Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Mały Javorovy po ćmoku ;)

  • DST 49.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 19.86km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 756m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 grudnia 2014 | dodano: 21.12.2014

Niedziela miała być ambitnie treningowa a wyszło na to, że o 7mej rano zbyt dużo mokrego zalegało na asfalcie. Okoliczności rodzinno-towarzyskie skłoniły mnie do przebycia niedzieli w domu. Wieczorem o 18 wyskoczyłem na Mały Javorovy. Asfaltowo, choć na podjeździe im wyżej tym więcej śniegu. U góry już 5cm puchu. Na semi slickach podjazd był ciekawy. Zjazd jeszcze ciekawszy :). Wywiało czerep! Dobre i 5 dyszek przed spaniem... Jak zwykle było warto!








Za miasto ;)

  • DST 68.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 22.42km/h
  • Podjazdy 753m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 grudnia 2014 | dodano: 20.12.2014

Wichura jak diabli. Rano poszedłem biegać. Razem jakieś 10km. Trochę przebieżki, potem 5km w parkrunie i truchtowo-biegowa rundka przez Banotówkę. Po bieganiu zwykle dyszę jak lokomotywa, ale trochę odpoczynku i mogę działać dalej. Pozostało ruszyć po południu górską szosę. Stała już bidula i mogłaby się obrazić :). Po czeskiej okolicy w pagórkowatym terenie. Miał być tylko asfalt a skończyło się i w terenie. Lekkim, bo lekkim ale semi-slicki dały od biedy radę. Rundka przez Chotebuz, Albrechcice, Horni Suchą, Doubravę, Petrovice, Marklowice Górne, Kaczyce. Głównie boczne asfalty, trochę po trawiastych wałach Olzy, trochę błotka. Sporo urozmaiceń. Cool.
Kopalnie Darkov i CSM Jih.


Zbiornik przeciwpożarowy koło Petrovic u Karvinej. Zaraz po zrobieniu foty pogadałem z 15min ze spacerującym starszym panem. Bardzo fajny, miły gość.


Trochę się zmordowałem z tym wiatrem. Było warto. Jak zawsze.



Wschód słońca pod Baranią + śląskie górki

  • DST 131.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 09:06
  • VAVG 14.40km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 2904m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 grudnia 2014 | dodano: 20.12.2014

Uwaga, będzie trochę wywodów.
Mamy już grudzień - okres najkrótszych dni w roku. Kilka miesięcy wcześniej stale sobie powtarzałem, że ten właśnie czas poświęcę na kręcenie się na rowerze po okolicy poznając tym samym najbliższe, mniej nieznane mi miejsca w Czechach i w naszym pięknym kraju. Z planów jak zwykle nic nie wychodzi, ponieważ występuje u mnie nieodparta ochota sporego, długiego wysiłku z dala od miejskiego szumu i tego co otacza nas na co dzień. Tym bardziej, że z racji mojej specyficznej roboty, nie mam możliwości regularnego jeżdżenia (nie wspominając już o innych formach aktywności fizycznej). Rower i góry to jest to, co mnie niewyobrażalnie odpręża i wyłącza od reszty świata i moich problemów. Jedni lubią doprowadzić się do stanu agonalnego bawiąc się na imprezie z dodatkiem %. I nie mam nic przeciwko temu, bo przecież każdy z nas jest inny. Oczywiście raz na czas wypada wyskoczyć na piwo z kumplem/kumplami ale priorytet u mnie to osiągnięcie stanu zgonu podczas długotrwałego wysiłku. Mam tu na myśli sytuację, gdy po powrocie do domu bierzesz prysznic z trudem stojąc na nogach, trzęsą Ci się uda i walczysz z równowagą (czyli w zasadzie podobnie jak po obfitej, alkoholowej imprezie- tyle, że zdrowiej, taniej i bez kaca ;) ). To, jak i wiele innych, dodatkowych wrażeń daje mi właśnie rower w górach. Pasja, która za każdym razem oferuje mi COŚ innego. To COŚ jest niejednokrotnie niezapomnianą przygodą do której wraca się głębokimi wspomnieniami. Należą do nich zarówno odmienne widoki, zróżnicowane warunki, nieplanowane sytuacje, uprzejme, nowopoznane osoby (innych w górach raczej nie ma, choć zdarzają się i gbury) i wiele, wiele innych rzeczy… jak chociażby konkretna dawka adrenaliny na karkołomnych nieraz zjazdach i wiele śmiechu przy różnego rodzaju wyłożeniach się. Można przejeżdżać tą samą trasę po raz któryś i zawsze coś zaskakuje, wyzwala inne emocje i wrażenia. Nie wspominając już o dodatkowym, wyborowym towarzystwie na takich wypadach. Wtedy już jest odlot z konkretną dawką humoru! No i jest jeszcze jedno w tym całym rowerze: MOBLINOŚĆ. Jadąc na rowerze po szlaku nie interesuje Cię to gdzie postawiłeś samochód (oczywiście tylko w przypadku, jeśli jedziesz rowerem z domu, co zresztą często sam praktykuję). Ten fakt potęguje istotę wolności, niezależności od wszystkiego wokół. Tylko człowiek, góry, rower i spontaniczne pomysły. Zdumiewające jest to, że górki można objeżdżać w poprzek, wzdłuż, wyjechać jedną stroną, zjechać drugą poznając tym samym kolejne nowe szlaki. I dzięki temu jest ciekawie!

Nocą na czerwonym szlaku
Rankiem na czerwonym szlaku © Marek87

W ciągu dnia mamy obecnie około ośmiu godzin przy świetle słonecznym. Dla spełnienia wyżej opisanego warunku (długotrwały wysiłek), obecny czas to doskonała okazja aby połączyć piękne z pożytecznym. Mam tu na myśli wschód słońca, po obejrzeniu którego do dyspozycji jest tych ładnych kilka godzin na kręcenie aż do zmroku. Jakiś czas temu oglądałem to wydarzenie na Łysej Górze. Teraz przyszła mi myśl na Baranią Górę w Beskidzie Śląskim. Myślałem o tym od około dwóch tygodni. Albo i trzech – nieważne. Chłopaki z endurowej grupy bbRiderZ oraz Arek powrzucali na fb ostatnie fotki z Szyndzielni/Baraniej. To co zobaczyłem po prostu mnie natchnęło i zamurowało. W sobotę były gruntowne, przedświąteczne, całodniowe porządki wraz z myciem okien. W niedzielę czas na jakiś wypad. Pobudka o 3 w nocy. Myślisz, że mi się chciało?! Tym bardziej, że poszedłem spać 30 minut po północy… Wstałem tylko i wyłącznie dlatego, bo chciałem uniknąć późniejszego żalu do siebie samego, że tego nie zrobiłem! To byłby znacznie większy i dłuższy ból niż te kilka sekund w czasie których trzeba było zmusić ciało do działania (tzn. zwleczenia się z łóżka). Potem już poleciało z górki… Przyciąganie wyra było bardzo silne, szczególnie że w głowie istniała świadomość temperatury oscylującej wokół kilku kresek nad zerem po drugiej stronie okna. Wyjazd krótko po 4. Jak to zwykle bywa – dojazdowa konieczność czyli kilkadziesiąt kilometrów zdzierania opon na asfalcie. Tylnej laczy już w zasadzie zdzierać nie muszę, bo już się prawie starła. Coś tam jednak jeszcze minimalnie z niej wystaje i trzeba ją dokończyć… ;). A więc żalu nie ma. Do Wisły Czarne przy pustych drogach, bokami, głównie w ciemnościach. Latarka z aliexpress na kierownicy dawała radę. W Czarnym zrobiło się trochę ślisko, chwycił lekki mróz i na niewymagającym podjeździe na Stecówkę miałem trochę problemów z lodowiskiem na gładkim asfalcie (mało co a dwa razy bym się wyłożył). Wjechałem w teren na szlak koloru czerwonego w stronę Karolówki i od razu zrobiło się bosko. Szlak przyprószony śniegiem, przyczepność względna, skąpe światło przed rowerem, wokół ciemność z pojawiającą się coraz wyraźniejszą szarością na horyzoncie (fot. wyżej). Przed Przysłopem skręciłem w prawo – tak jak Karel z ekipą na rozjeździe po zeszłorocznym maratonie MTB w Istebnej. Fajna, dzika droga zmieniła się w szutrówkę (pokrytą świeżym, niczym niezmąconym śniegiem) i prowadziła cały czas w dół. Lekko zaniepokojony faktem, że za pół godziny jest wschód słońca a ja cały czas się obniżam, dojechałem w końcu do czarnego szlaku. Pozostało 20 minut więc przycisnąłem mocniej na pedały (czarny jest super, choć kilkaset metrów to był jeden wielki lód pokonywany z buta i to z duszą na ramieniu) i dotarłem pod szczyt na wysokości ok. 1050m n.p.m. Przez tych kilka minut poprzedzających wschód słońca ogarnia człowieka okropna ciekawość. Wydawać by się mogło, że samo wydarzenie jest bardzo monotonne ale trzeba od razu dodać, że towarzyszy temu wszystkiemu sporo emocji! Polecam wypróbować chociaż raz – tego nie da się opisać! Trzeba to przeżyć. Ja już wiem, że będę to częściej praktykował ;). Pozostało mi więc tylko oglądać i rozkoszować się wschodzącą nad Tatrami, najjaśniejszą gwiazdą naszego Układu Słonecznego. Nieźle trafiłem, bo coś takiego nie zdarza się często! Byłem tak przejęty całym wydarzeniem, że jakiś perfidny kikut drzewa wlazł mi w kadr. No cóż. Można wymazać w psie ale nie chce mi się bawić w klikanie.

Wschód słońca pod Baranią Górą
Wschód słońca pod Baranią Górą © Marek87

Wschód słońca nad Tatrami
Wschód słońca nad Tatrami © Marek87

Górki i Mała Fatra po prawej
Górki i Mała Fatra po prawej © Marek87

Nad trawą ;)
Nad trawą ;) © Marek87

Doskonale było widać Małą Fatrę…

Mała Fatra
Mała Fatra © Marek87

… jak i Niskie Tatry.

Niskie Tatry
Niskie Tatry © Marek87

Jak zwykle przy takich wrażeniach (na fotach nigdy tego nie oddam) „straciłem” trochę czasu. Wyjechałem na szczyt stając po drodze na chwilkę…

Wysokie Tatry
Wysokie Tatry © Marek87

Rower i górki ;)
Rower i górki ;) © Marek87

Rower w górę ;)
Rower w górę ;) © Marek87

Na szczycie wszedłem na wieżę, porobiłem trochę zdjęć (bardzo mocno wiało) i udałem się w stronę Skrzycznego.
Na poniższym zdjęciu, po prawej charakterystyczny Stożek z częściowo naśnieżoną czerwono-czarną narciarską trasą zjazdową. Lubię tą górkę na nartach! Jest tak w sam raz. Ma swój niepowtarzalny klimat i niejednokrotnie spędziłem na niej caluśki dzień zjeżdżając na dwóch deskach z jedną 15-minutową przerwą. Z tyłu najwyższa – ta bardziej na prawo - Łysa Góra.

Polskie i czeskie Beskidy
Polskie i czeskie Beskidy © Marek87

Zielonym w dół. Po prawej Babia Góra.

Beskid Żywiecki
Beskid Żywiecki © Marek87

Zjazd z początku fajny, potem znacznie wężej, ślisko i nerwowo ale ostatecznie się uporałem. Podjazd pod Magurkę Wiślańską po luźnych kamieniach poszedł względnie, choć dwa razy się podparłem.
Dalej było sporo fajnych widoczków. M.in. Jezioro Żywieckie. Po lewej trasa narciarska (ten biały, ledwo widoczny pasek) i góra Żar.

Jezioro Żywieckie i góra Żar
Jezioro Żywieckie i góra Żar © Marek87

Taki sobie szlak na Skrzyczne. Przyczepność ok, nawet pomimo łysej tylnej opony.

Zielony szlak na Skrzyczne
Zielony szlak na Skrzyczne © Marek87

Malinowska Skała. Przydałem się do zrobienia zdjęcia trójce wędrowców na Skrzyczne.

Malinowska Skała
Malinowska Skała © Marek87

Z Malinowskiej Skały to już w zasadzie moment i jest się już na Skrzycznem. Wygodny szlak, choć miejscami więcej kamieni.

Na zielonym szlaku
Na zielonym szlaku © Marek87

Klimczok i Szyndzielnia ze Skrzycznego.

Klimczok i Szyndzielnia
Klimczok i Szyndzielnia © Marek87

W dole Meszna, Wilkowice, Buczkowice, Rybarzowice, Kalna, Godziszka, Łodygowice, Lipowa i inne wioski. Z tyłu Beskid Mały z Magurką Wilkowicką, Czuplem. Jest i wspominany wcześniej Żar.

Beskid Mały
Beskid Mały © Marek87

Wieża na szczycie.

Skrzyczne - szczyt
Skrzyczne - szczyt © Marek87

Zbyt długo nie zagościłem na górze. Zjechałem niebieskim szlakiem do Lipowej. Jest fajny. Z początku w lesie, potem szerzej po niezłych kamieniach na otwartej przestrzeni (foto niżej). Środek bez większych emocji, choć korzonki z boku są fajne. Końcówka fajna, stromsza i bardziej techniczna. Tarcze hamulcowe trochę się zgrzały. Na końcu było ultra-wycie ;).

Żywiecczyzna
Żywiecczyzna © Marek87

Na dole trochę pojadłem, bo czułem, że sił zaczęło ubywać. Przejechałem asfaltami do Węgierskiej Górki skąd rozpocząłem mozolną wspinaczkę czerwonym szlakiem ponownie na Magurkę Wiślańską. Początek bardzo przyjemny, bez trudności, choć czegoś zaczęło brakować. Chyba jakiegoś porządnego obiadu. W dalszej części szlaku zaczął się bardziej wymagający technicznie fragment. Nie wyglądał na jakiś wybitnie trudny a jednak wprowadzał mnie do szału. Nie miałem z czego ukręcić. Nie byłem na tyle zmęczony, żeby mi brakowało oddechu. Nie miałem po prostu siły. Z kilkoma postojami wytoczyłem się ma Magurkę Radziechowską.
Po drodze widoczki ze szlaku czerwonego: w dole Węgierska Górka, z tyłu od prawej: Sucha Góra (1040), na środku Prusów (1010), w ¼ od lewej Hala Lipowska, Rysianka oraz wyraźna Przełęcz Pawlusia. Kręciliśmy tam ostatnio.

Hala Rysianka, Lipowska, Pawlusia
Hala Rysianka, Lipowska, Pawlusia © Marek87

Magurka Radziechowska. Z tyłu Skrzyczne, na którym byłem z 2 godziny wcześniej.

Magurka Radziechowska
Magurka Radziechowska © Marek87

Przelot na Magurkę Wiślańską.

Czwrwony szlak na Magurkę Wiślańską
Czwrwony szlak na Magurkę Wiślańską © Marek87

Z Magurki Wiślańskiej kawałek w stronę Malinowskiej Skały i żółtym do Wisły. Właśnie na żółtym (przelot przez Cieńków) nałapałem najwięcej błota z podłoża. Trzeba było zjechać szutrówami do doliny Białej Wisełki. A tak to skończyło się na ponad 30 kilometrach do Cieszyna w piskach i zgrzytach napędu i wszystkiego.
Pomimo zgubionej gdzieś na zjeździe latarki (wypadła z kieszonki plecaka) wypad był jak najbardziej udany. „Forma” już wyraźnie posezonowa (ewidentną kulminację miałem na Koprivnickim Drtiću, do którego zresztą trochę się przygotowywałem), ale ważne, że człowiek coś ze sobą robi i nadal go to bawi… Póki nie nasypie śniegu (raczej się na to na razie nie zapowiada), to dalej trzeba jeździć. Może teraz trochę więcej po asfalcie. Postaram się coś więcej ze sobą podziałać, bo nareszcie trochę świątecznej wolnej sielanki!

ps. Zgonu pod prysznicem nie było. Ale dostałem po tyłku! ;)






Trzy hale: Boracza, Lipowska, Rysianka

  • DST 46.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:04
  • VAVG 11.31km/h
  • Podjazdy 1063m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 grudnia 2014 | dodano: 13.12.2014

W Niedzielę 07.12.14 miałem do wyboru dwa warianty wypadu. Pierwszy w Beskid Mały z ekipą. Drugi w Beskid Żywiecki (też z ekipą). Wybrałem drugi wariant, bo planowana trasa była dla mnie nowością a w Beskidzie Małym mniej więcej znałem już planowane tereny.
Pojechałem samochodem do BB a potem Kolejami Śląskimi do Węgierskiej Górki. Elfy są ok ale stan torowiska budzi wątpliwości. Niezła jazda :). Bilet tam i powrót z rowerem 25zł. Chyba by wyszło na to samo co autem. Mniejsza z tym. Od kilkunastu lat nie siedziałem w polskim pociągu więc wypadało się przejchać :).
W BB na dworcu poznałem Martynę, która okazała się inicjatorką wypadu i reszta grupy podporządkowała się towarzyszce. Pogadaliśmy w pociągu. Paweł dołączył w Leszczynach. Wojtek w Wegierskiej Górce.
W czwórkę mieliśmy zamiar atakować czerwonym szlakiem Halę Rysiankę ale okazał się podmoknięty, z ogromną ilością gliny na wierzchu (rozjeżdżonej przez pseudo leśników). Rowery oblepiły się błotem i wk... tzn. zdenerwowani zjechaliśmy do doliny. Po grubszym pucowaniu rowerów pojechaliśmy do Milówki skąd zielonym na Boraczą. I tu już było fajnie. Świetny szlak, choć trzeba trochę przybutować. Miejscami ślisko. Na kamieniu łapię... kapcia. Wytaczamy się do schroniska, małe jedzenie i zielonym na Lipowską. Istna rewelacja z mnóstwem technicznych fragmentów i sporą zadyszką! No i do tego miejscami wąsko!

Paweł walczy!
Walka z równowagą
Walka z równowagą © Marek87

Wojtek.
Wojtek na szlaku
Wojtek na szlaku © Marek87

Malina :).
Na szlaku
Na szlaku © Marek87

Martyna na sekcji korzennej. Swoją drogą... Nieźle zakręcona dziewczyna ;). Oprócz rowera również biega, ale ta pierwsza rozrywka według niej chyba jest lepsza ;).
Martyna na korzonkach :)
Martyna na korzonkach :) © Marek87

Trochę dalszej jazdy i zaczęła się inna forma rozrywki. Widoczki :).
Koło w górę ;)
Koło w górę ;) © Marek87

Razem :) Od lewej: Ja, Wojtek, Martyna, Paweł. Z tyłu Skrzyczne.
Gruppen foto
Gruppen foto © Marek87

Dalej było sporo extra technicznych fragmentów. Końcówka ostrzejsza i tym samym nieco więcej podejścia. Na końcu pojawiło się słońce i do Lipowskiej dojeżdżaliśmy już w takich warunkach.
Jest super!
Jest super! © Marek87

Z Lipowskiej na Rysiankę. Na tej drugiej bez zakładanych widoków. Zwinęliśmy się szybko w dół zielonym do Żabnicy. Toż to była masakra! Ślisko, wąsko, kamieniście i zaj***ście :D. Kilka razy wyrżnąłem zwłokami. Martyna też leżała. Wojtek zaliczył OTB.... Potłuczeni ale cali i szczęśliwi!
Jedziem w dół
Jedziem w dół © Marek87

Takie rzeczy :). Paweł w żywiole na swoim enduro. Mnie też się podobało!
Atak na sekcję korzenną
Atak na sekcję korzenną © Marek87

Trudny temat ;)
Trudny temat ;) © Marek87

Dzida w dół :).
Paweł ciśnie
Paweł ciśnie © Marek87

Na środku zjazdu łapię drugiego kapcia. Wojtek ratuje mnie dętką. Docieramy do Węgierskiej Górki. Pociągiem do BB. Potem do auta i do domu. Bardzo, ale to bardzo mi się micha cieszyła na tym wypadzie. Hardcore'owe warunki, nowe twarze i o to w tym wszystkim chodzi. Obowiązkowo do powtórzenia w lecie!




Magurka, Czupel, Hrobacza

  • DST 131.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 07:47
  • VAVG 16.83km/h
  • Podjazdy 2480m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 listopada 2014 | dodano: 13.12.2014

Wypad zorganizowany przez Grzegorza. Trip po zachodniej części Beskidu Małego. Spora cieszyńsko-bielsko-andrychowska grupa! I to lubię! Tempo raczej spokojne ale za to niezłe podjazdy :). Extra zimowy klimat i zamarznięte bidony :). Było zajefajnie!

Czerwonym na Magurkę.
Grzegorz na czerwonym
Grzegorz na czerwonym © Marek87


Grupowo w górę
Grupowo w górę © Marek87

Im wyżej tym lepiej!
Rewelacyjne zimowe klimaty
Rewelacyjne zimowe klimaty © Marek87

Ja :)
Pod Magurkę ;)
Pod Magurkę ;) © Marek87

Jazda po czymś takim w pięknej scenerii...
Świetne klimaty
Świetne klimaty © Marek87

Na szlaku ;)
Na szlaku ;) © Marek87

Dotarliśmy na Magurkę z wieloma chwilami rozkojarzenia i pełną sesją zdjęciową. W schronisku herbata, małe jedzienie i spotkanie z grupą ędurowców z BB. Te ich całe karkołomne, techniczne Dziabary, Boxery i Bóg wie jeszcze co ... :).
Gruppen foto na Magurce
Gruppen foto na Magurce © Marek87

Dalej w stronę Czupla z jedną moją glebą na lodzie zaraz po tym zdjęciu :).
Na białym szlaku ;)
Na białym szlaku ;) © Marek87

Ja z Jankiem w stronę Czupla
Ja z Jankiem w stronę Czupla © Marek87

Z Czupla rewelacyjnym czerwonym do Międzybrodzia, przelot asfaltem i niezła wyrypa na Hrobaczą (inny wariant niż ten, którym jechałem jakiś czas temu). Ossstro w górę po płytach :). Grzegorz wie co dobre.
Marzena z Andrzejem
Marzena z Andrzejem © Marek87
Podjazd na Hrobaczą
Podjazd na Hrobaczą © Marek87

Na Hrobaczej kolejny popas :). A rowery marzną.
Kupa rowerów na Hrobaczej
Kupa rowerów na Hrobaczej © Marek87

Z Hrobaczej ciekawym żółtym do Kóz nad kamieniołom. Kuba z Jakubiszonem pojechali w swoje strony a my przez Hałcnów do BB.
Było super. Atmosfera rozgrzewała wszechobecny chłód :). Dzięki! Doskonale się bawiłem rozmóżdżając zrytą głowę! Całe szczęście wracam do normalności :).




Dziabar + śląskie górki

  • DST 103.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:14
  • VAVG 16.52km/h
  • Podjazdy 2055m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 listopada 2014 | dodano: 29.11.2014

Było z Maćkiem, było z JBG-2 i przyszła kolej na Pawła (jak ja uwielbiam te wszystkie podziały) i ekipę "ędurowców" z BB celem ponownego zaliczenia ujeżdżanego przez nich Dziabara - takiego mega zjazdu z Szyndzielni z niezliczoną ilością drzew, kamieni, korzeni, wąskości, ciasnoty i wszystkich wrażeń w jednym. Chłopaki się bawili (fajne rowery z mega skokiem i mocno agresywnym bieżnikiem) a ja ślizgałem się jak na lodowisku! Ale to nie jest wytłumaczenie. Ostatnio zjeżdżałem tam jak pokraka a teraz to była istna walka ze śmiercią. Kilka takich sytuacji, że serce podskoczyło mi do gardła. Chryste Panie... W paru miejscach solidnie ratowałem się nogami. Jedyne co przypominało mi normalność na rowerze to podjazd. Dość mozolny, bo chłopaki podjeżdżają powoli, za to w dół idą jak szaleni. Jest klimacior!


Zakładanie wszystkiego co chroni ciało przed upadkiem.

Po zjechaniu w dół (tutaj fotek nie ma) na grzańca na Dębowiec. Trochę gadki, szmatki z namawianiem mnie na enduro (mnie to jakoś nie bawi /gdzie tym dojadę?!/, choć pomimo kalectwa kilka pozytywnych słów od Pawła usłyszałem).Chłopaki pojechali do domu a ja miałem mało w górę. Wyjechałem jeszcze raz na Szyndzielnię (trochę dłużej trudniejszym zielonym) i w stronę Błatniej. No było fajnie. Ciut poniżej zera i trochę brakło słońca :).




Przyszedł poadjazd na Klimczok. Z dwoma postojami... Gdybym miał 34 z tyłu może z jednym by przeszło. Uch :). Daje w nogi.

Przelot przez Błatnią, pod Zebrzydkę i wygodnym zjazdem do Górek. Fajny wariant podjazdowy w drugą stronę z minięciem wypychowej Zebrzydki od kościoła (w końcówce). Pojawiło się słońce i jesienne klimaty.

Dobre to było!



Trening techniczny z JBG-2

  • DST 46.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:41
  • VAVG 17.14km/h
  • Podjazdy 610m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 listopada 2014 | dodano: 22.11.2014

Co jakiś czas w Ustrońskiej Szkole MTB odbywają się zajęcia prowadzone przez ekipę JBG-2 Professional MTB Racing Team (brzmi zabójczo ale taką inicjatywą ścigowe, rowerowe, górskie szajbusy dają do zrozumienia, że mają w sobie ciut normalnośi). Chłopaki są po sezonie więc mają trochę czasu dla zwykłych zjadaczy chleba :). Niedziela zapowiadała się z opadami deszczu ale przy znośnym poranku pojechałem do Wisły Malinki pod hotel Podium (ależ wiało w twarz!!!). Ekipa JBG-2 ma tam całe swoje centrum diagnostyczne i w dodatku w okolicach żółtego szlaku koło skoczni nowowybudowany (właściwie to jeszcze w realizacji) tor/trasę do ćwiczenia techniki i siły.
Najpierw zajęcia na parkingu pod okiem Piotra Brzózki, Patryka Piaseckiego i Mariusza Michałka. Rozgrzewka, jazda po łuku (masa tłumaczonych elementów - biodra, łokcie, stopy, kolana...!!! - nie sądziłem, że to takie skomplikowane :) ). Potem slalom między pachołkami ze zwróceniem uwagi na biodra. Na końcu jazda po torze w terenie z próbą realizacji przekazanych wskazówek. Wpadł conieco pooglądać Andrzej Romański z kolegą :). Podobało mi się! Był też Andrzej i Jacek. Po treningu się rozpadało i pierwszy raz w tym sezonie wykorzystałem samochód (Andrzeja) do transportu mojego wozidła na dachu. Dzięki.
Końcowa fota z Piotrem Brzózką. Fajnie było go poznać i pogadać jak to w tych maratonach dokładają do pieca i 60km po górach robią w 3h z hakiem :).

Kilka fotek tu.



Błatnia-Szyndzielnia + trening podjazdów

  • DST 104.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:30
  • VAVG 18.91km/h
  • Podjazdy 2180m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 listopada 2014 | dodano: 22.11.2014

Już niewiele brakuje mi do poziomu Jakubiszona. Taka opieszałość z wpisami. Maciek - w ramach akcji "Trenuj z Markiem" (Konwą - takim typem, co to niby jest olimpijczykiem, mistrzem Polski w MTB i startował w Pucharze Świata) - wymyślił trening podjazdów w Cygańskim lesie. Marka nie było, bo się ścigał ale i tak pojechałem. Godzina zbiórki na 10 w Bielsku pod Kozią więc w drodze dojazdowej zaliczyłem czerwony szlak z Błatniej na Szyndzielnię. Podjazd z Górek Małych szlakiem myśliwskim. Jest super! Niespecjalnie trudny technicznie ale świerzbi w uda.


Z Szyndzielni w dół słynnym "Ędurowym" Dziabarem. No cóż... Kalectwo z niezłą delirką :)))).
Na treningu sporo ludzi. Była też bikerka z Gomola Trans Airco MTB Team - Agnieszka od której fajnie było się dowiedzieć jak to tam u nich wygląda.
Maciek na iście trialowym "podjeździe" a raczej podskoku. Korzenna półka o wysokości takiej, że korba ledwo się mieściła. Na około 7 prób ze dwa razy udało mi się "podjechać", choć z jazdą to miało niewiele wspólnego. Nazwałbym to raczej przeoraniem tego korzenia :). Wcześniej był bardziej naturalny podjazd z balansem ciała z któym nie było problemu.

Po technicznych podjazdach, wycieczka na Kozią i zjazd OS4 Enduro. Podobnie jak na Dziabarze. Sporo ryzyka i w dodatku kapeć w przodzie na dobiciu po zjeździe z tej ścianki. Na dole pod liściami były kamienie w które wrąbałem się jak dzik w żołędzie.

Zjazd do dołu, pożegnanie się. Podjechałem jeszcze na Dębowiec, Cyberniok aby zaliczyć singiel po zboczu do Wapienicy, który pokazał mi kiedyś Paweł. Tam dobiłem drugi raz na korzeniu i z delikatną ucieczką powietrza dojechałem do Cieszyna z dwoma pompowaniami po drodze. W domu klejenie dwóch dętek i dokręcanie kompletnie luźnych kilku szprych w przodzie. Szlag mnie trafi z tymi kołami na takich rąbankowych trasach. Niemniej jednak wypad świetny!



Szyndzielnia, Klimczok, Błatnia + gratisy

  • DST 125.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:10
  • VAVG 17.44km/h
  • Podjazdy 2228m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 listopada 2014 | dodano: 09.11.2014

Wypad w Beskid Śląski w okolicach Bielska. Spora grupa! To lubię!
Zielonym i czerwonym na Szyndzielnię i Klimczok. W końcówce fajny podjazd. Bikerka dała radę po raz pierwszy. Jest progres :).

Po lewej na focie gość z górskiego biegu o Złotą Szyszkę. Biegła też Dorota z ogromnym imieniem na plecach i w różowych getrach/podkolanówkach. Gardła się grzały gdy nas minęła :))). Hihiiii!!!

W stronę Błatniej...

Ciśniem!

Po drodze kapeć Patryka i kompletne zakoczenie ze spotkania dawno niewidzianego kumpla. Jadę w dół i słyszę od podjeżdżającego "Cześć Marek". Zatrzymałem się, podszedłem i ucieszyłem michę, że kumpel też jeździ. Spox :). Tak się zagadałem, że zniecierpliwiona grupa na Błatniej już czekała. Ale dzięki temu jest fajny focisz :).


Zjazd z Błatniej szlakiem Harcerskim. Jest wyrąbany w kosmos. Świetny!

W końcówce rower na plecy :). Tudzież na biodro :). Rafał walczy.

Z dołu podjazd na Palenicę z małym wypychem (z tym drugim był problem - taka ściana) i w dół po kamieniach ukrytych pod liściami. Heble gorące.

Małe jedzenie i do góry "na kamyk" czyli miejsce zwiech Marzeny nad zaporą w Wapienicy. W miejscu ogólnopojęte "rozczarowanie" ;), że po co tu było jechać, że bez sensu (z poczuciem humoru of corzzzz... :) ).

Wypad fajny, przyjemny w extra towarzystwie bielsko-cieszyńskim. Podczas pucowania roweru zorientowałem się, że kompletnie zatarte jest kółko napinające tylnej przerzutki. Niedawno wymieniałem oba. Co za badziew! Pełno brudu w środku. Prawie w ogóle nie do ruszenia. Tego dnia też źle mi się jechało. Dzień wcześniej po czechach też tak jakoś bez tego czegoś... Powód znaleziony. Wyczyściłem, nasmarowałem i kręci się jak nowe :).




Połomy

  • DST 106.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:06
  • VAVG 17.38km/h
  • Podjazdy 2275m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 listopada 2014 | dodano: 09.11.2014

Dawno nie byłem na Połomach. Przez Trzyniec bokami w terenie do Dolnej Łomnej, niebieskim na Skalkę, czerwonym w dół w stronę Mostów, żółtym ponownie na górę i czerwonym pod Mały Połom. Trochę wiatrołomów ale szlaki genialne. Techniczne i w ogóle wypaśne. Pod Małym Połomem trochę bagna ale dało radę z małym prowadzeniem.
Na niebieskim.


Czerwony w dół rewela, trochę po szutrach i żółtym z dołu na górę.

200m w buta z powodu oraczki po leśnikach.

Skalka

Na Połomy. Najpierw na Wielki...

Potem na Mały.

Momentami fajne single! Extra!

Na następny rok szykuje się tam trip sezonu z Bielską ekipą. Dołożymy Travny + coś jeszcze i będzie wyrypka :).