mokro: Łysa Góra i okolice wokół
-
DST
127.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
07:06
-
VAVG
17.89km/h
-
Podjazdy
2800m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnie moje biegane wyczyny /oczywiście tylko i wyłącznie podczas niezbyt rowerowej, mokrej pogody/ (piątek 14,3km, sobota 12,6km) spowodowały nielada zakwasy w łydach oraz mało przyjemny ból lewego kolana. Niedziela jak to niedziela. Po deszczowo-niby powodziowym okresie trzeba było pokręcić. Trzymałem się myśli "po asfalcie". Wyszło jak zwykle. Cel Łysa Góra. Wyjazd po 9. Nie było trudnego terenu ale szutrówy na Łysą rozmoknięte, błotniste, kałużyste i w ogóle sporo wilgoci. Do Krasnej bokami.
Rzeka Moravka k/Vysnich Lhot i Raskovic
Na cyklotrasie 46. Łysa w chmurach. Już wiem, że szału na górze nie będzie. W ogółe mnie to nie zniechęca.
Z Krasnej zielonym w górę po trawersach z niedługim odcinkiem zielonego szlaku, którym płynęła spora ilośc wody. Fajny jest. Widoczki.
Sporo wody i marasu :). Miejscami na liściach grząsko. Raz za czas nieśmiało pojawiało się słońce (niewiele go było). Poza tymm ogromne ilości wody spływające po zboczach, Dzikie potoki. Ziemia nasiąknięta do granic możliwości.
Pod Zimnym wlot na asfalt i 2 ostatnie kilometry po tej nawierzchni. Jacyś śmiałkowie na młynku po drodze. Rowery z kołami 29 i 26 cali. Wyjechałem. Widok w stronę Radhoszcza a'la gradient w Photoshopie :).
bbRider on webcam :).
Plan zjazdu w dół zakładał sam asfalt do Papeżowa. Ale czerwony kusił. Wjechałem w niego. Jazda była całkiem całkiem. Zaczęły się mokre i śliskie korzenie. Zacząłem zbyt dużo o nich myśleć i podjechało mi przednie koło. Doskonale pamiętam sam lot przez kierownicę i moment uderzenia w podłoże. Trochę postękałem ale nic mi nie było. Potem zaczęły się wiatrołomy iii.. wbiłem znowu na asfalt. Byłem umówiony z Ludziem na popołudniowy rower, ale Ludź postanowił jednak tylko biegać co trochę zmieniło mi plany. Pojechałem w to co miałem w planach. Problem był taki, że w ogóle nie byłem przygotowany na taką ewentualność. Bez plecaka. W kieszonkach zostały mi bułka i mała chałwa. Zjechałem do Papeżowa i w górę na Visalaje (celowo od Papeżowa, bo... tym odcinkiem jeszcze nie jechałem). Visalaje/Jeżanky - błoto:
Niebieskim do Góry w stronę Białego Krzyża. Tam konsumpcja tego co mi zostało.
Spod Białego Krzyża pojechałem o tam... prosto w stronę tej zapory żółtym szlakiem w kierunku na Gruń. Daniel pisał, że jest tam pięknie. Tak też było. Świetne, rewelacyjne tereny na rower! Fajne leśnie ścieżki, trochę asfaltu. Zero samochodów. Muszę tam znów uderzyć w lepszą pogodę i od Hotelu Charbulak pojechać dalej żółtym i niebieskim w stronę Bilej. Tym razem było za mokro.
Spod Grunia zjazd asfaltem do doliny nad zbiornikiem Szańce.
Dalej asfaltowymi ścieżkami wokół zbiornika... Przyjemnie. Z tyłu Smrk (1276m n.p.m.).
Zjazd w kierunku Ostravic i podjazd na 730m n.p.m (Butoranka) szlakiem niebieskim. Początek asfalt, potem teren. Niezły bajzel na tym asfalcie po opadach.
Dalej po trawersach do Malenovic. Skalka w tle. A w samym tyle zdaje się Radhost (jeszcze na nim nie byłem).
W drodze z Janovic do Frydku miałem mały kryzys (pomijając kręcenie z obolałymi nogami). Zabrakło mi treści w żołądku. Sklepy pozamykane... We Frydku stanąłem w knajpie, zjadłem zimną kiełbasę z zalewy z cebulą (nazywało się to Utopenec ;) ) i popiłem 0.5l Kofoli. Z Frydka kręciło się już o wiele lepiej pomimo przemierzania znienawidzonej przez mnie drogi Frydek Mistek - Czeski Cieszyn.
Tempo na tripie słabe. Na terenowych zjazdach nie pogonisz, bo byś wyglądał jak dosłowna świnia. Takie tam wycieczkowo -treningowe kręcenie, choć w pionie trochę stuknęło (dokładnie tyle ile we wpisie). Dobre i to! Rower.. bez komentarza. 2 zęby na blacie wygięte. Jedna połowa spinki rozpadła mi się po powrocie w dłoniach. No i ogólnie wszystko pozaklejane. Znowu sporo pucowania.