Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Asfaltowe, majowe (nie)ściemnianie

  • DST 192.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 08:07
  • VAVG 23.66km/h
  • Podjazdy 3170m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano: 03.05.2015

Znowu wszystko zaczyna się na fejsbuku. Karel zorganizował akcję szosowej jazdy po Pętli Beskidzkiej. Terenu ostatnio było sporo więc postanowiłem pomordować się z szoszonami na moim czarnym dziadzie ;). Zbiórka o 9 na rondzie w Buczkowicach. Jechać przez BB mi się nie chciało. O 06:40 ruszyłem z Cieszyna przez Salmopol i o 08:45 byłem na rondzie.
Zjazd z Salmopolu. Pogoda bajerancka.


Po chwili nadjechał Max, potem Karel i Tomek z Pawłem. Z powrotem na Salmopol. Tomek pojechał w cholerę, Max nie był wiele gorszy, Paweł względnie a ja z Karelem na zadyszce ale do przodu ;).
Na zjeździe z Salmopolu do Wisły.



Podczas podjazdu pod Zameczek, jeszcze przez Jeziorem Czerniańskim dorwaliśmy Andrzeja Romańskiego. Z kilkuset metrów byłem prawie pewien, że to on - rzeczywiście ;).Niespodzianka :). Pokręciliśmy kawałek razem. Podjazd pod Zameczek spoko, choć ludzie rwali do przodu a ja pedaliłem swoim tempem.



Z Szarculi na Stecówkę.



Ze Stecówki do Istebnej, na Ochodzitą. Chłopaki na tych przełożeniach nie mieli lekko :).


Na górze fajne widoki.



Z Ochodzitej zjazd od Lalików. Ha! Przynajmniej w miejscu rozoranej kostki brukowej mogłem pokazać moc swoich semi-slicków :) i bardziej puściłem heble. Stąd poniższa fota :D.

Przelot przez Żywiec (pożegnanie z Karelem), Lipową, Godziszkę do Buczkowic. Chłopaki się rozjechali, ja zjadłem bułkę z dwoma ciastkami i popedaliłem w stronę Chaty Wuja Toma na Karkoszczonkę.


Zjazd z Karkoszczonki w tłumie turystów idących w kolumnie pielgrzymkowej (hasła: "Kaj mosz dzwonek", "Ale faaajnie", "Patrz, on ma ciuchy do tego, nooo..." (przyp. no ku...a oczywiste, że do pływania we własnym pocie!).
W Brennej Skrzyżowanie odbiłem na Lipowiec, wjechałem w ulicę Żarnowiec i szutrówami pod Lipowskim Groniem do Zawodzia.


Na dojechanie siebie pojechałem z Ustronia na Jelenicę i dalej na Budzin bardzo trudną trasą górską. Nie ma jak zniechęcać rowerowych turystów. Jedna wielka ściema.


Z Budzina do Lesznej i przez Kojkovice do Cieszyna.
Pomimo tego, że trip w 99% asfaltowy to był bardzo fajny. Mocno dostałem po nogach próbując nadążyć za chłopakami. Dzięki ekipo za wyrozumiałość :). Może pomyślę nad jakąś szosą...

Route 3,006,282 - powered by www.bikemap.net



Stożek-Równica w terenie

  • DST 104.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:19
  • VAVG 14.21km/h
  • Podjazdy 2402m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 maja 2015 | dodano: 03.05.2015

Pierwszego maja część ekipy pojechała na poligon do Czech. Druga część w śląskie górki. Ja ledwo wróciłem z trasy ze Słowacji, szybkie śniadanie i goniłem grupę jadącą na Stożek.
Niebieski z Dziechcinki do góry. Nie ma nudy.


Pod Stożek oczywiście na dwa razy (do zakrętu). Nie mam siły... Ze Stożka kultowym czerwonym na Kubalonkę. Bezapelacyjnie mój numer jeden!!! Arek jedzie po kamieniach ;).


Tradycyjne skałki i kumulacja rowerzystów. Nas ośmioro + pięć sztuk w drugą stronę.


Z Kubalonki na Stecówkę czerwonym, miejscami podmokłym a niekiedy singlowym szlakiem.


Cudo :).


Ze Stecówki na Przysłop przez Karolówkę czerwonym, potem czarnym. Przelot szutrówami pod Baranią na Salmopol. Bielska ekipa pojechała na Grabową i do Brennej a ja z Patrykiem koniecznie musieliśmy zaliczyć Równicę.
W drodze na Trzy Kopce mój dzwon.


Na Trzech Kopcach krótki bigos i dalej przez Orłową na Równicę. Patryk się pospieszył i miał robotę. Nie jedyną w tym dniu.


Podjazd na Orłową spoko. Gorzej na Równicę. Sporo luźnego badziewia (rozmyte wszystko przez wodę). Z Równicy przed schroniskiem w prawo na czerwony, palenie hebli na ostrym zjeździe i... klejenie. Patryk nie może zrozumieć, że im szybciej tym w rzeczywistości jest czasem dłużej ;).


Z Zawodzia przez Cisownicę do Cieszyna. Ponowne, syte MTB po okolicznych górkach... To jest to co lubię najbardziej.

Route 3,002,878 - powered by www.bikemap.net



Leskowiec, Jałowiec

  • DST 79.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:16
  • VAVG 15.00km/h
  • Podjazdy 2432m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 kwietnia 2015 | dodano: 03.05.2015

Następnego dnia po rąbance w Beskidzie Morawskośląskim załadowaliśmy z Patrykiem rowery do auta i pojechaliśmy na zbiórkę do Gilowic.
Podjazd na Łysinę, potem zielonym na Leskowiec. Jest bardzo ale to bardzo wypasiony. Ekipa: Ja, Patryk, Marzen, Grzegorz, Paweł, Rafał i Karel który nas (moim zdaniem) przedwsześnie opuścił ;).

Łamana Skała/Madhora w Beskidzie Małym.


Na Leskowcu analiza dalszego planu.


Z Leskowca czerwonym do Krzeszowa, przelot dolinami i dalej czerwonym z Suchej Beskidzkiej na górę w stronę Jałowca. Po drodze trzy przerwy na oddech. Stromo. Bardzo stromo.


Z czerwonego na żółty.



Dojeżdżamy do chatki na Opacznem. Tam krótkie jedzenie. Świetna miejscówa z widokiem na Babią.


Z Opacznego na szczyt Jałowca trochę okrężnymi szutrówami. W innym przypadku jest sporo pchania. Trochę padało nad Rysianką. Szczyt. Po lewej Pilsko. Po prawej Mędralowa z tą polaną).


Z Jałowca niebieskim. Zaczęło padać. Grzegorz się bulnął, pękły (jak się okazało) dwa żebra. Patryk też leżał. Ja cieszyłem michę kamienistym zjazdem. Dalej przelot dolinami po szutrach i asfaltach znanych świetnie Pawłowi. Trochę bitumicznych sztajf i lądujemy w Gilowicach.


Fajnie było poznać sporo nowych terenów Beskidu Małego i Żywieckiego. Trzeba tam wrócić. Dobry wypad!

Route 3,002,876 - powered by www.bikemap.net



Javorovy-Radhost górami

  • DST 138.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 08:55
  • VAVG 15.48km/h
  • Podjazdy 3602m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 kwietnia 2015 | dodano: 03.05.2015

Wymysliłem sobie aby pojechać na niezdobyty jeszcze Radhost. Szkoda było zdzierać opon na asfalcie więc pojechałem miodnym, klasycznym terenem.
Singlowo na Javorovy.


Pod Małym Połomem. Na horyzoncie po lewej Smrk na który jadę po drodze.


Świetny czerwony w stronę Białego Krzyża...


Z Sulova żółtym przez Gruń do Starych Hamrów. Fajna końcówka singla na żółtym do doliny.


Asfaltowo-szutrowy a potem terenowy podjazd pod Smrk. Powyżej 1000m jeszcze śnieg i prowadzenie.


Zmechacony Marek na szlaku niebieskim.


Terenowo-singlowo. I o to chodzi!


Smrk.


Zjazd czerwonym do doliny i podjazd do chaty Martinak. Z Martinaka przez Certuv Mlyn k/Knehyne na Pustevny.


Po drodze na Radhost.


Radhost.


Niebieskim w dół do Trojanovic. Końcówka.


Szutrami do Czeladnej, przez Ostravice, Malenovice, Vysni Lhoty do Cieszyna.

Super wypadzior z niezłą dawką terenu. To najbardziej lubię!

Route 3,006,678 - powered by www.bikemap.net



Czeskie asfalty

  • DST 80.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 26.52km/h
  • Podjazdy 711m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 kwietnia 2015 | dodano: 23.04.2015

Resztki sił po czwartkowej jeździe/załadunkach/rozładunkach (od 05:30 do 18:30) włożyłem wieczorem w rowerowe pedały. Wyjazd 19:40, przyjazd 22:50. W znacznej większości "przed siebie". Miało być po Cieszynie i okolicy. Wyszło jak wyszło ;). Nie brałem żadnych narzędzi, dętki, nic... Dość tak noga podawała! Pewnie to skutek braku konieczności rozkręcenia się jak i jazdy po główniejszych drogach (szczególnie w drugiej części tripu). Nie ma jak w miarę regularna jazda! W końcu to drugi wypad w roboczym tygodniu. Tak można jeździć i robić formę na Drtića!

Jedna fotka: Radegast w Nosovicach.



Route 2,990,608 - powered by www.bikemap.net



Tylko z założenia - asfalt

  • DST 52.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 17.53km/h
  • Podjazdy 1058m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 kwietnia 2015 | dodano: 23.04.2015

Wtorek i wolne popołudnie. Dorwałem czarną strzałę celem ujechania czegoś po asfaltach. W Lesznej mi się odmieniło, wjechałem w szutrówę pod Czantorią i dalej już poleciało samo... No nie wytrzymałem! Kiepy w suchym terenie takie, że łeb tuż nad kierownicą. Grubo ponad 20% nachylenia (czeskiego). Ten podjazd na Loućkę się chowa (tym bardziej, że jest po asfalcie). Żółty na Małą Czantorię jest trudniejszy technicznie ale ciut mniej stromy. Kilka ostrych sztajf i na każdej z nich na 34 zębach z tyłu (w Meridzie mam 32) brakło mi ostatnich kilka metrów... Ból w udach nie do opisania. Do tego walka z trakcją i równowagą na wąskich oponach. Wrócę tam do was skurczybyki!

Nie widać ale jest kiepura!
Nie widać ale jest kiepura! © Marek87

Trochę syfu :P
Trochę syfu :P © Marek87

Pod Małą Czantorią

Zmechacony podjazdami ;)
Zmechacony podjazdami ;) © Marek87

Zjazd do dolnej stacji kolei na Poniwcu. Bez polotu. Nerwowo na v-kach i semi-slickach.

Poniwiec
Poniwiec © Marek87

Dalej po Ustroniu, przez Równię do Cisownicy. Wjechałem prosto w teren. Troszkę błądzenia ale ścieżki fajne.

Ścieżki nad TONem
Ścieżki nad TONem © Marek87

Do Cieszyna główną drogą. Miodzio :).

Route 2,990,599 - powered by www.bikemap.net



Dwa pasma Beskidu Śląskiego

  • DST 103.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:48
  • VAVG 15.15km/h
  • Podjazdy 2405m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 kwietnia 2015 | dodano: 20.04.2015

Niedzielny wypad w Beskid Śląski. Grzegorz zaproponował trasę MTB w Ustroniu. Szkopuł w tym, że planowana zbiórka była o 9tej w Wapienicy a więc dopiero około 10 w Ustroniu. Próżnować w łóżku nie zamierzałem więc z Patrykiem uderzyliśmy od godziny siódmej z Cieszyna do Cisownicy. Z Cisownicy pod Małą Czantorię skąd żółtym na szczyt. Ło jeju. Wiedziałem co nas czeka (dawno temu już tam jechałem) i się nie zawiodłem :). Jednym słowem: ostro! W drugiej części więcej atrakcji w podłożu i jeden wiatrołom. Razem około 50m z buta i 2 krótkie postoje na oddechy.
Patryk ciśnie pod Czantorię
Patryk ciśnie pod Czantorię © Marek87

Z Małej na dużą w fajnym śniegu (jak na focie powyżej), choć trzeba było troszkę podprowadzić. Tuż przed szczytem.
Pod Czantorią
Pod Czantorią © Marek87

Z Czantorii jak to zwykle bywa - niezawodny czerwony w stronę Soszowa z piękną kamienistą, stromą rąbanką. W miarę pewnie ale mimo wszystko z lekką delirką :).

Przelot przez Światowid na Beskidku i dalej klasycznie na Soszów oraz niebieskim w dół do Jawornika. Następnie do Ustronia, podjazd asfaltem na Równicę i zbiórka z przyjezdnymi towarzyszami dalszego rowerowania :). Była Marzena, Grzegorz, Paweł, Rafał i Kazik.

Czantoria i Soszów
Czantoria i Soszów z narciarskimi trasami zjazdowymi - zaliczone ciut wcześniej © Marek87

Z Równicy rewelacyjny zjazd do przełęczy Beskidek, mocny podjazd na Orłową i dzida w dół w stronę Trzech Kopców. Piesi turyści wyrozumiale uciekali lekko na bok a my z rogalami na twarzach delektowaliśmy się mega uciesznym zjazdem :). Bajka!

Poczekalnia po zjeździe z Orłowej
Poczekalnia po zjeździe z Orłowej © Marek87

Dalej na Trzy Kopce.

Trzy Kopce
Trzy Kopce © Marek87

Mój podstawowy rowerowy pokarm: bułka ;)
Mój podstawowy rowerowy pokarm: bułka ;) © Marek87

Z Trzech Kopców w stronę Salmopolu. Przelot kultowym singlowym, dzikim trawersem pod Grabową.

Paweł na singlu
Paweł na singlu © Marek87

Na Grabowej nowa, drewniana konstrukcja typu wieżowego ;).

Wieża na Grabowej
Wieża na Grabowej © Marek87

Czantoria z Grabowej
Czantoria z Grabowej - tam byliśmy całkiem niedawno © Marek87

Uaha, rowerów siedem :P
Uaha, rowerów siedem :P © Marek87

Z Grabowej na Stary Groń po czym najpierw czarnym, potem zielonym do Brennej. Świetny zjazd zakończonym grzaniem hebli przy zjeździe po stoku narciarskim.

W drodze do Górek wzdłuż Brennicy Grzegorz rzucił hasło: ognisko. To tak w ramach wymówki i uniknięcia planowanego podjazdu na Błatnią ;). W rzeczywistości miał chłop problem z zaciągającą łańcuch przerzutką. A miałem duże chęci.

Szykujemy żarcie ;)
Szykujemy żarcie ;) © Marek87

Ognicho w Brennej
Ognicho w Brennej © Marek87

Potem jeszcze na ciepłą herbatę do Malwy, szybkie mycie roweru w potoku (był tak uświniony, że praktycznie nie nadawał się do jazdy). Nieuniknione smarowanie łańcucha i jazda bokami do Cieszyna po asfaltach z Patrykiem. Na rundce po Cieszynie spotkałem Daniela szarżującego późno-popołudniową porą na dwóch kółkach :).
Godny trip. Sporo w terenie w błotnistych warunkach. Kupa śmiechu, żartów, wrażeń i (najłagodniej mówiąc) ubabrania się ;). Znowu mam pisać, że to uwielbiam? Dzięki i do zaś!

Route 2,984,739 - powered by www.bikemap.net



Terenowo i testowo/Istebna

  • DST 106.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:38
  • VAVG 15.98km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 2580m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 kwietnia 2015 | dodano: 13.04.2015

Roboczy tydzień po Świętach Wielkanocnych minął mi w chorobie. Obróciłem Włochy z kulminacją beznadziejnego samopoczucia w piątek. Wieczorem po powrocie termometr pokazał mi 38.2 stopnia. O ironio, bo w sobotę miały być (i były) ponad 2 dychy i lampa. No szkoda. Niedzieli już nie mogłem odpuścić i zgadałem się z Patrykiem na jakiś teren. Tak okropnie mi go brakowało...
Rano jednak czułem się tak, że wolałbym iść do łóżka i spać do 10 ale szkoda mi było względnej pogody i zmiany planów.
O 8 rano z kładki przez Kojkovice do Lesznej skąd singlowym czerwonym i szutrówami pod Czantoriami do Nydku. Od razu po wjechaniu w ten czerwony wszystko jakby prysło. Sił mało, człowiek osłabiony, poci i grzeje się niemiłosiernie, ale pysk się cieszy, ciałem trzepie, po korzonkach, kamyczkach, raz w górę, raz w dół. Fenomenalnie!
Z Nydku do Strelmy po czym (z małym błądzeniem) na Soszów podjazdowym wariantem pokazanym mi kiedyś przez Daniela. Nowe Maxxisy Crossmarki 2.1 jadą w terenie dobrze. Bynajmniej takie pierwsze wrażenia pomimo niespecjalnie stricte terenowego, agresywnego bieżnika.
Pod Soszowem
Pod Soszowem © Marek87

Na Soszowie jak to o tej porze roku - narciarze "kontra" rowerzyści. Z wyciągu słychać było typowe: "Patrz, na rowerach". Jedna z kobit zaproponowała z krzesła wspólne zdjęcie. Pfff ... :). Gdybyś była młodsza... ;).

Soszów
Soszów © Marek87

Od schroniska na Soszowie na szczyt górki troszkę walki z białym. Końcówka bez śniegu. Dalej klasycznie czerwonym przez Cieślar pod Mały Stożek. Sporo błota, wilgoci ale bez problemu do jazdy. Pierwotnie zamierzałem zjechać żółtym szlakiem ze szczytu Soszowa  do Nydku skąd atakować Filipkę ale względny warun na górze pozwolił pojechć dalej i zaliczyć bajerancki zielony z Małego Stożka do doliny. Patryk nie znał ale już zna. Bosko. Poznał też zielony na Filipkę. Na tłenti najnerze miał co robić :). Już pod szczytem.

Zbity z tropu :)
Zbity z tropu przeklętym choróbskiem:) © Marek87

Z Filipki w stronę Stożka/Istebnej. Bez butowania, w błotku.

Z Filipki czerwonym pod Stożek
Z Filipki czerwonym pod Stożek © Marek87

Na trawersie w stronę Groniczka zalegało trochę białego syfu (z tendencją wzrostu ilości mokrego śniegu). Na siodle odpuściliśmy przedzieranie się przez śnieżną breję. Pierwotny, nieśmiały plan zakładał wjazd na Kiczory i zjazd zielonym lub żółtym ale nie było szans. Zjechaliśmy do Pisecznej, wjechaliśmy w asfaltowy podjazd na Bagieniec. Po kilku kilometrach odbiliśmy w prawo do lasu na singiel po trasie maratonu w Istebnej (mini). Ale odjazd :).

Singiel do Bukowca
Singiel do Bukowca © Marek87

Dalej asfaltówą do Istebnej. Małe zakupy w biedrze co by mieć siły popróbować jazdy na fajnych zabawkach Speca. Czeska ekipa (Polaków było tylko ze dwóch) zjechała do ośrodka Zagroń z fajnym sprzęcichem. Ujeżdżałem szosowego S-Worksa na 33 tys zł (model zbliżony do tego na którym jeździ Michał Kwiatkowski). Karbon, elektryczne zmieniarki, pełna grupa Dura-Ace, tarczówki, jakieś wstawki w ramie tłumiące drgania (zrobione niby pod ten cały bruk na ostatnim słynnym wyścigu) i inne bajery. Bardzo, ale to bardzo pozytywne wrażenia. Nie trzeba mi takich szpejów w rowerze ale sama szosa to całkiem inna jazda. Jest szybciej i zdecydowanie twardziej na podjazdach :).

Na szosowym czarnuchu ;)
Na szosowym czarnuchu ;) © Marek87

Były też jazdy na facie :). Wrażenia? No całkiem fajna zabawka. Nic więcej. Wartość - ok 66000 czeskich koron czyli trochę ponad 10000zł. W terenie idzie jak przeciąg. Szkoda, że sama jedna opona 26x4.6 kosztuje 450zł...

Fatem w wodę ;)
Fatem w wodę ;) © Marek87

Trzecim i ostatnim dwukołowcem był full z napędem Srama XX1. Pomimo krótkiego czasu ujeżdżania sama pozycja na rowerze i działanie tego wszystkiego co tam było zamontowane mocno mnie zaskoczyło. Przed testami pełna regulacja amorów (pod wagę itp). Ceny nie znam i znać nie chcę :).
Piękny specuś :)
Piękny specuś :) © Marek87

Po korzonkach :).

Specowe korzonki
Specowe korzonki © Marek87

Powrót przez Olecki, Kubalonkę, Wisłę, Cisownicę.
Bardzo fajny trip. Było sporo jazdy w terenie zakończonej gwoździem programu czyli wyśmienitą zabawą na niezłych maszynach :). Pełna profeska ekipy serwisowej. Bardzo otwarci ludzie z chęcią użyczenia tych zabawek. Więcej takich okazji proszę :D.

Route 2,973,993 - powered by www.bikemap.net



Terenowy asfalt po Beskidzie Małym ;)

  • DST 171.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 09:29
  • VAVG 18.03km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 2969m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 marca 2015 | dodano: 06.04.2015

Jakiś czas temu krążyły mi po głowie rejony Beskidu Małego. Pokusa odwiedzenia kultowych przełęczy Targanickiej i Kocierskiej była okropnie duża. Ostatnimi czasy pojedyncze typy z tamtych rejonów ujeżdżają mi okoliczne wzniesienia więc dłużny pozostawać nie mogłem, bo chamstwa przecież nie zniesę ;). Przystałem na fejsbukową propozycję asfaltową i popedaliłem na zderzenie w BB. Godziny do przodu więc spania było trochę mniej. Do Bielska starą jedynką. Krócej, szybciej i siedem kilkusetmetrowych podjazdów. Łącznie 400m w górę. Stan asfaltu w niektórych miejscach dostarcza wrażeń... Szczególnie gdy jedzie się tam po ćmoku.
Kto rano wstaje
Kto rano wstaje... Ogrodzona © Marek87

W Bielsku na dzień dobry reprymenda od tego, który tak ładnie mnie zawsze wita. Tym razem oberwało mi się (zgodnie z oczekiwaniami) za kontynuację jazdy na "gejowskich" oponach typu semi-slick. Na szczęście róż dobijający z butów SPD jegomościa pozwolił mi się szybko i skutecznie odchamić, co też uczyniłem z wielką satysfakcją... ;).
Początkowo - jak zwykle lotniskowo... w pięcioosobowej grupie.


Dalej w stronę Międzybrodzia przez Przegibek...


Na zjeździe niespodziewana mijanka z Tomkiem, który również ujeżdżał swego Kellysa od wczesnych godzin rannych. Chwilę wcześniej odbyły się dramatyczne sceny rozjechania upuszczonego przeze mnie aparatu podczas jazdy. Pewien żeński operator pojazdu (nie zasługujący w tym miejscu na zwyczajowe określenie) z całą pewnością ciekaw był jak zachowa się samochód po przejechaniu kołami przez tajemniczą czarną kostkę leżącą na asfalcie. Moje rozpaczliwe gesty biegu z machaniem rękami zapewne odebrane zostały jako zachęta do wypróbowania tego czynu. Wybiegać przed maskę nie zamierzałem. Jeżeli kierowca poprzedzający kilkadziesiąt metrów operatora dał radę zmienić tor jazdy (biorąc aparat między koła) a ów operator nie zrobił kompletnie nic... No cóż. Z całą pewnością w najlepszym przypadku skończyłbym w szpitalu. Aparat po kontakcie z dwoma oponami kształtu nie zmienił ale wyświetlacz nie przetrwał takiego ciężaru.
Do Porąbki i wjazd w Wieeeeelką Puuuuuuszczę. Szybki sms do Karela, który zbyt długo delektował się śniadaniem i ostateczne wyszły nici ze zderzenia.
Wielka Puszcza
Wielka Puszcza © Marek87

Dalej rach ciach i jesteśmy na Targanickiej. Zjechały się wręcz tłumy roweraków :).
Tłumy na Targanickiej
Tłumy na Targanickiej © Marek87

Buła, pumpa i spóła
Buła, pumpa i spóła © Marek87

Od tego momentu zaczęły się przeboje. Moje przeboje na węższych oponach. Towarzystwo zarządziło wjazd w teren. Dyplomatycznie uniknąłem wymówki stwierdzając, że jestem "Otwarty na propozycje". W rzeczywistości chciało mi się terenu jak cholera ;). Co prawda Kocierskiej od Andrychowa nie jechałem, ale zielony zdecydowanie bardziej mnie korcił (co nie dziwne). Teraz już wiem, że jest świetny. Trzy ostrzejsze podjazdy, trochę walki. Na jednym z trudniejszych fragmentów uślizg, obrót koła i wylądowałem na gruncie ze stłuczonym kolanem z małą dziurą w ciele i na nogawce. Reszta podjazdu ok!
Na zielonym
Na zielonym © Marek87

Na Kocierskiej focisz, trochę jedzenia i w dół do Kocierza Rychwałdzkiego (zielonym w dół). Z doliny zielonym na Łysinę. Początkowo wśród zbłąkanych owieczek idących z palmami do kościoła przy akompaniamencie natchnionego organisty...
W górę na Łysinę
W górę na Łysinę © Marek87

Podjazd mnie trochę przeszkolił. Zarówno w kwestii deptania po pedałach jak i trakcji. Końcówka spokojna.
Lajtowo-terenowo ale w górę
Lajtowo-terenowo ale w górę © Marek87

Łysina
Łysina © Marek87

Z Łysiny niewyraźne widoczki na Babią i Beskid Żywiecki.
Łysina z bebokiem
Łysina z bebokiem © Marek87

Paweł pokazał nam Jaskinie Lodowe, choć było tam w tym miejscu coś o smokach. Takie tam bajki... ;). Trochę wąwozów i innych form skalnych.

Jaskinie lodowe
Jaskinie lodowe i skałki © Marek87

Szybki zjazd asfaltem z Łysiny do Gilowic po czym Paweł dołożył do wypadu coś od siebie. To coś okazało się głównym gwoździem programu. Tereny nikomu z nas (prócz Pawła) nieznane. Przelot asfaltami, trochę w górę, trochę w dół i wjazd w ulicę Wilczą. Bez komentarza. Zdrowo! Za kolejnymi zakrętami/grzbietami pojawiały się kolejne kiepki w górę. Fajnie :).
Ul. Wilcza!
Ul. Wilcza! © Marek87

Asfalt się skończył, czas znowu na teren :).
Koniec asfaltu
Koniec asfaltu © Marek87

Teren trochę podmoknięty, niezbyt trudny technicznie, przyjemny, sporo odcinków w lesie. Bardzo fajnie. Przejazd przez kilka górek w tym końcową Janikową Grapę. W drodze na nią Babia Góra była już znacznie bliżej :).
Marzen i Babiczka
Marzen i Babiczka © Marek87

Z Janikowej Grapy zjazd żółtym w dół do okolic Jeleśni/Mutnego. Mega! Elementy korzenno-kamieniste!
Marzen na żółtym
Marzen na żółtym © Marek87

Nieco niżej zaczęły się płyty i asfalt. Już na dole.

Z Mutnego do Żywca. Rundka po mieście. Towarzystwo się rozjechało. Ekipa do BB a ja (zgodnie z założonym planem) w stronę Węgierskiej Górki, Ochodzitej, Jabłonkowa. Tak naprawdę to okropnie mi się nie chciało ale wewnętrzne samozaparcie wzięło górę. Tym samym zafundowałem sobie ostry wmordewind do Milówki, przelot nieznanym wariantem przez Szare pod Ochodzitą (końcówka po płytach podobna jak pod Przełęcz Koniakowską). Przejeżdżając pod Ochodzitą kompletnie odrzucałem myśli wyjazdu na górę. To była ostatnia rzecz której pragnąłem w tym momencie. W Jabłonkowie już miałem dość. Przyjechałem do domu wypruty do bólu. Usiadłem na stołku, oparłem głowę na rękach założonych na kolana i przetrwałem w tej pozycji 5 minut. Potem zadzwonił Rafał a ja nadal nie mogłem się ruszać. Ilości jedzenia wchłoniętego przeze mnie w poniedziałek nie będę podsumowywał. Jeden wielki apetyt! Dobry wypad z pozytywnym rzyganiem na widok roweru po przyjeździe ;). Takie wypady w ciągu lata są standardowe. Początkiem wiosny nie jest tak wesoło :). Dzięki ekipo!

Route 2,950,956 - powered by www.bikemap.net



Loućka, Filipka

  • DST 74.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:16
  • VAVG 17.34km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 1502m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 marca 2015 | dodano: 27.03.2015

Pochmurna, mokra niedziela nie zachęcała na bliski kontakt tyłka z siodełkiem. Po wieczornym sobotnim rowerowaniu z Patrykiem postanowiłem się ponownie ruszyć, bo szkoda mi było tej nielicznej wolnej chwili na dłuższe rozmyślanie i nicnierobienie. Zawaliłem sprawę, bo dosiadłem czarną strzałę dopiero koło południa. Można było wcześniej kosztem ciut bardziej mokrego ciała. Błąd!

Ostatnio było trochę jazdy po płaskim/pagórkowatym terenie więc trzeba były cosik podjechać, bo lubię trochę pod górę i pod górę :). Przelot przez Leszną, pod Praszywą do Nydku i dalej w stronę kultowego podjazdu na Loućkę (ciut w terenie lajtowym technicznie szlakiem żółtym :) ). Podjazd proponowany ostatnio przez Daniela. Wcześniej była krótka "dwunastka", ale poszła gładko. Ten na Loućkę mógłby być trochę dłuższy w najstromszym fragmencie ale i tak jest wporzo. Kilkaset grubych metrów ostro w górę. W dalszej części też jest z czym walczyć.
Na Loućce bez widoków. Kiszka z mlekiem. Widoki były ale na tablicy ;). Pooglądałem.

Z Loućki na Filipkę jest rzut beretem (w terenie). Teren pokryty był mokrym, grubym śniegiem więc kompletnie nie nadawał się do jazdy (i tak bym nie skorzystał). Zjechałem w dół do Hradka eksplorując po drodze boczną, leśną drogę. Trochę błądzenia, trochę dziczy ale znowu poznałem coś nowego i klimatycznego! Super! W lesie trochę singli z krótkim prowadzeniem wzdłuż podmytego brzegu pewnego potoku.
 
Na podjeździe na Filipkę z Hradka (mniej więcej w połowie) zdecydowanie mnie odcięło. Przenikliwy wiatr, wilgoć, chłód i te kilkaset wcześniejszych metrów w pionie spustoszyło mój żołądek, który zaspokojony został (od zeszłodniowej jazdy) jedynie śniadaniowym kawałkiem kiełbasy. Dopadły mnie dreszcze. Wymęczyłem na górę jadąc jako-tako. Ostatnie kilkaset metrów prowadziłem w śniegu. Na Filipce urządziłem sobie mały popas w przytulnej jak zwykle chacie. Bryndzowych gałuszek nie mieli. Zrobiłem mixa i zajadłem czosnkowego langosza słodkimi naleśnikami z marmoladą. Pychota :)).

Po jedzonku poczułem się o wiele lepiej i już znacznie żwawiej jechało mi się do domu. Zjechałem szeroką szutrówką na czuja i wylądowałem w Jabłonkowie przy wiadukcie. Łagodna, wygodna, szutrowa wersja podjazdu na Filipkę. Nie jechałem tam jeszcze (aż wstyd się przyznać). Generalnie jak zwykle pozytywnie! Odmóżdżona głowa :).

Route 2,940,878 - powered by www.bikemap.net