Koprivnicky Drtić 2015
-
DST
126.00km
-
Teren
90.00km
-
Czas
08:04
-
VAVG
15.62km/h
-
Podjazdy
3650m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znowu to samo - czeska impreza jak się patrzy w najdłuższe dni w przeciągu roku. Koprivnicky Drtić. Zapisy na tą górską wyrypkę trwały... 12 godzin. 950 uczestników wyczerpało limit startowy w jedną noc (pół biedy, że zgłoszenie "zleciłem" Andrzejowi, bo byłem akurat nieosiągalny). W zeszłym roku i 2 lata temu wpisanie się na listę możliwe było przez odpowiednio 3 dni, 5 tygodni ;). Strach pomyśleć co będzie za rok. Tegoroczna trasa była nowa. Pewne przecieki widziałem już na tripie w Javorviki - świeżo namalowane znaki na drzewach. To nie była pomyłka i powtórzyłem część tamtej trasy ale tym razem z numerkiem na kierownicy.
Start o 07:30! bbRiderZ w pierwszej linii (po prawej): Ja, Paweł, Tomek i Damian + Patryk © Marek87
Obawy z doświadczeń zeszłotygodniowych trwały do około 15stego kilometra. Pierwszy podjazd na Janikowskie siodło przypominał mi w nogach tą niemoc, która dopadła mnie w Wiśle. Potem się rozkręciłem i było ok. Zaraz na początku trójka towarzyszy z BB pocisnęła do przodu i straciłem chłopaków z oczu...
Bufet ze złocistym ;) © Marek87
... ale kilka łyków piwa (na pół z Patrykiem) nie mogłem sobie odpuścić ;). Czesi to mają wodę a nie piwo :). Bufet był przed pierwszym poważniejszym podjazdem na Pustevny. Szutrówami wyjechaliśmy na górę, pieczątka na pierwszym punkcie kontrolnym, szybki banan i dalej, bo szkoda stygnąć. Po 20 minutach terenowo - asfaltowej jazdy w niezłej czesko-polskiej grupie drugi punkt - Chata Martinak - trasa odwrotnie niż w zeszłym roku. Potem nastała terenowa rozkosz do Chaty Sukennicka z trzecim punktem kontrolnym. Jadący ze mną Patryk zaczął nieco odpuszczać więc postanowiłem jechać swoim tempem. Taka okoliczność była wcześniej nieuzgodniona werbalnie ale doskonale zrozumiana dla nas obojga - to jest raz w roku i każdy jedzie to co może.
Mój niezawodny towarzysz. A raczej towarzyszka ;) © Marek87
Z Bumbalki czerwonym przez Przełęcz Makowską, Lemeśną i siodło pod Hrićovcom do chaty Kasarna (4ty punkt). Dalej w stronę Stratenca, lekko w dół i wypasiony zielony (z początku singlowy a potem interwałowy) do Velkych Karlovic. Z tej położonej w dolinie wioski bardzo ambitny żółty na Cartak (Solan) - 5ty punkt. Początek stromo asfaltem, potem jeszcze stromiej w terenie. Z Ćartaka fajnym zielonym i niebieskim na Hazovske Dily. Tam 6ta pieczątka i zjazd do Rożnova pod Radhostem. Z tej mieściny ambitnie zielonym w górę na Velky Javornik z końcowym zaciskaniem zębów na czerwonym w niezłym terenie. A z Wielkiego Javornika... o Boże. Zielone (przeciasne) agrafki w dół zakończone single trackiem do Frensztatu pod Radhoszczem wybiły mi korki w mózgu! Jeden przelot przez kierownicę ale i tak było warto! Tam dojechałem Tomka. Paweł z Damianem na fullach pocisnęli w dół. Do mety dojechałem zaraz za Tomkiem, który zapomniał zaliczyć ostatni tajny punkt kontrolny. Ale mu uznali, bo poświadczyłem, że jechał przecież ze mną (choć mi odjechał pod ostatnią górkę) ;). Jeśli twierdził, że ma bombę i mroczki przed oczami to ja mogłem widzieć już tylko trumnę...
Meta ;) © Marek87
Część z bbRiderZ na mecie © Marek87
Było błotko ;) © Marek87
Na mecie o 16:40. 2,5h wolniej niż pierwszy uczestnik (dojazdowa lista i nasza czwórka przy 16-19 numerku). 126km niezłej trasy i 3650 w pionie. Pogoda dopisała, choć Ci którzy przyjechali około 18 byli już przemoczeni. Ci co później... skarżyli się na gradobicia, przenikliwy chłód, rzeki błota na szlakach... Dla mnie te informacje to abstrakcja! Wiedziałem, że głosili pod wieczór załamanie pogody ale to co widziałem na fotkach - nie do pojęcia. Dlatego tym bardziej ogromne graty dla tych którzy podołali tej złośliwości losu i przetrwali tą anomalię pogodową. Impreza na 102! Było po prostu zajebiście towarzysko-przygodowo-adrenalinowo-wyrypowo! To se mi libi! ;-).