Kaplica wokół Goczałek
-
DST
138.00km
-
Czas
06:19
-
VAVG
21.85km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Podjazdy
1090m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kaplica czyli zgon. Umówiona jazda z bbRiderzami wokół Goczałek - klasyczna zimowa runda. Zbiórka o 10.00 w sobotę w Wapienicy. Entuzjazm spory, ale on nie ukręci pedałami. Trzeba jeszcze siły a tej jakoś brakowało. Dzień wcześniej trochę podkręcone lodowisko. Po nim poszedłem spać bez kolacji. Rano 4 skromne kiełbaski na śniadanie i może tu tkwił problem. Nie ma wymówki - beznadzieja. Już od początku jechało się jakoś dziwnie. Bez tego czegoś, choć drogom w Kozakowicach koło Goleszowa nic nie można było odjąć - ciekawie.
W Wapienicy mam mały poślizg. Jazda bokiem przez Górki Szpotawice i Jaworze Nałęże wymaga pokonania 38km. Czyli dalej niż starą jedynką do Bielska. Ale nie będę jeździł tymi koleinami wśród samochodów. Po przyjechaniu na miejsce zbiórki myślałem, żeby coś zjeść/napić się czegoś ale czteroosobowa grupa wyburzyła do przodu. Ledwo po wyruszeniu, po ok. 2km Bartek zalicza spektakularną glebę (na śliskim asfalcie) przed przejazdem kolejowym. Wyłożył ale fikuśnie i na szczęście bez konsekwencji. Maciek na szosie z Grzegorzem i wspomnianym Bartkiem (na góralach) zmieniali się w trójkę i pojechali w cholerę. Ja w miarę upływu czasu byłem coraz bardziej osłabiony i znużony. Kręciłem bez polotu za Marzeną w okolicach 23-25km/h. W Zabłociu, po 70km bez brania niczego do ust, przy zawrotach głowy i chęci spania stwierdziłem, że to nie ma sensu i muszę coś zjeść i koniec. Tak to jest u mnie, że jak nie pojesz to nie pojedziesz. Niech jadą w p...u. Grupa jednak poczekała. Ja zjadłem bułkę, banana, zapiłem ciepłą herbatą z termosu i po chwili przyjemność z jazdy wywróciła się do góry nogami (kołami). Było ok. Na zaporze Jeziora Goczałkowickiego chwila na jedzenie i trochę śmiechu. Od lewej: Grzegorz, Marzena, Maciek, Bartek i ja.
Po powrocie do Wapienicy zaproszenie na kawę u Marzeny, która mnie pobudziła. Poszedłem jeszcze do sklepu kupić 1l Coca-Coli, izotonik i jakiś wynalazek od Oshee megnezowo - coś tam. Dobre to było i podziałało. W drodze powrotnej aby nieco urozmaicić jazdę przelot przez Łazy, Wieszczeta i Kowale. Dalej przez Pogórze, Simoraz, Dębowiec do Cieszyna.
Kościół w Łazach.
We Wieszczetach (kojarzę z dzieciństwa-strony mojego taty)
W Simoradzu fajny widok na czeskie góry. przy zachodzie słońca. Łysa i Javorovy bardzo wyraźne.
Nie ma sensu trzymać tej sobotniej kiczowatej jazdy w głowie. Było, minęło.
Route 2,396,179 - powered by www.bikemap.net
komentarze