Żermanice, Dobra, Prasiva
-
DST
65.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
03:26
-
VAVG
18.93km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Podjazdy
986m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałem dziś sprawdzić jak jeżdżą moje alternatywne dwa koła, które nabyłem jakiś czas temu. Drobne nieporozumienie ze sklepem Xtrabike zostało zakończone pomyślnie. Przyszedł drugi konus do przedniej piasty (oba miały wżery). W piątek wieczorem po powrocie z Włoch wylądowałem w piwnicy i złożyłem ową piastę do kupy. Tylną już miałem przeserwisowaną. Piękne, sobotnie słońce i wolne po południu - nie ma innej możliwości jak rower. Start po 12. Pierwsza połowa dystansu to całkowita improwizacja - na ślepo, na czuja.
Kellys jeździ przyzwoicie. Wszystko fajnie, super ale amortyzowany widelec zalicza się do grupy uginaczy jedynie z nazwy (wiedziałem o tym i zamierzam go wkrótce zmienić na sztywny). Przez Koniaków do Terlicka - Hradiszcze. Niespodziewanie po lewej stronie wyrósł mi jakiś pomik rzeźb czy coś takiego.
Fota wynalazku:
Inne kamienie:
Przejechałem drogę 474 na prosto i po czasie i minięciu kilku domów wjechałem na szutrówę przez las. Miodzio.
Potem esy floresy po polach z małym "zaminowaniem" (ślepa ścieżka). Wjechałem znowu na asfalt i do Żermanic. Jezioro:
Woda zimna - dla morsów:
Dalej przez Lucinę i Pazderną w stronę Nosovic i fabryki Hyundaia. Po drodze wpadłem na pomysł wyjechania asfaltem na Praszywą. Przed podjazdem w Vysnich Lhotach łyk ciepłej herbaty (z termosu). Było ich kilka już wcześniej:
Podjazd na Praszywą po oszronionym asfalcie (w miejscach niedostępnych dla słońca). Na zakręcie trochę lodu.
Za zakrętem już ok:
Na górze zmrożony śnieg i trochę lodu.
Postanowiłem zjechać czerwonym szlakiem. Bardzo turystycznie. Jest ok. Trzeba go będzie kiedyś podjechać.
Nie mam wątpliwości, że dobrze zrobiłem biorąc Meridę na tarczowych hamulcach hydraulicznych. Co prawda są to podstawowe heble Shimano ale siła hamowania jest przeogromnie większa. Bez porównania! Z początku miałem wrażenie jakby ten Kellys nie miał spowalniaczy ;). Zjechałem w dół, założyłem kominiarkę (przewiało mi czerep na zjeździe) i na pół gwizdka do domu przez Hnojnik i pola golfowe w Ropicy. Byłem tylko na śniadaniu (konkretnym), bez żadnych przekąsek po drodze. Koło 15:30 już trochę mnie odcięło. Błąd. Jutro (niedziela) też jakieś czeskie górki. Javorovy itp.
komentarze