Listopad, 2015
Dystans całkowity: | 711.00 km (w terenie 165.00 km; 23.21%) |
Czas w ruchu: | 35:21 |
Średnia prędkość: | 20.11 km/h |
Suma podjazdów: | 7296 m |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 118.50 km i 5h 53m |
Więcej statystyk |
23-27.11 i 29.11 + coś więcej z budowy
-
DST
225.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
09:13
-
VAVG
24.41km/h
-
Podjazdy
520m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tydzień od 16 do 22.11 był tak beznadziejny pogodowo, że odpuściłem jazdę. Coś za to pobiegałem, choć i tak niewiele.
A na budowie takie rzeczy...
Budowa - źródło: www.blok5i6.pl © Marek87
Widok z chłodni kominowej nr 5 na misę basenu © Marek87
Widok na budowę z wysokości 250m - www.blok5i6.pl © Marek87
Żuraw na chłodni nr 5. Chyba będą mu musieli wstawić jeszcze jedną klatkę (nogę), bo jest za niski. Ramię na 191,5m © Marek87
Dolewki © Marek87
Chłodnia nr 6 za niedługo w górę © Marek87
Rurociągi wody chłodzącej © Marek87
Ja na górze © Marek87
W drodze z roboty © Marek87
9-13.11
-
DST
153.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:15
-
VAVG
24.48km/h
-
Podjazdy
250m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dojazdy i powroty z pracy. 3 dni w tym jeden z objazdem Jeziora Turawskiego. Po lasach po ćmoku. Średnio na jeża z miejscowym bagnem w terenie...
Trochę fot z elektrowni.
Widok ze środka. Wysokość około 150m.
Widok ze środka © Marek87
W rurociągach wody chłodzącej © Marek87
Pylony i stalowa konstrukcja jednego z kotłów. Widok ze 150m © Marek87
Czantoria
-
DST
68.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:28
-
VAVG
15.22km/h
-
Podjazdy
1620m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miesiąc temu mało co pamiętam z jazdy ;). Żart. Czantoria z Cieszyniakami + jednym delikwentem z Gilowic ;). Przez Leszną na Budzin do Nydku i podjazd na górę. Z góry ekipa prócz mnie i Patryka pojechała przez Małą Czantorię na Budzin. My z Patrykiem również na Budzin ale szlakiem czerwonym. Patryk jechał pierwszy raz i to był jego wielki grzech do tej pory. Chyba mu się podobało. Szczególnie w górnej części - kompletnie zasłoniętej przez liście. A pod nimi pełno niespodzianek ;). Z Budzina, już razem czarnym pod Tuł i objazd z Patrykiem części maratonu XC w Dzięgielowie. Fajna trasa! A tak w ogóle to ciepła jesienna Niedziela!
Na szutrowym trawersie © Marek87
Czantoria z ekipą © Marek87
Beskidia Flow: Twister i DH+
-
DST
128.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
07:22
-
VAVG
17.38km/h
-
Podjazdy
2030m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę 7 listopada odrobiłem sobie to czego nie zrobiłem ciut wcześniej. Górskie ścieżki rowerowe w Bielsku-Białej przyciągnęły mnie jak magnes pomimo zapowiadanego niewielkiego, ale jednak deszczu. Wyjechałem rano i pokręciłem w kierunku BB przez Gumną, Kisielów i Godziszów. Pech chciał, że tego dnia odbywał się rajd Barbórki Cieszyńskiej i większość bocznych dróg, którymi zwykłem się przemieszczać było pozamykanych z powodu wyznaczonych OSów. Trochę (błądząc) pokręciłem się po lasach niedaleko dopływu Brennicy do Wisły i ostatecznie wylądowałem w Górkach Sojce. Stamtąd koło betoniarni na czuja na Bucze i dalej przez leśne Biery do Wapienicy. Miałem przejechać szutrówką na Dębowiec ale przestrzeliłem skręt i pojechałem prosto. Droga za zaporą zaczęła piąć się w górę, na siodle skręciłem w lewo (ostro do góry). Trochę ujechałem, potem lekko pobutowałem aż wylądowałem na Stołowie między Błatnią a Klimczokiem. Wjechałem na żółty, przejechałem pod Klimczokiem na Szyndzielnię, potem Kołowrót aż wylądowałem na Koziej. Tam spotkałem Maćka, który dawał cenne techniczne wskazówki bikerowi i jego kompance. Chwilę pogadaliśmy. Ujechałem kilometr po czym na ostatnim fragmencie podjazdu na szczyt Koziej spotkałem Pawła ciągnącego kilkuletnią Emi na linie holowniczej ;). Trochę pogadaliśmy i pomknąłem Twisterem w dół. O Boże, o mój Boże... Cóż to była za rozkosz pompowania, pełnego skupienia, chęci czucia flow, który momentami był nieziemski! PRZEPROWADZAM SIĘ DO BIELSKA!!!!! (tu małe mrugnięcie okiem ale być może kiedyś..). Gdybym znalazł jako-taką pracę w BB w zawodzie geodety to wbijam od razu ;). Aaaaaa!!
Beskidia Flow miażdźy! © Marek87
Takie ścieżki. Niewyszukane foto © Marek87
Zjechałem na dół z ogromnym bananem na twarzy.
Na dole wszystko oznaczone © Marek87
Wyjechałem jeszcze raz na górę i próba DH+ czyli najtrudniejsze cuś.
Czas na DH+ © Marek87
Tu zamiast odczuwanego flow było trzepanie wnętrzności. Trasa była rzeczywiście trudna technicznie, mocno endurowa ale nie było chwili w której bym jakoś się zawaha. Ogólnie ciekawie i adrenalinowo. Oczywiście wszystkie większe hopki grzecznie minąłem, bo skoki to ostatnia okoliczność na której "chciałbym" stracić życie (czy też mocno się połamać).
Jadąc w stronę Wapienicy kulnąłem się przez Dębowiec i przestrzeloną szutrówą. Potem do Marzen na herbatkę ;) i do Cieszyna w mżawce i deszczu. Cały byłem mokry, co przy temperaturze około 8 stopni nad zerem przyjemne nie było.
6.11.15
-
DST
23.00km
-
Czas
00:54
-
VAVG
25.56km/h
-
Podjazdy
90m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dojazd do pracy w piątek. Pogoda przez cały tydzień nie za ciekawa.
Widok z góry na windę © Marek87
Listopadowy, górski bajer ;)
-
DST
114.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
07:09
-
VAVG
15.94km/h
-
Podjazdy
2786m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Takie początki miesiąca mogą trwać wiecznie. Listopad zawsze kojarzy mi się z ciapą i pogodowym załamaniem ale w tym roku jesień daje radę.
Wiedziałem, że ekipa z BB będzie się tłukła niebieskim do Hołcyny na Kotarz (pomysł Marzen) więc postanowiłem wyjechać im naprzeciw zaliczając po drodze trochę metrów w pionie ;).
Wyjazd wczesnym rankiem. Nie żałowałem ani chwili wczesnego wstawania...
Poranki niedaleko Budzina © Marek87
Z Ustronia zielonym na przełęcz Beskidek i dalej na Orłową. Wcześniej jeździłem na tę przełęcz po płytach od Jaszowca i "lądowałem" kilkadziesiąt metrów bliżej Równicy. Teraz wiem, że szlakowa opcja jest zdecydowanie lepsza. Fajny klimat, w sam raz jeśli chodzi o stromiznę podjazdu... no i te widoki.
Orłowa-Trzy Kopce przed Świniorką © Marek87
Z Trzech Kopców na Salmopol z butowaną końcówką (choć starałem się jechać). Łyk z bidonu, opróżnienie pęcherza ;) na przełęczy po czym dalej w stronę Karkoszczonki. Jadąc tak szlakiem koloru czerwonego kręciło mi się super. W pewnym momencie na zjeździe w dół zobaczyłem, że przede mną jest spora kałuża. Powierzchownie, przy dość dużej prędkości wybrałem wariant przejazdu środkiem. Środek okazał się być zbyt miękki, straciłem równowagę i połową ciała (patrząc w pozycji leżącej na boku) wylądowałem w cuchnącym bajorze. Cały od błota. Wycierałem się trawą, liśćmi, wszystkim czym popadnie. Pojechałem dalej, odbiłem singlowym na Kotarz. Nie ma ekipy. Zacząłem zjeżdżać w dół do Hołcyny aż natknąłem się na podjeżdżającą bandę. Banda była w postaci Biołego (Janka), Rafała, Kaśki no i Marzen. Mozolnie do góry... ale do góry ;).
Bardzo wietrzny Kotarz © Marek87
Planowałem zobaczyć się z ekipą i pojechać dalej na Karkoszczonkę, Klimczok żeby spróbować Twistera na Koziej. Tak mnie zabajerowali, że zjechałem z ekipą w dół przez Stary Groń do Brennej Centrum, dostrzegając po drodze na Grabowej niezłe byki ortograficzne... ;).
Polskie kulfony ;) © Marek87
Marzen pod Grabową © Marek87
Stary Groń © Marek87
W międzyczasie zadzwonił brat, że jedzie na kole do kumpla w okolice Karkoszczonki. Kupił se chłop rower (fajnego, używanego przez dobrego znajomego /ok.1000km przebiegu/ sztywnego Lapierra na kołach 29'). Pożegnałem się z ekipą w Brennej i popedaliłem jeszcze na Karkoszczonkę. Spotkałem się później z bracholem u owego kumpla i wiedziałem, że będzie lament, płacz i łzy. Tak też było, bo po kilkunastu latach niejeżdżenia zapodał sobie temat Karkoszczonki a ten kto tam jechał wie, że młynek, dzida to i tak mało ;). Trzeba ciś - albo ostro w pedały albo z buta ;). Mnie dwa razy (po zakręcie) brakło na chwilę przyczepności. Mówiłem, żeby na początek odpuścił i pokręcił coś łagodniejszego. Ale dobrze, że pojechał, bo mi trochę w pionie wpadło a i widoki popodziwiałem ;).
Wju na Skrzyczne niedaleko Karkoszczonki © Marek87