Po pompkę do Koprzywnicy z górskim gratisem
-
DST
210.00km
-
Teren
60.00km
-
Czas
11:45
-
VAVG
17.87km/h
-
Podjazdy
3700m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
We wpisie Koprivniciego Drtica napisałem, że w moim przypadku nie było żadnych strat na tym maratonie. Okazało się, że jak myłem rower to zostawiłem pompkę na murku. Zorientowałem się po powrocie do domu. Mail do organizatora - znalazła się (swoją drogą dziwne to zważywszy na tak dużą liczbę uczestników). Po kilku wymienionych mailach p. Roman Lipovy zdecydował się zostawić ją w CykloArcie (sklep rowerowy) w Koprzywnicy a ja miałem ją odebrać. Teraz mam luźniejszy okres w pracy, środa wolna, zapowiadana dobra pogoda. Czemu tam nie pojechać? Przejazd przez Frydek, Palkovice wydawał mi się już zbyt oklepany i trywialny. Tym bardziej, że Koprzywnica zawsze już mi się będzie kojarzyć z masakrą po górach. Postanowiłem więc trochę ich dołożyć. Wyklilałem kuszącą trasę dzień wcześniej na cykloserverzre (interesowały mnie jak zwykle trawersy i teren) i wrzuciłem na Garmina. Wyjazd 05:40. Trasa pod względem urozmaicenia wyborna, ale – jak się okazało – trochę katorżnicza. Na Przełęcz Jabłonkowską bokami, potem przelot przez Szańce Jabłonkowiskie (miodne tereny rowerowe), dalej trawersami po górach po drugiej stronie Połomów, wyjazd na Konećną i do Bilej (też trawersem). Przez Stare Hamry do Hotelu Srdce Beskyd i do chaty Martinak. Stamtąd na Pustevny (przypomnienie Drtica ;-) ), zjazd do Frensztatu pod Radhoszczem i przez Koprzywnicę, Brusperk, Terlicko do domu. Po drodze kilka zaminowań (tzn. nieprzejezdnych miejsc) o których nie świadczyły wyraźnie wyznaczone szlaki na cykloserwerze. Semi slicki dały od biedy radę, choć jechałem wyjątkowo asekuracyjnie po ostatnim wytrybieniu na Lipowskim Groniu. Po drodze dokuczał wiatr. Nie wiem czemu ale 80% w niższych terenach w pysk na całe trasie.
Przełęcz Jabłonkowska w chmurach napierających w kierunku północnym.
W okolicach Szańców. Vysne Megonky (cudnie).
Zjazd w dół i do góry na trawersy szerokim asfaltem, potem węższym.
Na pierwszym ostrym zakręcie (ok. 50km trasy) fajne widoki. Doliny w mgłach.
Trawersy asfaltowo – szutrowe. Bardzo fajne (po trasie rowerowej). Chata B…. zapomniałem.
Potem więcej terenu (już nie po trasie rowerowej). W trakcie jazdy po prawej, po lewej niezliczone ilości źródełek, których próżno szukać chociażby w Beskidzie Małym. Chwila przerwy.
Wbiłem dalej na niebieski szlak (który w ostatniej części zgubiłem z powodu wycinki drzew- z buta) i wylądowałem na Uhorskiej (1000m.n.p.m).
W trakcie zjazdu w dół (całkiem ok na semi-slickach) Haferovci.
Łysą Górę i Travny oglądałem dziś z każdej strony.
Zjazd do Klokocova i w górę na Konećną (granica SK/CZ). Na asfalcie po prawej widać jeszcze oznakowanie trasy Drtića.
Kawałek asfaltem i wbiłem na kolejny trawers. Pierwsza połowa z kamieniami – po lewej (ale i tak ok), potem miodnie (po prawej).
Chciałem jechać nim dalej ale po pewnym czasie napotkałem ścinkę drzew (przez którą się przebiłem z nadzieją kontynuowania jazdy) ale dalej były chaszcze i zarośla. Zawróciłem i zjechałem asfaltem do Bilej. Tam centrum narciarskie i fajny zamek przy którym trochę pojadłem.
Z Bilej na dzień dobry podjazd na kolejny trawers i do Starych Hamrów. Nawet nie zdążyłem się przypatrzeć zbiornikowi a już wbiłem w lewo na trasę 6178 w stronę chaty Martinak. Fajna asfaltowa ścieżka choć 2/3 cały czas lekko pod górę. Hotel Srdce Beskyd.
Dalej kawałek asfaltem w kierunku Celadnej i w lewo do chaty Martinak (6ty punkt kontrolny Drtica) trasą 46. Chata Martinak.
Z Chaty Martinak na Pustevny asfaltem. N górze (ok. 1000m.n.p.m.)
Nie byłem tam za długo. Zjechałem w dół do Frensztatu pod Radhoszczem.
I dalej do Koprzywnicy. Radhost (po lewej) i Velky Javornik (po prawej) po drodze.
Skalka/Ondrejnik (na środku) i bodajże Knehyne (po prawej). Z tyłu między nimi chyba Smrk. Łysa Góra zasłonięta.
Od uśmiechniętego Czecha przy kasie otrzymałem upragniony cel mojego tripu. (Wcześniej kupiłem już drugą taką samą pompkę).
W Hukvaldach ok. 1l kofoli (reszta do bidonów 50/50 z wodą) postawiła mnie trochę na nogi. Wyjechałem jeszcze na zaległy z 3 maja zamek (wstęp płatny-na drzewo!!).
Dalej do Cieszyna bokami z małym zabłądzeniem w lesie (znowu chaszcze i zarośnięta ścieżka).
Terlicko.
Po tripie nie wiem czy nie byłem czasem bardziej zarżnięty niż na Drticu. Ponad 2 stówy i przewyższenia wg Garmina 3700m. Bikemap pokazuje 3200m. Obecnie rower nie jest obiektem porządania. Przynajmniej do czasu w którym tyłek (kroczę) się podleczy. Selle Italia to chyba nie są siodła na długie dystanse a tych ostatnio było trochę.
komentarze