Koprivnicky Drtić 2014
-
DST
120.00km
-
Teren
80.00km
-
Czas
07:46
-
VAVG
15.45km/h
-
Podjazdy
3554m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
14 czerwca przyszła pora na ponowne objechanie niezawodniczego maratonu na orientację w Koprzywnicy - Koprivnicky Drtić 2014. 17 edycja imprezy. Udało mi sie zwerbować kilka osób z Bielska na tą świetną, rowerową rozrywko-wyrypę. Razem było nas... 13 osób z Polski. Impreza, ku mojemu zaskoczeniu, została dzięki temu mianowana na tą z "międzynarodowym charakterem" - jak to napisali czesi na stronie internetowej UM w Koprzywnicy.
Trasa jak w zeszłym roku (zmieniają co 2 lata) a więc wiedziałem mniej więcej co mnie czeka. 840 ludzi na starcie. 120km i 3600m w pionie. Teren urozmaicony ze zdecydowaną większością różnorodnego terenu. Od szutrów po korzenną rąbankę.
Tegorocznej edycji nie zamierzałem przejechać jak w zeszłym roku. Pojechałem swoim tempem, które mi pasiło.
No to "let's go!".
Tomek z Pawłem na czele nie dławią się kurzem :).
Sporo ludu :-).
Na pierwszy odstrzał Ondrejnik i zonk - nie ma pieczątki aby udokumentować punkt kontrolny. Trochę się zamotałem, pojechałem tam gdzie inni (asfaltem w dół) a tymczasem Tomek z Pawłem brusili w dół niebieskim po miodnej sekcji korzennej. Ehhh jak bardzo żałuję... :(.
Inni mieli niezłe przygody na tym zjeździe. Piękny OTB! Rodzynek! Zdrowo wygrzmocił :).
Z Ondrzejnika do Frydlantu i na Łysą niebieskim i tak jak w zeszłym roku bufet piwny na końcu asfaltu. Trochę "zgrzeszyłem"... No nie mogłem odpuścić tego jednego razu :)!
Po wjeździe w teren coś mi to nie szło :). Hyhyyyy :).
Zlałem się potem (trwało to 15 minut) ale w ogóle nie straciłem sił ani chęci do jazdy. Potem po trawersie jechało mi się wybornie. Wyprzedziłem niezłą liczbę bikerów.
Drugi punkt kontrolny: Łysa Góra z poprzedzającą ją dwukilometrową dawką podjazdowego asfaltu.
Z Łysej częściowo asfaltem a częściowo czerwonym z wiatrołomami. Potem na Visalaje i Biały Krzyż.
PK 3. Chata Sulov. Biały Krzyż. Tam trochę większe jedzenie i uzupełnienie bidnów.
Z Białego Krzyża w stronę chaty Kminek (PK4). Względem zeszłego roku tak samo perfekcyjnie (pod względem terenu) i ze znacznie większym zapałem. Po drodze trochę popadało. Szybko zleciało do czwartego punktu kontrolnego. Potem przez Bumbalkę do chaty Trestik (PK5).
Tomek na trasie.
Z chaty Trestik rewelacyjnie na Martinak (PK6) (wszystko szlakami) i tam niezła niespodzianka. Kładę rower na asfalcie, idę po pieczątkę i słyszę: "Ooooo, Mareeekkk". A zza rogu wyłaniają się Tomek i Paweł :). Fajnie jechało się im razem, choć w dwóch miejscach na krótko zboczyli z trasy (trzeba było uważać,bo oznaczenia nie były tak oczywiste i wyraźne jak na stricte ścigowych maratonach). Resztę tripu pojechaliśmy w trójkę. Paweł dostał trochę w kość na nieblokowanym fullu, ale w kupie jechało się git przy już nieźle hałasujących napędach :).
Ostatni PK - Pustevny. Pieczątka, baton, banan i w dół w stronę Frensztatu.
2 bbRiderZy + trzeci robiący fotę na Pustevnym :).
Paweł na fullu na zjeździe odjechał w cholerę i szybko zgubił mi się z oczu. Tomek nieco wolniej ale również odchodził mi znacznie. Mógłbym szybciej ale jakoś tak nie chciałem. Dojazd do Frensztatu bokami wzdłuż rzeki po czerwonym szlaku w świetnej ekipie z Tomkiem i kilkoma Czechami. Fajnie się śmigało po niezłych, płaskich, singlowych ścieżkach! Do podjazdu pozostała jeszcze początkowa przełęcz (Janikovo Sedlo). Na dojazdowym asfalcie czeska ekipa trochę puchnęła. Widziałem, że nieźle się mordują pod małe wzniesienia. Wjechaliśmy w podjazdowy teren i ze sporej ekipy pozostała nas trójka. Ja, Tomek i jeden knedel. Tylna zmieniarka kompletnie szwankowała, ale w miarę ambitnie deptałem po poedałach. Wyjazd na przełęcz, zjazd asfaltem i już jesteśmy na mecie :). Paweł już czekał kilka minut. Jest godzina 16. W zeszłym roku byłem na mecie o 19 :). Mało ludzi na stadionie. Może będzie pierwsza 50?
Tradycyjny poczęstunek śliwowicą po zawieszeniu medali na szyjach :). Nie skosztowałem, bo byłem kierujący. Poza tym nie cierpię mocniejszego...
Ekipa cieszyńska również dojechała cało. Wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni!
Jest i kompletnie wzruszona Marzena z Grzegorzem :). Marzen - gratulacje za osiągnięty cel tego roku!!!! Grzegorz - Tobie też za przyczynienie się do tego sukcesu!!!!
Jest "medail", podbita mapa (prócz Ondrejnika bez pieczątki) i trochę zmechacona pamiątka z kierownicy.
Impreza absolutnie rewelacyjna. Niskie wpisowe (200kć). Masa normalnych ludzi jadących w myśl tej samej idei! Pogoda świetna. Nie doświadczyłem ulewy, którą mieli niektórzy z nas. Jazda w moim wykonaniu znacznie lepsza niż rok temu. Po opublikowaniu wyników okazało się, że byłem 33-35 (przyjechaliśmy razem w trójkę) na mecie wśród tych ponad 840 startujących (http://drticbike.cz/drtic/2014/listina.htm). Ale powiedzmy sobie szczerze... Widok prowadzonych wypasionych Speców pod niewielkie wzniesienie całkowicie do wyjechania dużo w tym tłumaczy. Niektórzy odwalali niezłą kaszanę na świetnych rowerach. Straciłem do zwycięzcy niecałe 2 godziny. Jestem w pełni usatysfakcjonowany! Było warto! W przyszłym roku tam wrócę! :)
komentarze