Góry Hostyńskie
-
DST
276.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
12:28
-
VAVG
22.14km/h
-
Podjazdy
3060m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka - siostra tej z pierwszego maja. Zorganizowana tracydyjnie przez niezawodnego Marka. Bo rower to nie tylko góry i MTB. Czasem trzeba trochę inaczej... Wszystko miało być tak jak 01.05 ale niestety prognoza pogody powystraszała ludzi i pojechaliśmy tylko we dwójkę. Z racji, że zbliża się Drtić trzeba tłuc jak najwięcej kilometrów na dwóch kołach. W zasadzie była okazja na małą życiówkę. Wróciłem w nocy z Włoch, pogrzebałem przy rowerze (prostowanie zębów w korbie po ostatniej wywrotce). Potem poszedłem się zdrzemnąć na godzinę. Wyjazd przed piątą do Valasske Mezirici, dokąd miał dojechać Marek pociągiem. Z Cieszyna pojechałem najprościej - główną starą drogą na Frydek (wcale jednak nie tak zła) i przez Baśkę, Kozlovice, Tichą do Frenstatu pod Radhoszczem.
Pogoda z początku świetna. Potem więcej chmur, szczególnie w górach. Radhoszcz zakryty.
We Frensztacie "sipky" czyli odnowione oznaczenia (strzałki) na 17 edycję Koprivnickiego Drtica. Ta już 14 czerwca 2014. Oby pogoda dopisała! Trasa taka sama jak w zeszłym roku. Końcówka bardziej asfaltowa (na zdjęciu poniżej), ale i tak ogromna większość w terenie po szlakach :).
Z Frensztatu bokami do Valasskich Meziric. Pogoda coraz lepsza. Do końca dnia było już słonecznie, bez żadnej kropli z nieba. A miało walić żabami... :). Mając jeszcze sporo czasu i widząc drogowskazy na Stramberk (w Verovicach) chciałem podjechać. Ujechałem kilka kilometrów i wróciłem, bo mógłbym się nie wyrobić i Marek musiałby na mnie czekać. Z Hodslavic wbiłem na głowną do Valasskich, bo ruch był niewielki (niedziela rano) a asfalt gładziutki...
Zamek Kinskych w Valasske Mezirici.
Rynek (w oczekiwaniu na przyjazd Marka).
Marek dotarł punktualnie (ech te Ceske Drahy; gdzie tam nasze PKP). Popedałowaliśmy w stronę Hranic. Zamek w Hustopece nad Becvou.
Był też po drodze młyn z XVIII/XIXw. (z tego co pamiętam). (fot. Marek W.)
W Hranicach pękła mi spinka łańcucha (już druga w ostatnim czasie (?!). Nie miałem zapasowej więc skułem łańcuch na sworzniu usuwając jedno wewnętrzne ogniwo. Podjchaliśmy na Hranicką Propast. Rewelacja :). Nie widać tak tego na zdjęciu ale wrażenie jest super!
Centrum Hranic. Można było dostać pałką po głowie ;).
Z Hranic w stronę Lipnika nad Becvou. Podwieszona kładka po drodze. Można rzec, że Marek jest specjalistą w dziedzinie mostów i konstrukcji żelbetowych więc taki obiekt nie mógł "przejść bokiem" :). (fot. Marek. W.)
Zamek Helfstyn w Lipniku nad Becvou.
Dalej asfaltami do mieściny Bystrice pod Hostynem. Tam kolejny zamek i małe zakupy w Lidlu.
Z Bystrzycy pod Hostyniem w górę kilkukilometrowym podjazdem na Święty Hostyń. Było trochę ciepło. Podjazd dłużył się i dłużył... Końcówka z fajnymi widokami. (fot. Marek. W.)
Na górze masa ludzi. Stacje drogi krzyżowej, kościoły, kapliczki...
Potem już było to co najlepsze. Czyli jazda w terenie. Dość przyjemnie wraz z charakterem godnego urozmaicenia kamienisto-korzennego. Nie będzie na fotkach. Góry Hostyńskie są niewielkie. Mają 600-700m n.p.m. Szczytami prowadzą fajne szlaki. Sporo pieszych i rowerzystów. Zróżnicowanie? Od dzieci na sztywnych widelcach po fulle :). Pomiędzy tym trekkingi :).
fot. Marek. W.
Trojak
Wieża widokowa (nieczynna).
I zjazd do doliny (Ratibor) asfaltami... (fot. Marek. W.)
Z Ratibora początkowo drogą, potem ścieżką rowerową do Valasske Mezirici. Tam się pożegnaliśmy. Przed drogą powrotną zjadłem jeszcze loda włoskiego na stacji kolejowej i popedaliłem do domu podobną drogą. Plan wycieczki zakładał jeszcze wyjazd na Wielki Javornik, który się jednak nie udał. Byłoby za dużo (o tym zaraz), choć do zrobienia. To ten skurczybyk.
Droga do Cieszyna przez Frensztat i dalej w stronę Frydlantu nad Ostravicą po pagórkowatym terenie. Trochę się nadeptałem po pedałach. Im bliżej Cieszyna tym lepiej się jechało. Niższa temperatura... Jakoś tak nietypowo, bo trochę kilometrów w nogach już było :). W Czeladnej skręciłem na ścieżkę pod górami. Trochę podjazdów, zjazdów... Widok na Łysą Górę z Czeladnej.
Zdaje się, że Smrk...
I Knehyne.
Z Frydlantu przez Przno, Janovice, Vysni Lhoty, Komorną Lhotkę do Cieszyna. Po powrocie do domu kąpiel, jedzenie, pogawędka z kumplami i wyjazd o 23 pod Warszawę na rozładunek. Oczywiście moim dwunastokołowym żelastwem zwanym potocznie tirem. Miałem tam być na 7 rano w poniedziałek więc wyjścia nie było. Kawa, kawa, kawa :). Jechało mi się względnie. Koło Piotrkowa Trybnalskiego zaczęło mnie trochę łamać spanie, ale muzuka z CD i otwarte okno bardzo pomogły :). W zasadzie bez problemów. W poniedziałek trochę odespałem w ciągu dnia.
Fajny całodniowy trip ze sporą ilością miejsc wartych zobaczenia! Warto raz na czas porzucić te góry z błotem, kamieniami i korzeniami. Jednak nie ma co ukrywać, że połączenie tych trzech daje największą frajdę :). Przy okazji tej wycieczki udało mi się ukręcić największą ilość kilometrów w ciągu dnia. Myślałem nad tym żby dokręcić do okrągłej setki (było jeszcze sporo wieczornych sił) ale to bez sensu jeździć do Trzyńca i Dzięgielowa. Przyjdzie jeszcze pora na trójkę z przodu :).
Dziękuję Ci Marek za fajnie zaplanowaną trasę z ciekawymi punktami/miejscami do zobaczenia. Do następnego wypadu!
komentarze