zawsze w pamięci.
Pod Wielkim Lipowym - 925m.n.p.m
Zjechałem w dół żółtym szlakiem do Moravki. Świetnie (również do podjazdu) ale na samym dole dosyć ostro. W górę w tym miejscu z buta obowiązkowo.
Natknąłem się na źródełko mniej więcej w połowie szlaku. Miejscówa bardzo klimatyczna. Nie widać na focie, ale sprawne oko fotografa i dobry sprzęt mógłby tu poczynić arcydzieło.
Z Moravki w górę niebieskim szlakiem.
Zjeżdżałem nim ostatnio. Podjazd cool, choć w jednym miejscu 300m stromo w górę. Może gdyby było sucho i przy kasecie 34T dałbym radę. Musiałem trochę podejść...
Po wypychu. Z tyłu Travny (1203 m.n.p.m).
Przed chatą Kotaż rzut okiem na Kralovną - Łysą Górę.
Z Kotaża niebieskim do Komornej (szedłem nim raz z buta do góry). Oj, fenomenalnie ale baaardzo technicznie z mnóstwem korzeni. Początek boski. W lesie nerwowo - mokro na korzeniach. Po wyjeździe z lasu nie było lepiej, bo oprócz korzeni i wąskiej ścieżki znalazła się poważna skarpa po prawej. 10 sek po tym jak pomyślałem co by mogło się stać gdybym poleciał na prawo - poleciałem. Przeważyło mnie na tych skurczybykach. Wypiąłem się z pedałów. Zleciałem niecałe 10m metrów w dół robiąc z 2 fikołki do tyłu. Przy jednym z nich odbiłem się kaskiem od gruntu. Jako, że byłem świadomy tego co się dzieje, rozłożyłem ręce i nogi i po chwili się zatrzymałem. Rower stanął 2 metry nade mną. Było nerwowo, ale absolutnie nic mi się nie stało. Kto tam szedł ten wie, że ściana tam jest niezła. Zjazd do Komornej i jeszcze trochę po asfaltowych górkach przez Velopoli i Horni Żukov. Trip z kategorii: wypucuj i nasmaruj napęd a wracaj przy całkowicie wyschniętnym i zasyfiałym łańcuchu. A więc obowiązkowa "zabawa" przy rowerze niedługo po powrocie do domu i można znowu jeździć... Nie cierpię patrzyć na upierniczony rower wołający "weź zrób coś ze mną".
komentarze