Przegibek, Hrobacza, Salmopol
-
DST
172.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
07:38
-
VAVG
22.53km/h
-
Podjazdy
2520m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobotnia asfaltowa jazda za częściami do zajeżdżającego się suportu Hollowtech II w Meridzie (zaczęły samoczynnie pojawiać mi się luzy na korbie). Najpierw do Skoczowa po łożyska. Zaszalałem. Za 4szt zapłaciłem ponad 90zł (po rabacie "dla rowerzysty" - goście w sklepie doskonale znali mój problem). Słoweńskie Codexy trochę droższe niż ostatnie jakieś indonezyjskie metalowe kręciołki. Powinny dać radę.
Skoczowski rynek.
Zakupiłem owe łożyska do suportu w sklepie obok Teksidu. Dalej obrałem kierunek na Bielsko do sklepu Remika. Przez Pierściec, Kowale, Łazy, Międzyrzecze. Jazda na czuja i kilka błądzeń. Fajny ogród po drodze! Ma ktoś "wizję" i kapustę.
U Remika otrzymałem drugi, zajechany suport przeznaczony na złom. Zamienię łożyska i będę miał na zapas, żeby Merida nie stała pod ścianą gdy będzie trzeba gdzieś jechać. W zasadzie chodziło mi głównie o plastikowe zaślepki widoczne na poniższej focie, bo stare mi się połamały.
Jazda z Bielska do Cieszyna wydawała mi się zbyt trywialna więc pojechałem na Przegibek.
Z Przegibka w dół do Międzybrodzia i słynny, nieznany mi do tej pory asfaltowy wyjazd na Hrobaczą. Momentami denerwuje :)! Dość tak daje w nogi a te akurat nie chciały za bardzo pedałować. Wymęczyłem.
Słynny krzyż na Hrobaczej.
Zmechacony Marek :).
Zamiast wylewać poty trzeba było leżeć nad wodą.
Dalej w kierunku Salmopolu przez Łodygowice, Buczkowice z przerwą na małe zakupy (mój żołądek się już domagał). Podczas wyjazdu na szczyt konkretnie mi dolało. Cały mokry...
W Wiśle Malince były skoki (letnie Grad Prix). Trzeba było czekać 15 min na rozpoczęcie opóźnionej pierwszej serii. Nie chciało mi się zwlekać i pojechałem do domu. Ciut przed odjazdem prowadząc rower pośród tłumu ludzi minąłem się z truchtającym Maćkiem Kotem :).
Na obwodnicy Ustronia jak i w samym Ustroniu pełno wozów strażackich. Coś się musiało stać na Wiślance. Star na odcięciu (z pedałem gazu w podłodze).
W ramach rundy karnej za padaczne kręcenie bez polotu - krajoznawczy przelot przez Cisownicę (z małym błądzeniem po chaszczach). Dalej na Budzin i do domu.
Tripa okupiłem bólem lewego uda zaraz poniżej miednicy. W niedzielę miał być Leskowiec w Beskidzie Małym. Wstałem z bólem nogi i nie mogłem patrzeć na rower. Pojechałem samochodem do Wisły na... borówki...
komentarze