Styczeń, 2014
Dystans całkowity: | 417.00 km (w terenie 70.00 km; 16.79%) |
Czas w ruchu: | 23:08 |
Średnia prędkość: | 18.03 km/h |
Suma podjazdów: | 6437 m |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 104.25 km i 5h 47m |
Więcej statystyk |
Mroźny, zimowy, czeski klasyk
-
DST
82.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:06
-
VAVG
16.08km/h
-
Temperatura
-8.0°C
-
Podjazdy
1497m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taka zima (pod kątem rowerowym) to ja rozumiem. Nie dość, że
niedawno było wyjątkowo ciepło to teraz przyszły spore celsjuszowe minusy a
więc same plusy dla jazdy na rowerze. Brak ciapy, syfu, wilgoci…. W trakcie mojej
ostatniej zdrowotnej niedyspozycji (przeziębienie nabawione w deszczowych, chłodnych Włoszech) zamiast rowera było
conieco chodzenia po górach i lodowisko.
Ale przyszła Niedziela. -8 stopni na termometrze i słońce wraz ze znakomitą
porcją świeżego śniegu. Żal nie pokręcić na bicyklu przy takim głodzie jazdy! Dzień wcześniej, w sobotę wymyśliłem sobie Slavić od Moravki i w dół przez obydwie Łomne (Górną i
Dolną). Ruszyłem około 10 z zapasem m.in. 2l gorącej herbaty w dwóch termosach (w plecaku). Przez Ropice, Hnojnik do Ligotki po świetnych,
ośnieżonych, bocznych drogach.
Velopoli
Z Komornej przejazd również bocznymi, ośnieżonymi asfaltami pod
Praszywą (dogłębnie oklepany) do Moravki. Przez całą tą boczną drogę często unikałem
ubitego przez samochody śniegu na rzecz miękkiej, kilkucentymetrowej warstwy
świeżego puchu. Odlot!
Pod Praszywą:
Łysa Góra bardzo niewyraźna.
Z Moravki w stronę Visalajów również w znacznej mierze po ośnieżonych drogach.
Zbiornik na rzece Moravka:
Na rozjeździe w stronę Slavića krótkie nagranie. Część osób już widziała... takie tam farmazony :).
http://www.youtube.com/watch?v=YhRZcBGaSH0&list=HL...
W stronę Slavića bardzo wygodnie, niezbyt stromo, lecz bez potencjału z mrozem w dolinie -12 stopni. Resztki przeziębienia i potok z nosa...
Prawie na górze... Uhh :). Bajecznie!
Chata Slavić
Ja z Wielkim Połomem w tle...
Panorama...
A tu sprawca całego zamieszania...
Zakładany zjazd ze Slavića do Górnej Łomnej mi się nie widział. Że dalej asfaltem? Że po płaskim - a właściwie lekko z górki? Błe. Pojechałem w klasyk czyli na Kamenity, przez Kałużny na Ostry, powrót pod Szyndzielnię i na Javorovy. Bezsprzecznie idealny pomysł!
Przed chatą Kamenity, spod Kałużnego... widok na Kozubovą...
Mionśi Vrch, Velka Polana... z tyłu Wielki Połom...
Szlak w stronę Ostrego bardzo, bardzo fajny. W miarę przyczepnie, w świeżym puszku. Chata pod Ostrym...
Spod Ostrego powrót na rozwidlenie szlaków i dalej w stronę Sindelni. Tutaj jazda z mieszanymi uczuciami. Zmarznięta, przeorana przez leśników wyboista droga dała się mocno we znaki mojej głowie. Nie tyle psychicznie co z powodu ogromnego bólu. Każde większe "tąpnięcie" roweru na nierówności przypominało moje przeboje przy założonym (pierwszy raz na nogach) dzień wcześniej snowboardzie. Kilkanaśnie sezonów na nartach i zachciało mi się spróbowania parapetu. Ilości rąbnięć głową w śnieg nie da się policzyć na palcach dwóch rąk. Dobrze, że miałem kask, choć ten czasem jakby nie pomagał.
Z Sindelni już fajnie. Podjazd na Javorovy z jednym uślizgiem. Poza tym całość wyjechana. Szczyt (1031m n.p.m.).
W stronę Małego Javorovego w takim szpalerze...
Mały Javorovy, widok w stronę Praszywej. Po lewej szczyt Javorovego (dwa zdjęcia wyżej) na którym byłem 10 minut wcześniej.
Z Małego Javorovego niebieskim do Gutów i przez Nebory do Cieszyna. Na zjeździe dosyć konkretnie zmarzłem, ale -10 stopni i brak ruchu nie może dać innych efektów. Poza tym wyłożyłem się przy małej prędkości na skrzyżowaniu (sama szklanka) dobijając do reszty mój prawy nadgarstek (również po przejściach na snowboardzie).
Trip bardzo udany! Głowa trochę pocierpiała, ale wrażenia niesamowite. Oszronione i ośnieżone drzewa robiły niesamowity klimat. Nie mniejszy niż trzeszczący śnieg pod kołami! Temperatura średnia -8 stopni. Na Slaviću w słońcu 0. W dolinach -11, -12. Moravka -5. I niech mi ktoś teraz powie, że rower i zima to zło?! No way!
Zimowa eksploracja Javorovego
-
DST
78.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
05:22
-
VAVG
14.53km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Podjazdy
1710m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę wybrałem się "z buta" na Javorovy. Zaplanowany trip trochę się wydłużył i z 13km zrobiło się 20km. W czasie pieszej wędrówki było zdecydowanie więcej czasu na rozglądanie się wokół siebie niż podczas jazdy na dwóch kołach. Szliśmy niebieskim szlakiem od Gutów i i pewnym momencie, na wysokości dolnej stacji wyciągu orczykowego trasy czerwonej zobaczyłem gruntowo-błotnistą ścieżkę odchodzącą w bok, biegnącą równolegle do trawersu (kilka metrów niżej) na długości ok 20-30m. W dalszej części odchodziła ostro w dół po zakręcie. Pomyślałem, że trzeba to zbadać na rowerze. W dalszej części pieszej wycieczki zauważyłem również godną ścieżkę ze śladami rowerowymi ale po zachodniej stronie Javorovego niedaleko Gutskiego Siodła przy żółtym szlaku. W niedzielę planowana była kontrola Beskidu Małego czyli wypad do zamiejscowego oddzialłu bbRiderZ (Andrychów i okolice). Nie wypaliło z powodu pogody. Ruszyłem więc w niedzielną eksplorację celem zbadania zauważonych dzień wcześniej ścieżek. Wyjazd o 9. Przez Nebory do Gutów skąd niebieskim (tym bardziej zachodnim) szlakiem w stronę Gutskiego Siodła. Jechałem za ścieżką i szybko zboczyłem ze szlaku. Fajnie ale miejscami nie dałem rady. Trochę wąsko, nieco stromiej i w konsekwencji trochę z buta... Po prostu przegrałem z terenem. Wbiłem ponownie na niebieski, którego końcówka po zjeździe z trawersu już była super. W sam raz na młynku bez problemów. A tu początek początków, tuż za nieoczekiwanym zboczeniem z niebieskiego...
Przez Gutskie Siodło i w stronę niebieskiego (bardziej na wschód) szlaku po ośnieżonych szutrówach. Śnieg o charakterze rozkruszonego styropianu. Przyjemnie.
Na wysokości wspomnianej dolnej stacji wyciągu skręciłem w singiel. Oto jego początek:
Rozkosz z jazdy psuły co chwilę posotoje na fotki aby pokazać Wam co piszczy w tym singlu. A piszczy głośno!
Końcówka trochę szerzej ale na fajnym odlocie (pagórki czyli flow).
Tutaj może lepiej widać...
Ostatki...
Singiel kończy się... może ze 100m, 200m od źródełka. Okazuje się, że owy singiel to... stary niebieski szlak w stronę Javorovego (resztki szlaku widziałem na drzewie)! Od jakiegoś czasu zauważam, że Czesi zmieniają ciekawe pod względem rowerowym, techniczne szlaki na zwykłe szutrowe trawersy. Dla leniwych pieszych jest to wygodnie, bo nie tłuką się po kamieniach i korzeniach (choć na tym singlu jest ich stosunkowo niewiele). Ale bez przesady! Niech tam jeszcze asfalt wyleją... Stary szlak to wyraźna ścieżka biegnąca w lewo do góry (możliwa do podjechania ale mi trochę brakło). Całość wyjezdna. Końcowy zakręt w prawo stromy. Dziś było mokro i moja łysa opona objechała ale jak będzie sucho z wyraźnym klockiem na tyle to da radę.
Po wyjechaniu singla wbiłem na niebieski i nim na Javorovy.
Im wyżej tym więcej sniegu ale bez przesady. Wyjazd na właściwy szczyt z improwizacjami. Jakieś skoki w bok w dzikie ścieżki. Widać na śladzie... Na górze z 2-3cm "styropianu". Super.
Zjazd w stronę żółtego/Sindelni bardzo nerwowo. Przekroczenie bardzo cienkiej granicy zablokowania przedniego koła z łysą oponą było bardzo niebezpieczne. Czasem z asekuracją luźnej nogi (poza pedałem). Udało się. Wjechałem w żółty szlak. Sporo było na nim liści, które w połączeniu z luźnym "styropianem" tworzyły niezłą zadymkę wylatującą spod kół, Fantastyczne uczucie jazdy w czymś takim.
Zjazd żółtym miał być do Gutskiego Siodła ale kolejne kłopoty z przyczepnością zmieniły plany. Wbiłem w jakąś boczną drogę. Pełno jakichś dzikich leśnych ścieżek. Zjeżdżałem powoli w dół celem dotarcia do drugiego singla. Mijam jakąś chatkę, lekko w dół i widzę ślady po kilku przejazdach rowerem w poprzek drogi leśnej. Patrzę w prawo w dół - singiel, w lewo do góry - też singiel. No to bajka! Niestety baterie w aparacie padły a ja zapomniałem zabrać zapasowych... Pozostało focić starą, zarżniętą prawie na amen Nokią. Nie interesowała mnie dolna część tej ścieżki tylko gdzie się ona zaczyna. Coś tam podjechałem ale 90% prowadziłem do góry. Dolna część (fajnie wyprofilowane zakręty).
Trochę wyżej:
No cóż tu dodać...
Trasa jest wymagająca. Jest wąsko, miejscami stromo ale na pewno ciekawie! Dwie minuty po opuszczeniu początku tego singla (w stronę szczytu Javorovego) mijam trzech gości na rowerach enduro. Raczej amatorzy. To wszystko tłumaczy. W życiu bym tam nie zjechał na takim wyposażeniu mojego roweru (hamulce i przede wszystkim opony). Przyjdzie poczekać do wiosny i na Meridę, której widelec obecnie jest w serwisie.
Z Javorovego w stronę Małego Javorovego i niebieskim w dół. Trochę podjazdów i zjazdów (z rozbawianiem siostrzenic idących z buta na górę). Z Javorovego w stronę Kałużnego przypadaną śniegiem trasą biegową. Zjazd do Tyry i przez Trzyniec, Leszną, Kojkovice do Cieszyna. Świetnie było poznać dwa fantastyczne warianty zjazdowe. Trzeba poczekać do wiosny i zbadać wszysko w przyzwoitych warunkach. Na tripie sporo improwizacji i ślisko to też tempo słabe.
Fotki lepszej jakości tutaj (lepiej widać pierwszy z singli): Zdjęcia
Soszów, pod Stożek
-
DST
78.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:38
-
VAVG
16.83km/h
-
Podjazdy
1046m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Towarzyska wycieczka terenoznawcza w spokojnym tempie, bez napinki. Pięć osób. Oprócz mnie: Arek z Pogwizdowa, Waldek, Andrzej i Jacek. Przez Kojkovice do Trzyńca. Dalej do Bystrzycy, Nydku, wzdłuż doliny i na Soszów wygodnymi szutrówami. Szutrówa przecinała żółty szlak (zjeżdżałem nim kiedyś). Podjechałem nim do góry , bo zawsze coś tej techniki zostaje w takich sytuacjach. Poszło bez większych problemów. Szlak ten, przynajmniej w górnej części jest spoko. Z Soszowa czerwonym przez Cieślar i pod Stożek (Mały Stożek). W dół do Wisły i do domu. W górach mokro po opadach deszczu. Jest jeszcze trochę lodu a więc zabawa była przednia.
Czeskie "autostrady" w górach.
Już bliżej Soszowa.
Soszów. Widok na Czantorię.
Tam jedziemy (kierunek Stożek).
Jest cudnie... Uwielbiam takie urozmaicenia na szlaku.
Z Cieślara w dół w stronę Stożka.
Końcówka po fragmencie klasyku Beskidu Śląskiego (Czantoria-Kubalonka)...
Zjazd spod Stożka.
Taką autostradę budują z niebieskiego w stronę trasy zjazdowej. Przyszła trasa biegowa? Nie wiem...
A, jeszcze wspomniana trasa zjazdowa. Warunków na narty nie ma.
Bawiłem się dziś wybitnie aparatem więc zdjęć jest trochę więcej ->> Więcej Zdjęć
Noworoczne kółko po asfaltowych przełęczach
-
DST
179.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
08:02
-
VAVG
22.28km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Podjazdy
2184m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nowy rok i nowe kilometry czas zacząć. Miało być bbRiderZowe leczenie kaca po sylwestrze przy ognisku oraz ewentualnie krótki wypad w góry. W drodze do Bielska, w Goleszowie dzwoni Maciek i wszystkie plany poszły się paść z powodu, nazwijmy to "niedyspozycji" tych, którzy zadeklarowali swoją obecność. Zmieniłem plany i obrałem kierunek na Wisłę. Pogoda taka sobie. Kiszka na drodze, miejscami mokro i błotnista maź wydostająca się spod kół. Mijając wyciąg Siglany w Wiśle myślałem czy nie uderzyć niebieskim na Stożek ale przy takiej aurze mijało to się z celem. Postanowiłem pojeździć dziś po asfalcie. Wyjechałem na Kubalonkę i dalej w stronę Stecówki. Już od Wisły Głębiec zaczął padać drobny śnieg. Na Kubalonce nie ma go w ogóle i w kwestii biegania na nartach nastała cisza w eterze.
Na Stecówkę po czarnym asfalcie. Z tyłu Ochodzita na której postanowiłem się zjawić zjeżdżając uprzednio do Istebnej.
Do Istebnej zjechałem i przejechałem się krótkim, asfaltowym fragmentem trasy maratonu MTB w Istebnej ( w stronę Ochodzitej). Nie wiem czemu nie podjechałem wcześniej po płytach na Meridzie. Teraz poszło nadzwyczaj sprawnie. Stromizna w jednym miejscu jest dość duża. Jest jeden fakt: w Meridzie na kasecie jest 32 a w Kellysie 34. Nie będę jednak ich zmieniał...
Na Ochodzitej bez szału z widokami.
W tamtym kierunku postanowiłem jechać. Po lewej Tyniok i za nim Barania Góra.
Pojechałem w stronę Lalików i Żywca.
Przejechałem przez Kamesznicę po czym bokami do Węgierskiej Górki.
Przez Radziechowy i Wieprz do Żywca. Wlot do tego miasta. W tle browar...
... a po kilku kilometrach Kredyty Chwilówki leżą na boku... Kilku chłopa pewnie wystarczyło :).
Z Żywca miałem jechać przez Szczyrk i Salmopol. Poczułem jednak niepohamowaną ochotę przejechania się przez przełęcz Kocierską i Targanicką. Obrałem kierunek wschodni wokół Jeziora Żywieckiego. Dalej w stronę Andrychowa.
Podjazd na przełęcz poszła całkiem sprawnie jak na moje siły. Średnie przełożenie z prędkością 9-12km/h. Na górze SPA i inne pierdoły dla wygodnych. Sporo spacerowiczów.
Z Kocierskiej w dół w stronę Andrychowa i w lewo na Przełęcz Targanicką w kierunku Porąbki.
Przełęcz Targanicka i dwóch towarzyszy z którymi porozmawiałem z 10 minut.
Z przełęczy w stronę Porąbki przez Wielką Puszczę. Brakło mi płynu w bidonie. Stanąłem przy gościu, który brał ją do baniaków ze źródła (ale poniżej zabudowań). Nie ręczył za nią bez przegotowania dlatego zrezygnowałem z zabrania do bidona.
Z Wielkiej Puszczy przez Porąbkę, Kęty i dalej bocznymi drogami przez Pisarzowice w stronę Bestwiny i Czechowic. W Pisarzowicach się ściemniło. Na szczęście Żabka była otwarta i kupiłem sok + napój Oshee (podobny do tego, który piłem ostatnio ale w litrowym opakowaniu). Takie siuśki o smaku owocowym niby z witaminami. Całkiem całkiem...
Z Czechowic przez Landek, Iłownicę, Gołysz, Ochaby i Dębowiec do Cieszyna. Dębowiec.
W pełni udana inauguracja 2014r. Jechało się całkiem dobrze. Teraz będzie trochę mniej czasu na jeżdżenie...