Barania Góra eXtrEmE ;)
-
DST
42.00km
-
Teren
18.00km
-
Czas
04:52
-
VAVG
8.63km/h
-
Temperatura
-7.0°C
-
Podjazdy
1440m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak to zwykle bywa - wszystko zaczyna się na fejsbuku. Jeden Jakub zarzuci drugiemu Jakubowi pomysł na epicką wyprawę więc żal przy okazji nie skorzystać. Problem w tym, że owa wyprawa w moim odczuciu nie miała nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Szczególnie po tym co przeżyłem dzień wcześniej na Błatniej, Klimczoku i Szyndzielni. Uparcie jechali, to się doczepiłem. W końcu - jak przeczytałem - Lajf is brutal. Czerwonym od Węgierskiej Górki na Baranią! Pokonywałem go ostatnio ale w normalnych warunkach. Jedynym faktem, który trzymał mnie przy podjęciu ostatecznej decyzji udziału była zapowiadana piękna, bezwietrzna pogoda. To oznaczało fajne widoki!
Przy -10 stopniach w Cieszynie ładuję rower do samochodu po czym jadę ślimacznie po szklance przez Bukowiec w stronę Ochodzitej. Tam teperatura -14. Po moim smsie dzwoni zadyszany Karel, że będą mieli mały poślizg. Intrygowała mnie ta zadyszka w głosie, ale te czuby rzeczywiście jechały na rowerach z Czańca/Andrychowa do Węgierskiej Górki! Pomyślałem, że nie będę czekał więc pod Ochodzitą zostawiłem samochód (strzał w dychę, co okazało się potem) i 17km, większość z górki pokonałem do Węgierskiej na rowerze. Na miejscu miałem zlodowaciałe rzęsy od kilku podjazdów i małego zgrzania się, pomimo niezłej zimnicy na zewnątrz. Na początku czerwonego zderzenie się i powoli jedziemy czerwonym do góry.
Dwa Jakuby podjeżdżają © Marek87
Podjazd fajny. Kilka przerw, uślizgów, łapań oddechów. Dobry, techniczny skubaniec! Szczególnie w tych warunkach.
Chwila na oddech © Marek87
Kuba w akcji. W bidonie pewna zawartość środka do zwalczania zmiany stanu skupienia cieczy w ciało stałe :). Na to bym nie wpadł, bo nie mam z reguły takiej natury :)))).Wiadomo o czym mowa... ;).
Kuba ciśnie © Marek87
Karel też walczy!
Karel podjeżdża © Marek87
Wszystko szło w znacznej mierze fajnie. Super klimat, trochę gadki, sporo walki z terenem. Potem nieco widoków w stronę Hal: Rysianki, Lipowskiej i innych górek Beskidu Żywieckiego.
Widoczki na szlaku © Marek87
W dalszej części więcej pchania, ale jazda również była! Singiel na szlaku w tych warunkach był bardzo ambitny ale dało radę coś ukręcić! Zaraz za nim pchanie. W takich warunkach (nie wiem jak u chłopaków) przyjemne ;).
Wypych po świetnym singlu © Marek87
Im wyżej, tym naturalnie coraz więcej śniegu. Rower wyraźnie częściej przestawał być przydatny. Niemniej jednak na płaskich odcinkach dało się odczuć sporo frajdy z jazdy!
Czerwony na Radziechowską © Marek87
Na zjazdach bardzo emocjonująca walka z równowagą. Szczególnie gdy wiesz, że pod śniegiem leży niezła ilość kamieni przeróżnej wielkości :).
Zjazdy z głową © Marek87
Bardzo przyjemne fragmenty jazdy w puchu! Coś niesamowitego :).
Puszek to jest to! © Marek87
Już przed Halą Radziechowską pchanie rozpoczęło się na poważnie. Ciężko.
Wypychamy środki transportowo-zabawowe ;) © Marek87
Co z tego, że trzeba było pchać pod górę, skoro na płaskich odcinkach dało radę zboczyć z wydeptanej ale grząskiej i nierównej ścieżki i tym samym zagłębić się kołami na kilkanaście centymetrów w puchu. W dodatku, w licznych miejscach powstawały nawiane (jak to nazywają Czesi) "języki". Miały one kilkudziesięciocentymetrową grubość pokrywy śnieżnej i niejednokrotnie wjeżdżałem w nie z pełną premedytacją zatapiając w nich całe koła. Bawiło mnie to jak małe dziecko! Fajne uczucie gdy robisz wokół siebie pełną zadymę a śnieg wali po górnej części ud, tudzież biodrach :). W jednym miejscu się "przejechałem", bo pod nawianym śniegiem znajdował się spory, płaski kamień. Powiedzmy, że zbyt gwałtownie mnie przystopowało i zaliczyłem piękne OTB. Chłopaki i ja mieliśmy niezły ubaw :)).
Miejscami głęboko ;) © Marek87
W dalszej części pchaliśmy i pchaliśmy... Ładnych kilka kilometrów. Aż wypchaliśmy na Magurkę Wiślańską.
Pchaaaanie © Marek87
Magurka Wiślańska © Marek87
Zimowe klimaty w pełni © Marek87
Z Magurki Wiślańskiej zjazd w dół. Fajny, emocjonujący. Kilka unikniętych gleb, niepewność pod kołami (szczególnie tym przednim). Rewela :).
Pozdro ziom :) © Marek87
Odcinki jezdne.
Karel w akcji © Marek87
Jedzie Kuba © Marek87
Potem było już tylko pchanie i pchanie pod Baranią Górę. W zasadzie nic mi to nie uprzykrzało życia. W butach chłodno (najłagodniej ujmując) ale do przodu! Jest cel!
Wypych na Baranią © Marek87
Słońce zbierało się ku zachodowi. Szybko uzupełniliśmy kalorie i trzeba było myśleć o zjeżdżaniu.
Górki, góreczki... © Marek87
Jest gites!
Na szczycie! © Marek87
Udaliśmy się czerwonym w stronę Przysłopa.
Czerwony w stronę Przysłopa © Marek87
Mieliśmy zjeżdżać czarnym do Kamesznicy, ale na rozwidleniu czerwonego i czarnego widać było, że jest słabo przetarty (szło nim może kilka osób w ciągu dnia). Schodzenie po ciemku byłoby głupie, więc zaproponowałem chłopakom zjazd do Przysłopa, przelot przez Stecówkę, zjazd do Istebnej, podjazd pod Ochodzitą i transport samochodem. To było zdecydowanie najrozsądniejsze rozwiązanie przy coraz niższej temperaturze. Sam szlak czerwony do Przysłopa przyniósł mi wiele frajdy. Był w miarę mocno udeptany i nie było problemów z jazdą. Końcówka trochę bardziej śliska, ale powoli dało się zjechać. Na Przysłopie bardzo przyjemne spotkanie z liczną grupą wędrowców (w tym z Mikołajem). Byli trochę zszokowani widokiem roweru - tym bardziej jak im powiedziałem, że oprócz mnie jedzie jeszcze dwóch :). O zmroku podjechaliśmy pod Stecówkę. Po ciemku pod Ochodzitą. No i tyle :). Dobrze wiedzieć, że moje czterokołowe wozidło mieści trzy rowery w środku :) (ze zdjętymi kołami).
Chłopaki!!! Dzięki Wam za dobre towarzystwo! Bawiłem się świetnie - jak to zwykle bywa przy takiej ekipie! Sporo wrażeń, sporo wysłku, dużo się działo! To zdecydowanie jeden z wypadów, które na długo zostaną w pamięci! Nawet pomimo tego, że niewiele to wszystko miało wspólnego z jazdą. Zawsze to coś nowego i dlatego tak bardzo mnie korcą te Wasze "epickie" wypady ;)))). Do zaś!