Terenowy asfalt po Beskidzie Małym ;)
-
DST
171.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
09:29
-
VAVG
18.03km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Podjazdy
2969m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jakiś czas temu krążyły mi po głowie rejony Beskidu Małego. Pokusa odwiedzenia kultowych przełęczy Targanickiej i Kocierskiej była okropnie duża. Ostatnimi czasy pojedyncze typy z tamtych rejonów ujeżdżają mi okoliczne wzniesienia więc dłużny pozostawać nie mogłem, bo chamstwa przecież nie zniesę ;). Przystałem na fejsbukową propozycję asfaltową i popedaliłem na zderzenie w BB. Godziny do przodu więc spania było trochę mniej. Do Bielska starą jedynką. Krócej, szybciej i siedem kilkusetmetrowych podjazdów. Łącznie 400m w górę. Stan asfaltu w niektórych miejscach dostarcza wrażeń... Szczególnie gdy jedzie się tam po ćmoku.
Kto rano wstaje... Ogrodzona © Marek87
W Bielsku na dzień dobry reprymenda od tego, który tak ładnie mnie zawsze wita. Tym razem oberwało mi się (zgodnie z oczekiwaniami) za kontynuację jazdy na "gejowskich" oponach typu semi-slick. Na szczęście róż dobijający z butów SPD jegomościa pozwolił mi się szybko i skutecznie odchamić, co też uczyniłem z wielką satysfakcją... ;).
Początkowo - jak zwykle lotniskowo... w pięcioosobowej grupie.
Dalej w stronę Międzybrodzia przez Przegibek...
Na zjeździe niespodziewana mijanka z Tomkiem, który również ujeżdżał swego Kellysa od wczesnych godzin rannych. Chwilę wcześniej odbyły się dramatyczne sceny rozjechania upuszczonego przeze mnie aparatu podczas jazdy. Pewien żeński operator pojazdu (nie zasługujący w tym miejscu na zwyczajowe określenie) z całą pewnością ciekaw był jak zachowa się samochód po przejechaniu kołami przez tajemniczą czarną kostkę leżącą na asfalcie. Moje rozpaczliwe gesty biegu z machaniem rękami zapewne odebrane zostały jako zachęta do wypróbowania tego czynu. Wybiegać przed maskę nie zamierzałem. Jeżeli kierowca poprzedzający kilkadziesiąt metrów operatora dał radę zmienić tor jazdy (biorąc aparat między koła) a ów operator nie zrobił kompletnie nic... No cóż. Z całą pewnością w najlepszym przypadku skończyłbym w szpitalu. Aparat po kontakcie z dwoma oponami kształtu nie zmienił ale wyświetlacz nie przetrwał takiego ciężaru.
Do Porąbki i wjazd w Wieeeeelką Puuuuuuszczę. Szybki sms do Karela, który zbyt długo delektował się śniadaniem i ostateczne wyszły nici ze zderzenia.
Wielka Puszcza © Marek87
Dalej rach ciach i jesteśmy na Targanickiej. Zjechały się wręcz tłumy roweraków :).
Tłumy na Targanickiej © Marek87
Buła, pumpa i spóła © Marek87
Od tego momentu zaczęły się przeboje. Moje przeboje na węższych oponach. Towarzystwo zarządziło wjazd w teren. Dyplomatycznie uniknąłem wymówki stwierdzając, że jestem "Otwarty na propozycje". W rzeczywistości chciało mi się terenu jak cholera ;). Co prawda Kocierskiej od Andrychowa nie jechałem, ale zielony zdecydowanie bardziej mnie korcił (co nie dziwne). Teraz już wiem, że jest świetny. Trzy ostrzejsze podjazdy, trochę walki. Na jednym z trudniejszych fragmentów uślizg, obrót koła i wylądowałem na gruncie ze stłuczonym kolanem z małą dziurą w ciele i na nogawce. Reszta podjazdu ok!
Na zielonym © Marek87
Na Kocierskiej focisz, trochę jedzenia i w dół do Kocierza Rychwałdzkiego (zielonym w dół). Z doliny zielonym na Łysinę. Początkowo wśród zbłąkanych owieczek idących z palmami do kościoła przy akompaniamencie natchnionego organisty...
W górę na Łysinę © Marek87
Podjazd mnie trochę przeszkolił. Zarówno w kwestii deptania po pedałach jak i trakcji. Końcówka spokojna.
Lajtowo-terenowo ale w górę © Marek87
Łysina © Marek87
Z Łysiny niewyraźne widoczki na Babią i Beskid Żywiecki.
Łysina z bebokiem © Marek87
Paweł pokazał nam Jaskinie Lodowe, choć było tam w tym miejscu coś o smokach. Takie tam bajki... ;). Trochę wąwozów i innych form skalnych.
Jaskinie lodowe i skałki © Marek87
Szybki zjazd asfaltem z Łysiny do Gilowic po czym Paweł dołożył do wypadu coś od siebie. To coś okazało się głównym gwoździem programu. Tereny nikomu z nas (prócz Pawła) nieznane. Przelot asfaltami, trochę w górę, trochę w dół i wjazd w ulicę Wilczą. Bez komentarza. Zdrowo! Za kolejnymi zakrętami/grzbietami pojawiały się kolejne kiepki w górę. Fajnie :).
Ul. Wilcza! © Marek87
Asfalt się skończył, czas znowu na teren :).
Koniec asfaltu © Marek87
Teren trochę podmoknięty, niezbyt trudny technicznie, przyjemny, sporo odcinków w lesie. Bardzo fajnie. Przejazd przez kilka górek w tym końcową Janikową Grapę. W drodze na nią Babia Góra była już znacznie bliżej :).
Marzen i Babiczka © Marek87
Z Janikowej Grapy zjazd żółtym w dół do okolic Jeleśni/Mutnego. Mega! Elementy korzenno-kamieniste!
Marzen na żółtym © Marek87
Nieco niżej zaczęły się płyty i asfalt. Już na dole.
Z Mutnego do Żywca. Rundka po mieście. Towarzystwo się rozjechało. Ekipa do BB a ja (zgodnie z założonym planem) w stronę Węgierskiej Górki, Ochodzitej, Jabłonkowa. Tak naprawdę to okropnie mi się nie chciało ale wewnętrzne samozaparcie wzięło górę. Tym samym zafundowałem sobie ostry wmordewind do Milówki, przelot nieznanym wariantem przez Szare pod Ochodzitą (końcówka po płytach podobna jak pod Przełęcz Koniakowską). Przejeżdżając pod Ochodzitą kompletnie odrzucałem myśli wyjazdu na górę. To była ostatnia rzecz której pragnąłem w tym momencie. W Jabłonkowie już miałem dość. Przyjechałem do domu wypruty do bólu. Usiadłem na stołku, oparłem głowę na rękach założonych na kolana i przetrwałem w tej pozycji 5 minut. Potem zadzwonił Rafał a ja nadal nie mogłem się ruszać. Ilości jedzenia wchłoniętego przeze mnie w poniedziałek nie będę podsumowywał. Jeden wielki apetyt! Dobry wypad z pozytywnym rzyganiem na widok roweru po przyjeździe ;). Takie wypady w ciągu lata są standardowe. Początkiem wiosny nie jest tak wesoło :). Dzięki ekipo!
komentarze