Biskupia Kopa
-
DST
157.00km
-
Teren
60.00km
-
Czas
07:27
-
VAVG
21.07km/h
-
Podjazdy
1561m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wypad na Biskupią Kopę z OKRem (13.09). Najwyższa górka województwa opolskiego mierząca 890m n.p.m. A więc nie ma lipy ;). Dojazd 80km bocznymi, głównie terenowymi dróżkami i lasami. W drodze powrotnej już znacznie więcej asfaltów i przerw, co wydłużyło wypad do 13h brutto. Ogólnie ok, w fajnej atmosferze.
Pierwszy postój na trasie w Ścinawie w której szykowano się na dożynki...
Dożynki w Ścinawie © Marek87
Ścinawa dożynki © Marek87
Dalsza jazda głównie w terenie.
Pociąg na tle Kopy ;) © Marek87
Tempo w stronę Biskupiej Kopy było bardzo fajnie. Ani za wolno, ani za szybko, tak na lekko-średniej zadyszce. Ok 22-25km/h czasem w bardzo nierównym polnym terenie.
Docieramy do Pokrzywnej. Trzeba byłoby ją kiedyś zbadać bardziej poważnie, bo atrakcji jest dość sporo. Stare miasto i w ogóle spoko.
Porzywna © Marek87
Z Pokrzywnej niebiesko-żółto-czerwony wariant podjazdowyna Kopę. Kuba na 29-calowym fullu wybrał opcję przez Szyndzielową Kopę i Zamkową Górę. Pozostała część ekipy podpowiadała mi, że jest tam sporo prowadzenia. Pojechałem jak inni leśną, wygodną szutrówą w górę i w końcu spotkałem się na siodle z Kubą. Po rozmowie z nim żałowałem, że się nie skusiłem, bo okazało się, że naszym wspólnym mianownikiem jest techniczny teren a tam go nie brakowało. No i tak sobie potem razem kręciliśmy na szczyt atakując końcowy fragment od schroniska szlakiem czerwonym. Dosyć mocno w górę, ale bez problemu w siodle. Na górze nic ciekawego. Wszystko zarośnięte lasem i wieża widokowa z płatnym wstępem. Za to Zlaty Bazant na górze za 25kc... czemu nie? ;)
Na szczycie Biskupiej © Marek87
Na szczycie © Marek87
Ze szczytu polecanym przez Kubę szlakiem zielonym do Zlatych Hor. Pojechał za nami Łukasz + dwaj napotkani "ę"duracy chcący go spróbowć. Reszta ekipy asfaltem.
Najpierw jechał Kuba, potem lepszy ędurak, kilkadziesiąt metrów za nimi gorszy ędurak i ja. Za mną Łukasz. Chłopaki z przodu byli w zasięgu mojego wzroku a typ przede mną coś kaleczył na luźnych i w zasadzie nerwowych kamieniach. Widać było, że więcej kasy ładuje w sprzęt niż skupia się na umiejętnościach. W jednym momencie tak zacisnął klamkę z przodu, że wywinął piękne OTB. Daaaawno takiego nie widziałem (tym bardziej z odległości 5 metrów). Rower wyprzedził go górą i spadł kilka ładnych metrów dalej. Zostałem w szoku, zatrzymałem się ale chłopak się pozbierał i na moje nerwowe wołanie "czy nic ci nie jest?" odpowiedział negatywnie. Uff, to dobrze, bo wyglądało bardzo boleśnie. Dalej w dół już za Kubą, bo ęduraki zrezygnowali ze wspólnej jazdy. Podczas czekania okazało się, że jadący na samym końcu Łukasz widział jak jeden z nich zmasakrował na płasko obręcz na kamieniu i chyba mieli ostateczny koniec jazdy. Zjechaliśmy dalej ciekawym terenem do Zlatyh Hor, krótki popas w knajpie...
Ciasno ;) © Marek87
Potem trochę leżenia...
Nad jeziorkiem pod Biskupią © Marek87
Widoczki na góry z doliny w Zlate Hory © Marek87
Ze Złotych Gór pod przewodnictwem Roberta, bokami w stronę Piorunkowic i z kilkoma nieco przydługawymi postojami do Opola. Dobry wypad, bo w góóóóry. Choć typowego górskiego terenu jak na mnie troszkę za mało. Ale zjazd z Biskupiej bajerancki! Podobało mi się. No i fajnie było poznać kolejnego, mocno zakręconego w górach Jakuba. Okazuje się, że Śląskie i Żywieckie górki nie są mu obce ;). Szlaki jak Stożek-Kubalonka czy okolice Wielkiej Raczy i Rycerzowej zna ;).
Ślad z trasy (bikemap leci w kulki): tutaj.
3 rundy po Lutnia Bike Maratron
-
DST
93.00km
-
Teren
45.00km
-
Czas
04:24
-
VAVG
21.14km/h
-
Podjazdy
1750m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po przepracowanej sobocie zjechałem do Cieszyna na niedzielę głównie w celu podpisania jednego papierka. W drugi dzień weekendu pogoda była bardzo niepewna. Wraz z Patrykiem mieliśmy jechać w czeskie górki (na Travny przez siodło pod Lipovym i Moravkę + coś jeszcze) ale w Rzece dorwał nas deszcz i zmieniliśmy plany. Wróciliśmy w stronę suchego Cieszyna i objechaliśmy 3 rundy Lutnia Bike Maratonu w Zamarskach. Każda po 18km ciekawej, urozmaiconej (ku mojemu zdziwieniu), głównie terenowej jazdy z kilkoma sztywnymi podjazdami i technicznymi sekcjami po lesie w okolicach Hażlacha/Zamarsk. 480m w pionie i około godziny jazdy na rundę. Było ok! Nie zrobiłem ani jednej fotki. Skandal!
Nie miałem okazji wystartować 13go w niedzielę. Gdybym był na miejscu to chętnie pokręciłbym ostrzej w tłumie wraz ze znajomkami. Może Dzięgielów wypali 3 października.
1-4.09
-
DST
133.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:57
-
VAVG
26.87km/h
-
Podjazdy
450m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Praca i praca. Nadal interesująco... Zdzieramy opony w drodze do i z roboty. Raz szybciej, raz wolniej. Po 10-11h większej lub mniejszej gonitwy w terenie i po rusztowaniach, po pomiarach... średnio mam ochotę na mocne deptanie. Takie mam rano, gdy jadę do roboty ;). Średnie tak w okolicach 28km/h z przejazdem przez centrum, rynek, gdzie trzeba uważać na pieszych i samochody. Dobra pobudka tak z rana.
Pierwszego września podczas powrotu do domu obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej.
Obchody rocznicy rozpoczęcia II wojny światowej © Marek87
Na budowie wrze. Terminy cisną i roboty od groma.
Szalunki pod wcale nie taki chudy beton fundamentu ;) © Marek87
Zaczęli zwozić prefabrykowane słupy. Każdy bodajże 11m długości. Waga - 56 ton. Ustawianie oczywiście pod naszym okiem.
Pierwszy słup na chłodni © Marek87
Słupy montuje się na kotwach zabetonowanych uprzednio w betonie (przyspawane do zbrojenia i zabetonowane na głębokość ok 1m). Kotwy (śruby) tworzą prostokąt o wymiarach 0.7 x 1.4m. I weź tu się pomyl przy tyczeniu, gdy tolerancja położenia sytuacyjnego wynosi ok. 7mm. Gdy słup z otworami nie wejdzie to pozostaje... strach pomyśleć jakie kucie. Bombą ;).
Mocowanie słupa do kotwy zabetonowanej w fundamencie © Marek87
Słupy dokręca się nakrętkami (jak na zdjęciu powyżej), potem zbroi się całość i zalewa betonem.
Miejsce na pozostałe słupy © Marek87
Geodimex w akcji ;) © Marek87
Cztery już stoją © Marek87
Cztery słupy chłodni nr 6 na tle 5tki © Marek87
Dalsze zabawy z rurociągami...
Rurociągi © Marek87
Widoczek z góry (ok. 70m) © Marek87
Chłodnia nr 6 - średnica ok. 112m © Marek87
W piątek przy powrocie z roboty coś mi na amen strzeliło w korbie (pykało już od długiego czasu). Zerwana śruba lewego ramienia korby. Już drugi raz! Pedałowałem 12km jedną nogą... Okazało się, że suport do regeneracji - w środku jeden wielki szum. Kellys tymczasowo będzie OUT.
Awaryjne powroty ;) © Marek87
Ale urwał © Marek87
Grzanki w Beskidzie Śląskim ;)
-
DST
126.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
07:19
-
VAVG
17.22km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
Podjazdy
2954m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak ma wyglądać każdy wypad na dwóch kółkach :). W kilku słowach: szeroki wytrzeszcz oczu na zjazdach połączony ze sporą niemocą w pełnym upale na podjazdach oraz ogromnymi ilościami potu lejącymi się z czoła i kończyn górnych...
Wraz z Kubą zgadaliśmy się na Karkoszczonce w pewien niedzielny poranek. Byłem niesamowicie głodny górskiej wyrypki. Szkoda, że głód nie do końca przełożył się na siły w nogach ale znowu nie było tak najgorzej. Generalnie po japońsku czyli jako-tako. Nie ma się co dziwić. Te Opolskie, kompletne płaskości doprowadzają mnie do szału. Zanim się rozkręcę w górach mija trochę czasu.
Najpierw wcześnie z rana do Brennej przez Dzięgielów i Lipowiec. Dalej myśliwskim na Błatnią. Na czerwonym wszystkie kamienie (głównie z powodu suszy) były tak luźne, że trudno było cokolwiek ukręcić. Uślizgi, wybicia z rytmu. Wychodziłem z siebie podirytowany tą w większości "butowaną" tułaczką. Przez Błatnią na Klimczok już fajnie. Na Klimczoku z rana standardowe, kultowe widoki :).
Kalimczok © Marek87
Na Klimczoku dowiaduję się, że Karel z racji zdobycia ronda w Buczkowicach będzie miał poślizg (sam zresztą byłem już "po czasie"). Trochę poleniuchowałem po czym nadszedł czas na wyborny czerwony szlak skierowany na docelowo-zbiórkową Karkoszczonkę. Szlaku przedstawiać nie trzeba. Rarytas!
Z Kalimczoka © Marek87
Na początku szerzej, stromiej, potem lajtowo. Po chwili szlak wjeżdża w kilkusetmetrowy, bardzo wymagający techniczny singiel. Podnoszenie kierownicy i pomysł na prawidłowy tor przejazdu bez utraty uzębienia w korbie (na korzeniach) to główne wątki penetrujące mózg w czasie jazdy. Kilka podpórek ale dało radę ze względną płynnością.
Czerwony z Klimczoka na Karkoszczonkę- karamba! © Marek87
Singiel wjeżdża ponownie w szerszą, leśną drogę i tym samym czerwony do przełęczy staje się niezłą sieczką po kamieniach z opcją śmigania między drzewami po korzennym singielku. Na Karkoszczonce zderzenie z oczekującym na mnie Karelem. Dalej - według planów na Biały Krzyż czyli Salmopol. Początek ponownie wybornie singlowy. Uwielbiam tamtędy jeździć! Do Salmopolu dojeżdżamy w miarę szybko. Krótkie pepsi i dalej na Malinów ambitnym podjazdem!
Na Malinów © Marek87
Z Malinowa wysusz potu na extra zjeździe po czym kolejna warstwa soli na podjeździe na Malinowską Skałę. Jeden kilkunastosekundowy postój na charakterystycznym zakręcie. Wypluwałem już wnętrzności.
Z Malinowa na Malinowską © Marek87
Chwila na widoczki © Marek87
Malinowska Skała © Marek87
Dalsza część zielonego szlaku na Skrzyczne to przyjemna jazda szczytami bez obaw o jakieś przeszkody pod kołami. Nic tylko kręcić.
Szlakiem na Skrzyczne © Marek87
Z Baranią Górą za plecami © Marek87
Docieramy do Skrzycznego. Chwilka postoju a po niej okrzyk Karela: "Cześć Dorota". Odwracam głowę a tam polubiana przeze mnie na fejsbuku kobitka z Gomola Trans Airco śmigająca ostatnimi czasu nieco więcej ęduro. Miło było poznać w realu ją jak i towarzyszącego Artura. Wystarczy wygooglać "mamba on bike" i wszystko jest jasne.
Chwila pogawędki na szczycie przy rowerach nie mogła się skończyć zwykłym "cześć" czy "na razie".
Z Arturem i Dorotą (mamba on bike) © Marek87
Pomknęliśmy wszyscy razem czerwonym a potem zielonym szlakiem w stronę Buczkowic. Kto tam jechał ten wie, że na żarty i rozluźnienie nie ma za bardzo czasu. Zawahałem się w jednym momencie na większych kamieniach i z chwilowej stójki poleciałem w prawo w dół w krzaki Dobrze, że byłem świadomy tego co się może dalej stać i uczepiłem się ręką rosnącej tuż obok choinki :). Wszystko było teoretycznie pod kontrolą i skończyło się na małym ubytku materiału w tylnej części spodenek. Piesi turyści byli trochę przerażeni moim chwilowym zniknięciem w krzaczorach na stromym zboczu ale szybko wyszedłem z tego dołka. Gdybym się nie uchwycił... Hmm ;). Nie wiem co by było ze mną dalej.
Nadeszła dalsza część fun'u na zjeźdźie. Mnóstwo wrażeń i uwagi na raz. Chwilę po mnie z glebą spotyka się Karel. Potem szybkie szutry pod presją ędurowców napierających z tyłu i w ostateczności moje skuteczne dobicie na przepuście. Rąbnęło zdrowo. Aż ciarki przeszły mnie po plecach. Mamba z Arturem potowarzyszyli chwilę przy zmianie dętki po czym pojechali dalej. Dobrze zrobili, bo 15 min później Karel również zmieniał dętkę z powodu kapcia na końcowym, fenomenalnym singielku.
Kapciuch ;) © Marek87
Zjazd do Szczyrku, małe zakupy w Biedrze i na Klimczok przez "Górkę" czyli innymi słowy "Orle gniazdo". Polecam te płyty w pełnej lampie. Przyjemny, podjazdowy, kultowy KOSZMAR!!! :).
Z Klimczoka na Szyndzielnię i zjazd taką jedną ędurową trasą masowo ujeżdżaną przez ekipę z BB. Jest bardzo ciekawie, między drzewami, w wymagającym terenie. Potem zielonym na Dębowiec i krótki popas.
Bielsko-Biała na dłoni © Marek87
Dziabar ;) © Marek87
Na Dębowcu pożegnanie. Karel do siebie a ja do Marzeny na chwilę odwiedzin. Zeszło pół godziny i popedaliłem do Cieszyna standardową drogą.
To był bardzo udany objazd kultowych górek. Bez zbytniej asfaltowej nudy ;). Do obowiązkowego powtórzenia!
Relacja oczami Karela tutaj -> KLIK.
25-29.08
-
DST
218.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
08:13
-
VAVG
26.53km/h
-
Podjazdy
700m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wpis (zgodnie z wcześniejszymi procedurami) hurtowy - zwierający dojazdy do pracy i jazdę po robocie. Z pięciu dni. Od wtorku do soboty (w poniedziałek musiałem jechać autem, bo miałem ze sobą na weekend instrument (tachimetr)). W środę wieczorem wypad na Górę Św. Anny z OKRem ale bez fociszy. W tamtą stronę terenem a z powrotem asfaltami główną drogą DK94. Spieszyło mi się, bo było już późno a o 7 miałem być w pracy. A w pracy? Leci. Robimy robotę dla czterech firm. Tej głównej, co leją beton, budują dwie chłodnie (stan zaawansowania robót między nimi różni się o kilka miesięcy) i inne wyposażenie. Druga to ta zajmująca się chudziakami, fundamentami i ogólnie "podstawą" pod rurociągi doprowadzające gorącą i odprowadzające zimną wodę. Trzecia firma ustawia te rury a czwarta - wykopy, zasypki i ogólnie grzebanie w ziemi ;).
Chłodnia CT5 (~60m z projektowych 185m) i kotwy z wytykami pod jeden z 36 prefabrykowanych słupów chłodni CT6 © Marek87
Tak a propo... zastanawialiście się kiedyś jak podnoszą żurawia wieżowego? Ściągają górę, dostawiają fragmenty podpory, montują górę czy jak? Jakim dźwigiem by to podnosili? Sam byłem ciekawy. Ano tak się to robi! Pogadałem z gośćmi z obsługi tego ustrojstwa :). Hydraulika :).
Rury jak to rury. Laminat o średnicy 3,4m. Ustawianie osiowo i wysokościowo. Pierniczą się z tym jak małe dzieci. Idzie to jak krew z nosa!
Kanał ciepłej wody © Marek87
Do tego dźwigowy (który nota bene cały dzień nic cie robi prócz zabawy drążkami) pierniczy robotę i idzie na przerwę. A my - 6 osób na dole - mamy postój. 16:45.
W środku rury ;) © Marek87
Rura z ciepłą wodą z okrągłego laminatu przechodzi w prostokątny żelbet (w przekroju poprzecznym) biegnący pod basenem chłodni. Widać na focie realizację. Firma laminująca (klejąca) rury zrobiła małą zasłonę. Tuż za zieloną rurą dwa kanały przedzielone środkowym słupem. Tamtędy popłynie schłodzona woda do pompowni. Czyli najprościej rzecz ujmując - zielonymi rurami i betonowym kanałem popłynie gorąca woda w prawo, zostanie dostarczona do zraszalnika kilkanaście metrów nad powierzchnią misy basenu. Opadając schłodzi się wpadając do basenu a z basenu spłynie po pochylni przez ten segment za rurami wprost do pompowni. Dostarczenie i odpływ wody odbywać będzie się pod ziemią. Wszystko będzie zasypane.
Komora kompensatora - przejście z okrągłego laminatu na żelbetowy prostokąt (w przekroju poprzecznym) © Marek87
Góry i ścieżki Rychlebskie ;)
-
DST
148.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
08:28
-
VAVG
17.48km/h
-
Podjazdy
2150m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nadszedł drugi dzień pobytu w Kotlinie Kłodzkiej. Spałem do 9. Zwlekłem się z łóżka po sześciu godzinach spania. Pełne słońce, rześki poranek. Zjadłem śniadanie, krótka analiza mapy i pożegnałem się z ekipą (uprzedziła mnie Iga, która wyburzyła ciut wcześniej szosą z Głuchołaz na Pradziada). Cel - Czernica, zjazd do małej doliny i granicznym po Górach Rychlebskich (zwanych również Złotymi) z późniejszym zaliczeniem Rychlebskich Ścieżek.
Obrałem żółty szlak ze Stronia Śląskiego. Na mapie wyglądał całkiem całkiem. Rozpoczął się również obiecująco po czym zamienił się w dosyć stromą kiepę z rozrytą, twardą nawierzchnią. Zgrzałem się niemiłosiernie! Kapało! :).
Stroma, żółta kiszka ;) © Marek87
Wyjechałem z tego suchego bagna (krótkie butowanie) na szutrówkę, pokręciłem nieco trawersem, dojechałem do siodła. Miałem jechać niebieskim dalej po trawersie ale podjechałem zobaczyć jak wygląda żółty. Był szeroki ale ciekawy nawierzchniowo więc się skusiłem. Z żółtego odchodził czerwony na Czernicę, który okazał się być nieaktualny (zamazany szlak na drzewie). Nie wiadomo czemu skoro było tak :)...
Wąska sieżka wśród mchów i porostów. Odjaaazd!
Stary czerwony na Czernicę! © Marek87
Czerwony przecinał żółty (biegnący z dołu) pod kątem prostym i żadnej opcji dostania się na szczyt już nie było. Na kilkusetmetrowym odcinku do szczytu mało co z jazdy. Za to w dół... Musi być genialnie!
Żółty na górę © Marek87
Wydrapałem się na szczyt. 1100m n.p.m.
Czernica © Marek87
Wydrapałem się na wieżę. Doskonała widoczność. Śnieżnik i Czarna Góra.
Śnieżnik i Czarna Góra (ledwo, ale widać trasy narciarskie) © Marek87
Z Czernicy, no cóż... :) To co uwielbiam! Single poprzecinane korzonkami.
Singielkowoooo :) © Marek87
Dalej było trochę stromiej i bez bicia przyznam się, że z obawy o stan klocków i grzejących się obręczy trochę sprowadziłem.
Na dół! Miazga! © Marek87
Dojechałem do doliny (Bielice) i wspiąłem się 200m w górę dosyć stromą szutrówą. Szlak szczytowy to kolejne rarytasy CHOĆ nie obyło się bez targania roweru po wielkich głazach. Momentami kompletnie nie do jazdy. Ale spoko, nie ma w życiu tak lekko :). Specjalnie mi to nie przeszkadzało. Cały trud wynagrodziły dalsze fragmenty szlaku granicznego.
Takim sposobem szczytami © Marek87
Raz w górę, raz w dół. Miałem zjeżdżać do Zulovej ale pokręciłem trochę dalej po granicy. Potem nawrotka, zjazd szutrówkami do doliny, dalej do Zulovej skąd kierunek na Cerna Voda i Rychlebskie Ścieżki :). Mieścina nastawiona stricte na rowerzystów. Dużo miejsc do zakwaterowania, sklepów/wypożyczalni rowerowych... Wszystko bardzo dobrze oznakowe. Wszak to kapitalne i bardzo popularne miejsce!
Na Rychleby! © Marek87
Bardzo cooltowe miejsce na fun'owe MTB! Z tyłu fajny pump-track © Marek87
Przeanalizowałem szybko mapę. Była 14:30 więc czas kiepski (jeszcze stówka kręcenia do Opola). Droga na górę była jedna. Trail dr Wiessnera. No cóż. Zawijasy, zakrętasy, miedzy skałkami... Majstersztyk!.
Trail dr. Wiessnera © Marek87
Mostki, zakręty © Marek87
Nieco wyżej © Marek87
Dojechałem do rozjazdu. Superflow Trail i Wales na prawo. W lewo Tajemny i Mramorovy. Żądny flowa wybrałem Superflowa :). Jadąc na superflow myślałem o Walesie ale był koloru czarnego. Mój Kellys nie należy do tych lepszych rowerów więc postanowiłem zadowolić się potencjalnie odczuwalnym funem z jazdy na Superlow. Składał się z dwóch fragmentów. Pierwszy bardzo fajny - na początku trochę w górę a potem hopki góra-dół. Potem wjazd na szutrówkę, kilka kilometrów po trawersie i ponowny wjazd na Superflowa. Na początku bardzo fajnie. Postanowiłem podkręcić tempo aby czerpać z tego traila na maxa. Po chwili wybiło mnie na jednej hopce, wpadłem na drugą i kompletnie straciłem rytm. Do tego mokre chwyty (na podjeździe myłem spocone łapy w potoku), nie opanowałem hebli (ześlizgnęły mi się dłonie z kierownicy), wypadłem nieco poza ścieżkę, nie dałem rady już wrócić i skupiłem się na jeździe prosto z omijaniem drzew. Podłoże do najszczęśliwszych nie należało i po kilku metrach wyglebiłem na bok. Stłukłem trochę biodro i się poobdzierałem. Dalsza część jazdy w dół już ok, ale z dużą rezerwą.
Superflow Trail © Marek87
Superflow © Marek87
Po mega długim zjeździe (naprawdę zacząłem myśleć kiedy się skończy), wjechałem na asfalt. Krótkie jedzenie i do Opola asfaltami. Tu już nie ma co opisywać. Na zjeździe najadłem się tylu wrażeń, że każdy kilometr po asfalcie pogrążał mnie w nudzie, prostocie i prymitywności... Upuczyłem tą stówkę i o 20 byłem w Opolu. Powiem jedno: zajebiście. Sporo terenu na powrocie i wiele zabawy na Rychlebach! Bomba!
Velka Destna - Góry Orlickie
-
DST
108.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:47
-
VAVG
15.92km/h
-
Podjazdy
2350m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przyszedł czas na pierwszy porządny dzień kręcenia po górach w Kotlinie Kłodzkiej. Przynajmniej tak mi się wydawało po zapowiedziach wstawania (tu cyt.) "z kurami". Obudziłem się chwilę po szóstej pełen nadziei na porządną terenową górską wyrypę. Trasa nie była co prawda ustalona ale wierzyłem w kultową spontaniczność tego co miało się wydarzyć... Problem był taki, że większość ekipy nie pomyślała o prowiancie na sobotę (o piątkowej kolacji już nie wspomnę). Ja miałem - jak to u mnie - z kilogram bułek (przywiezionych przez Radka samochodem w mojej torbie - przekazanej mu dzień wcześniej). Zjadłem śniadanie i wyjechaliśmy... po 9. Na początek fajny, choć trochę rozorany podjazd zielonym szlakiem po trasie Sudety MTB Challenge (wyraźne strzałki na asfalcie). Można się było rozgrzać.
Po pierwszym podjeździe - w dolinie © Marek87
Dalej szutrówami w dół, potem znowu do góry (jak na powyższej focie). Wlot do Bystrzycy Kłodzkiej i jakieś 40-minutowe śniadanie w postaci tostów w jednej z otwartych knajp. Prawie południe... W końcu ruszyliśmy. Z Bystrzycy Kłodzkiej na Nową Bystrzycę i podjazd asfaltem na przełęcz. Trochę czekania na górze i w końcu w jakiś lepszy teren.
W buszu © Marek87
Miejscami trochę błotka, gałęzi na szlaku... Można było sobie urozmaicać jazdę.
Na szlaku © Marek87
Wjechaliśmy na klimatyczny żółty w dół na którym było trochę omijania podmokłych miejsc. Potem na szutrówkę i gładziutkim asfaltem (cos w sam raz dla szoszonów) w dół do Mostowic. Na jednym z winklów Radkowi podjechało koło (na wyrzuconych z pobocza kamyczkach) i nieprzyjemnie się wyłożył.
Felerny zakręt © Marek87
Z Mostowic niebieskim we właściwe góry - Orlickie (te z powyższego zdjęcia).
Przyjemnie szutrówki na niebieskim © Marek87
Leśne ścieżki © Marek87
Po lasach © Marek87
W pewnym momencie niebieski odchodził w lewo w górę i był to zdecydowanie jeden z lepszych fragmentów trasy. Młynek, walka z kamieniami i przyczepnością. Wszystko w siodle z radochą na twarzy!
Na siodle drogowskaz - 4km asfaltem na szczyt... 150 metrów w pionie.
Ostatnie metry na Velką Destną © Marek87
I jeszcze kawałek terenem na szczyt.
Na szczyt (1115m n.p.m.) © Marek87
Na samej górze nic. Kawałek trawy, wokół krzaczory i kosodrzewina. Widoków zero. Zjechaliśmy do chaty pod Małą Destną. Krótki popas i trzeba wracać. Intensywnie szukałem czegoś terenowego w dół ale skończyło się na szerokim asfalcie ;/. Ponownie do Mostowic w poszukiwaniu większych ilości jedzenia. Asfaltem przeoraliśmy kilometry do Długopola Zdroju.
Asfaltowo © Marek87
W Porębie © Marek87
Ekipa zjadła pizzę. Ja miałem jeszcze w żołądku bułki więc nie miałem ochoty na jedzenie. Po posiłku wlot na płaski czerwony i na dzień dobry trochę z buta nad tunelem kolejowym.
Butowanie w Długopolu Zdroju © Marek87
Dalsza część czerwonego trochę zarośnięta, dzika ale do jazdy. Czerwony się skończył, wjechaliśmy na asfalt który miał nas poprowadzić do szlaków żółtego, czerwonego a potem zielonego na ostatnią przełęcz kilka km przed domkiem. Jakaż była moja radość, gdy odchodzące w prawo szlaki żółty i czerwony zamarkowane były dodatkowo na asfalcie wyraźnymi strzałkami z podpisem "MTB" (pewnie któryś z kolejnych etapów Sudety MTB Challenge). Wjechałem bez zastanowienia, po chwili młynek, odwracam się po 100m świetnego podjazdu i lekkiej zadyszki a towarzystwo stoi na dole. Zjechałem z powrotem na dół a tam tekst od jednego z uczestników ujeżdżającego zwyczajowo szosę po płaskościach z prosami z Cykloopole: "Chcesz to jedź, nie jesteśmy tacy dobrzy jak ty". Żenuła. Moje przydługawe włosy pod kaskiem (trochę już zarosłem) prawie stanęły dęba. Lekko podirytowany tym co usłyszałem, z pełną świadomością tego, że niektórym się po prostu nie chce jeździć po górach na wypadzie w góry (sic!), odłączyłem się od grupy, bo trzeba mi było czegoś powodującego pot kapiący z nosa i łokci. Noga tego dnia strasznie mnie świerzbiła (chyba zbyt mocno się najarałem z rana ;) ). Towarzystwo głównie na fullach pojechało asfaltowo-szutrową drogą a ja ujechałem jeszcze z 2km mocno do góry po czym żółty zmienił się w ostrą kiepę z większymi kamieniami i korzeniami. Obowiązkowo z buta jakieś kilkaset metrów. Około 400-500. Końcówka w siodle a na górze jakieś sanktuarium.
Nie dla leszczy w ciuchach rowerowych ;) © Marek87
Zachód słońca pod Igliczną © Marek87
Szybki obczaj Garmina, lekko w dół, potem drogą pożarową i dalej zielonym do siodła. Szybki sms do Daniela, że jestem na przełęczy i jadę czerwonym do chatki.
Czarna Góra po zmroku © Marek87
Na początku po trawie, potem w fajnym interwałowym terenie po czerwonym szlaku przy lampce i w dół porannym zielonym do asfaltu. Kilkaset metrów po twardej nawierzchni i dojechałem do punktu startu. W Stroniu Śląskim w domku czekała już druga, nieco podpita ekipa z osobnikami reprezentującymi grono pedagodiczne z Kamiennej Góry - wynajmowali drugą część domku. Mieli rozpalone ognisko. Upiekłem kiełbasę, pogadaliśmy na dwie ekipy, pośmialiśmy się. Potem sauna, zimny prysznic (kilka razy), piwko i o trzeciej poszedłem spać.
Nie wiem jak to podsumować. Ogólnie okej ale inaczej wyobrażałem sobie jazdę po górach. Myślałem o technicznych szlakach a skończyło się na ograniczaniu planu głównie do górskich ścieżek rowerowych. Odnosiłem wrażenie jak gdyby górskie szlaki piesze były całkowicie wyłączone z możliwości jeżdżenia po nich rowerem. Przynajmniej w głowach współuczestników tego wydarzenia zakotwiczona była chyba taka myśl. Tak więc technicznie słabawo i sporo asfaltów, bo czas gonił niemiłosiernie. Bez typowego, górskiego szału do którego przywykłem i który kocham! Trochę za dużo przerw. Nie nasyciłem się zbyt dużo samą jazdą. Na szczęście odbiłem sobie w niedzielę. Ale o tym wkrótce.
Do Kotliny Kłodzkiej...
-
DST
57.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
23.59km/h
-
Podjazdy
720m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ekipa z Opolskiego Klubu Rowerowego wymyśliła weekendowy pobyt w Kotlinie Kłodzkiej z wynajęciem domku w Stroniu Śląskim. Załapałem się na wyjazd, bo było jeszcze jedno wolne miejsce a opolskie płaskości ryły mi coraz bardziej głowę (tudzież beret). Zawsze to okazja na pojeżdżenie po innych górkach. Konkretnie to wiadomo - Sudetach - które kojarzę jedynie z wycieczki szkolnej w... gimnazjum? Liceum? Nie pamiętam. Jeszcze w piątek o 13 przyjechały mi kurierem z ctbike cztery drutowe Kendy Karmy 26x2.0 (byłem z nich poprzednio zadowolony - 6tys km na tyle świadczy o tym, że dobrze znoszą asfalt; Crossmarki w Meridzie przejadą połowę z tego). W piątek późnym popołudniem - zgadany z Danielem i Łukaszem wsiedliśmy w pociąg do Nysy i z Nysy już niecałych 6 dyszek po asfaltach i górkach do Stronia - częściowo w ciemnościach po lesie. Pierwszych 20km ze zmianami (a miało być turystycznie) ze średnią ponad 30km/h. 20km w 38 minut. Po piwie/kofoli w Vidnavie tempo lajt ;). Wkrótce coś naskrobię z wypadu...
Przy zachodzie słońca © Marek87
17-20.08
-
DST
148.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
05:45
-
VAVG
25.74km/h
-
Podjazdy
250m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem fotek z baustelli ;) nie będzie. Nie robiłem. Jeden focisz z jazdy po robocie trochę na około po dróżkach, ścieżkach...
Po pracy po polach © Marek87
Dolina Małej Panwi
-
DST
103.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
04:16
-
VAVG
24.14km/h
-
Podjazdy
255m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ciąg dalszy wkręcania się w opolskie jeżdżenie czyli rowerowa grupa OKR i jej pomysły na niedzielne wypady. Tym razem dolina Małej Panwi. Pogoda w kratkę. Trochę dolało, zmoczyło, przysmażyło. Humory na wysokim poziomie skutecznie przepędzały ciemne, deszczowe chmurzyska :). Przynajmniej nie zwracaliśmy uwagi na to co wisiało nad naszymi głowami. Jeden mój kapeć w lesie. Wbił mi się malutki kamyk do opony. Definitywny koniec z semi-slickami! Bez sensu jest taka jazda po lesie w myślą, że zaraz dobijesz... Tempo znacznie szybsze niż ostatnio na Ankę. Z powodu posiedzeń w czasie deszczu 100km zajęło praktycznie cały dzień... ;). Fajnie i przyjemnie. Momentami można było podgonić tempo.
Przełaje © Marek87
Kapciowo ;) © Marek87
Kolonowskie i popas ;) © Marek87
Gdzieś w drodze do Opola © Marek87
Wlot do Opola © Marek87