Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:1156.00 km (w terenie 335.00 km; 28.98%)
Czas w ruchu:70:02
Średnia prędkość:16.51 km/h
Suma podjazdów:20518 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:105.09 km i 6h 22m
Więcej statystyk

Mokry Beskid Żywiecki

  • DST 181.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 09:51
  • VAVG 18.38km/h
  • Podjazdy 2635m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano: 06.06.2014

Wypad w Beskid Żywiecki zaplanowany przez Grzegorza po części po moich ustękiwaniach, że chętnie bym się tam wybrał :). Miała być spora ekipa ale chłopaki z Cieszyna odpuścili temat z powodu złej pogody. Zebraliśmy się ostatecznie w niezawodną trójkę. Ja, Marzen i Grzegorz. Przepraszam, Maćka zabrakło właściwie do niezawodnej czwórki! Po godzinie spania w nocy wyjechałem z Cieszyna o 04:40 na zbiórkę w Ujsołach o 8.00. Najporściej. Przez Jabłonków, Bukowiec, Jaworzynkę, Rajczę. Fajnie się jechało, choć plecak był mocno wyładowany żarciem :).

Wyszło 64km w czasie 2h45min. Przyjechałem przed 07:30 więc pozostało mi czekać. Marzen i Grzegorz dojechali samochodem. Po rozpakunku zmiana planów i zamiast z Ujsół tłuc się przez Krawców Wierch w stronę Miziowej (trochę za mokro) pojechaliśmy z Rycerki Górnej na Wielką Raczę żółtym, fajnym szlakiem.
Marzena przed podjazdem miała fazę. A nawet kilka faz. Grzegorz z tyłu patrzył ze zdziwieniem cóż ta kobita wyprawia... ;). Ja też pozostawiłem to bez komentarza. Choć mały by się przydał: cyklozo-wariactwo.


Jedziem w górę.

Sporo błotka.

Grzegorz też pociska.

Dawaj dawaj...

Jest i Ona. Wielka Racza 1236m n.p.m. Widoki prawie żadne... Schronisko.


Zostałem zmuszony siłą do naciągnięcia rajtuz na nogi :). Tak mi rób :D.

Z Wielkiej Raczy po czerwonym klasyku w stronę Wielkiej Rycerzowej. O cholera. Reweeeeeelacja. Było dosłownie wszystko z ogromną ilością korzeni co w tych warunkach dodawało smaczku :). Prędkości znikome. Sporo młynkowania. Mokro, ślisko...
Zjazd z Wielkiej Raczy po łąkach na których pełno zdradliwych rówów wypłukanych przez wodę... Wjeżdżając w jeden z nich wyrżnąłem konkretnie zwłokami (przeleciałem do przodu). Jadąca z tyłu Marzen nie okazywała współczucia i śmiała się w niebogłosy: "cóż ja to wyprawiam". Pojechała dalej. Ja wstałem, ujechałem ze 100m i leżałem po raz drugi :).



Było też superowo-singlowo :).

Mniam! Chłonąłem ten fragment całym sobą!

Kilkanaście minut i dwie gleby wcześniej byliśmy tam na górze :).

Korzonki :).

Mała Fatra.

Zwiecha. Reset.

Ja na szlaku.

Schronisko Przegibek (1000m. n.p.m.). Oraz takie kwiatki :).


Z Przegibka na Wielką Rycerzową. Sruuuu...

Raz w dół raz w górę. Exxxtra.

Nie pchaliśmy się na Wielką Rycerzową, bo zaczęło po drodze padać. Przez kilkadziesiąt minut jechaliśmy w ładnym deszczu. Poza tym obowiązkowe butowanie i tak nie przyniosłoby efektu, bo widoki były znikome. Ominęliśmy szczyt trawersem. Pod szczytem jest schronisko a raczej Bacówka. Nie omieszkam dodać, że przed nią wyrżnąłem zwłokami po raz trzeci. Powód ten sam co wcześniej.... :). Śmiech widzącej to Marzeny wcale nie mniejszy.


Wielka Rycerzowa za rowerem w tle.

W bacówce herbata i zwijaliśmy się na dół. Długo myśleliśmy nad czerwonym do Rajczy ale pogoda w kratkę przeważyła na zjazd czarnym do Soblówki. Spoko, choć ślisko i błotniście. Jak wszędzie.


Ja.

Podobało mi się!

Na dole w Ujsołach :).


Pożegnaliśmy się. Marzena z Grześkiem pojechali w swoje i ja w swoje do Cieszyna. W Rycerce wszystko co było wilgotne w napędzie wyschnęło ale ja byłem przygotowany na tą gwarantowaną sytuację  :). Tą oto szczotą na drucie zawsze pucuję napęd (prócz tego mam ostrą szczotkę z castoramy). Rower umyłem w Sole, napęd wypucowałem, wytarłem szmatą (na zdjęciu), posmarowałem zielonym Finish Linem i do domu w ciszy i spokoju :).

Jak nówka! :)

Droga powrotna trochę inna. Przejechałem pod Ochodzitą...

... zjechałem w dół do Istebnej...

... podjazd pod Stecówkę, koło Zameczku i Jeziora Czerniańskiego...

... z przerwą na dwa hot-dogi na Orlenie w Wiśle i do Cieszyna.

Pomimo nieciekawej pogody trip uważam jako w pełni udany. Jak zwykle masa śmiechu, sporo radochy z jazdy i super klimatu. Żywiecczyzna to absolutny fenomen. Jestem zachwycony tą dziczą, spokojem, brakiem komercji. Jest to "coś" czego trudno szukać w okolicy! Dodatkowo szlaki wymagające a tym samym super ciekawe! W najbliższą niedzielę powtórka z rozrywki czyli wariant pierwotny z mega podjazdem pod Kubiesówkę. Już nie mogę się doczekać :). Dzięki Marzen i Grzegorz za extra czas na dwóch kołach!

ps. Po tripie wymiana linki i pancerzy tylnej przerzutki. Nie mogłem uporać się z tą francą. Zbyt dużo syfu i zero możliwości regulacji. Zmieniłem i śmiga jak trzeba :).