Filipka i okolice Stożka
-
DST
95.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:53
-
VAVG
19.45km/h
-
Podjazdy
1020m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem jechać gdzieś o 6 rano, ale z deszczem nie wygrałem. Poszedłem dalej w kimono. Wracając z kościoła Głęboką około 11:30 widziałem, że deszcz zaczął ustępować i na niebie pojawia się trochę błękitnego koloru. W domu rzuciłem okiem na mapę, krótkie pakowanie i pełen rozrywającej energii z ostatniego braku kręcenia ( ;-) ) pojechałem przed 13 pobrudzić sie trochę w górach: Puńców, Kojkovice, Trzyniec, Bystrzyca, Nydek, Filipka, Kiczory, Kubalonka, Stecówka, Istebna, Jabłonków i do domu.
Było genialnie. Trzeci raz jechałem czerwonym szlakiem od strony Stożka na Kubalonkę. Korzenie, błoto, kamienie, duuuuużo wymagającej technicznej jazdy. Po prostu poezja. Gorzej z rowerem ;-).
Ja a za mną Stożek (w trakcie podjazdu na Filipkę):
Z tego samego miejsca - klasyczna droga w czeskich górach:
W Bystrzycy zamieniłem 22 "kacki" na dwulitrowy balast w postaci Kofoli, który wiozłem do domu. Na zdjęciu kamień, który nie wymaga chyba komentarza:
Dla tych, których złapie deszcz:
Na Kiczory z początku taka droga:
Potem trochę więcej roślinności ;-) :
I z drugiej strony:
Już prawie na czerwonym szlaku Stożek - Kubalonka:
Tak wygląda Stożek od strony polskiej (często jeżdżę tam na nartach). Zdjęcie ARCHIWALNE, z wiosny tego roku (widac resztki śniegu na trasach):
Z Kubalonki dotarłem asfaltem na Stecówkę:
Ze Stecówki do Istebnej. Ten ośrodek narciarski bardzo lubi Pan prezydent Bronisław Komorowski. Osobiście nie przepadam za taką komercją w postaci basenu i ośrodka narciarskiego w jednym:
W drodze z Istebnej do Jabłonkowa zaczął padać deszcz, więc powrót trochę mokrawy. W Hradku przystanąłem na ok 20 minut co by poogdlądać chłopaków grających w piłkę (chyba jakaś okręgowa liga) i moknących tak jak ja. Niebiescy cisnęli ale to zieloni strzelili ładną bramkę. Wytrwałem do przerwy:
Kibice:
... i wieczór przy rowerze czyli czyszczenie napędu i łożyskowania sterów. To pierwsze (po 130km od smarowania czerwonym FinishLinem) przy dojeździe do Cieszyna zaczęło już nawet piszczeć a drugie podejrzliwie "chrupać". Po rozebraniu okazało się, że smaru nie było za bogato...: