Zadyma w Beskidzie Śląskim
-
DST
93.00km
-
Teren
23.00km
-
Czas
05:29
-
VAVG
16.96km/h
-
Temperatura
-5.0°C
-
Podjazdy
1540m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ambitny plan zimowego objechania trasy: Górki Małe-Błatnia-Klimczok-Karkoszczonka-Grabowa-Salpolol-Trzy Kopce-Orłowa-Równica legł w gruzach. W prognozach było słońce ze śniegiem a wyszło jak wyszło.
Start 6 rano do Górek Małych po wilgotnych asfaltach przy lekko padającym śniegu. W Górkach wzdłuż Brennicy, dalej ul. Barujec w stronę przełęczy za Zebrzydką. Wlot na zielony, potem na czerwony. Coraz więcej śniegu, ślisko i trochę więcej butowania niż zwykle. Tuż przed Błatnią większe opady, mocniejszy wiatr i robiło się coraz ciekawiej...
Przemieszczanie się z Błatniej w stronę Klimczoka stawało się coraz trudniejsze i mozolniejsze. Nieudane telefoniczne kontakty z Marzeną (miała dołączyć na Klimczoku, ale rozsądnie odpuściła na Szyndzielni), walka z miękkim podłożem i przenikliwy chłód utwierdzały mnie w myśli aby dotrzeć chociaż do Klimczoka. Na szczyt udało mi się względnie wypchać rower. Wcześniej były rozpaczliwe wręcz próby jazdy.
Zjazd trasą narciarską? Nie liczyłem, ale były chyba ze trzy gleby twarzą w śnieg. Dotarłem do schroniska.
Po chwili napatoczył się GOPRowiec i z uśmiechem na twarzy rzekł, że to już chyba nie czas na rower :). Pogadaliśmy na chwilę i po skontaktowaniu się z Marzeną udałem się w stronę Szyndzielni aby ostatecznie zjechać do Wapienicy. 15-20 cm puchu na Szyndzielnię zmuszały mnie do prowadzenia rowera po płaskim. Trochę walczyłem starając się toczyć do przodu. Jazda/pchanie pół na pół.
Z Szyndzielni w dół juz lepiej. Widok uśmiechniętych pieszych turystów i popularne komentarze: "Opony na zimowe zmienione?", "Pan tu na rowerze?!" (nie, ku..a na hulajnodze :) ) i inne. Fajnie :). Wygodny zjazd szerokim czerwonym. Widziałem, że ktoś zaliczał w tych warunkach Dziabara (z Szyndzielni). Mnie nie mieści się to w głowie :).
Z Dębowca przelot do Wapienicy (pod górami po szerokich szutrówach przykrytych śniegiem). Potem posiedzenie u Marzeny na barszczu, ciepłej herbacie z miodem. W dodatku suszenie mokrych ciuchów. OGROMNE PODZIĘKOWANIE!
Z Wapienicy do Cieszyna średnio przyjemnie po mokrych drogach z śniegową breją. Napęd zawalił się tym syfem, pozamarzały przerzutki i zostałem praktycznie bez przełożeń.
Biorąc pod uwagę jedynie obwód największej koronki w kasecie to wyszłoby tu chyba ponadnormatywne 38 ;).
W korbie pozostał tylko blat.
Było ciężko, ale w sumie fajnie. Może to głupie ale naprawdę nie żałuję :). Niezła szkoła przetrwania.
komentarze