Kozubova-Visalaje
-
DST
90.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
05:19
-
VAVG
16.93km/h
-
Podjazdy
1595m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela bez Meridy (nie miałem czasu jeździć w sprawie piasty). Przełożyłem lacze z białej strzały do górskiej szosy i pojeździłem lajtowo z chłopakami z Cieszyna po czeskich górkach. Boże uchroń od v-breaków w przyszłości. Przecież na tym wynalazku można się skrzywdzić. Nigdy nie wiadomo czy zahamujesz. Ale porażka. Na kozubovą żółtym.
Dalej przez Kamenity na Slavić...
Pod Kozi Grzbiet...
Na Połomkę z fajnymi jak zwykle widokami.
Po fajnych szlakach...
Na Visalaje przez Moravkę i do domu.
Poprzesuwali godziny i o 16:30 już nie ma czego szukać bez oświetlenia... Ale damy radę :).
Po Javorovym i kilka innych górek
-
DST
92.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
04:45
-
VAVG
19.37km/h
-
Podjazdy
2086m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Co by tu napisać... Będzie krótko. Grzegorz wymyślił jazdę po Czechach a ja dołożyłem do tego swoje trzy grosze. Nazbierało się 14 osób! Z Gutów starym niebieskim (interwałowym singlem) i dalej niebieskim na Javorovy. Ze szczytu w stronę żółtego, singlem w stronę Rzeki z szerszą końcówką...
...i na Gutskie Siodło. Z Gutskiego Siodła zielonym na górę.
Zacna ekipa, choć bez Grzergorza, któy nie miał dnia.
Z Javorovego zielonym obok kolejki do trawersu. Trawersem w dół, potem asfaltem w górę i szutrówą pod Ostry/Kałużny,
Dalej na Slavić, nawrót i na Kamenity. Mooocno wiało!
Z Kamenitego na Kozubovą. Udało mi się podjechać pod ten fajny podjazd po żółtym szlaku. Z Kozubovej w dół wzdłuż wyciągu i żółtym do dołu z małym odboczeniem.
Z Trzyńca przez Leszną i wzdłuż granicy w terenie do Cieszyna. Extra wypad w sporym gronie ludzi! Napotkani rowerzyści z Polski rozpoznający koszulki bbRiderZ. Dodatkowo poznany biker z Zabrza, który coś tam z nami ukręcił.
Dochodzące do moich uszu trzaski z napędu (okolice tylnej piasty) po ostatnim wypadzie na Słowacje trochę mnie niepokoiły podczas kręcenia po Javorovym. Rozebrałem piastę w poniedziałkowe popołudnie no i pech. Pęknął bębenek. Poza tym już nieźle zjechane ranty zachodzące na zapadki. Na złom z myślą o czymś nowym. ShiTmano.
Beskid Mały - Leskowiec
-
DST
192.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
10:44
-
VAVG
17.89km/h
-
Podjazdy
3348m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W zeszłym roku nie udało mi się zaliczyć Leskowca. Trochę
przegiąłem z moimi możliwościami. „Przedżarowe” Gaiki i Hrobacza zjadły mi
nieco czasu (archiwalny wpis z tego wypadu jest tutaj). W tym roku postanowiłem nadrobić zaległości. Jesień to piękna pora
roku. W połączeniu z Beskidem Małym pomysł wydawał mi się trafiony (taki
zresztą był). Ostatni dzwonek na dłuższy wypad. Jednak od początku nie układało
się jak należy. Wyjechałem z domu około 03:30 zabierając ze sobą komplet
dodatkowych aku AAA i w razie „W” czołówkę zakupioną kiedyś w biedrze. Już w
Dzięgielowie przednia lampka ledwo co świeciła. Wymieniłem 3 aku, ujechałem do
Goleszowa… znowu ciemność. Zapomniałem po prostu naładować akumulatorków.
Leżały długo w półce w pudełku i myślałem, że są ok! No to czołówka na kask i już było względnie jasno przed rowerem. Do
Wisły, przez Salmopol (jako tako), Szczyrk, Buczkowice, Tresną…
Pogoda bez euforii. Sporo mgieł i słaba przejrzystość powietrza. Z zielonego na czerwony...
... z widokiem na Żar...
Czerwony w stronę Kocierskiej z małym odboczeniem i
przelotem przez niebieski (kwietniowe urozmaicenia Karela). Na początku przyjemnie
po trawersie po czym przed oczami ukazała mi się piękna kamienista sztajfa. Na
moje siły raczej do wyjechania ale objechało mi koło na śliskich kamieniach i
skapitulowałem. Potem fajnie do niebieskiego i niebieskim powrót do czerwonego.
Dalszy czerwony z króciutkim butowaniem i do Przełęczy
Kocierskiej z rogalem na twarzy. Szczególnie zjazd z Kocierza do przełęczy
utkwił mi w pamięci. Fajnie po kamieniach. Poza tym świetny klimat! Na Przełęczy Kocierskiej chwila na jedzenie i smsa do Karela
aby zwlekał się z łóżka. Już wysyłałem gdy ten zadzwonił wstając z wyra :). Mieliśmy się spotkać na
przełęczy. Jakoś szybko mi zeszło aby tam dotrzeć no i ostatecznie zgadaliśmy
się na Leskowcu.
Przełęcz Kocierska i granica Śląska z Małopolską.
12 października i na krótko.
Jacyś ędurowcy.
Z Przełęczy Kocierskiej w stronę Potrójnej. Nareszcie trochę
słońca i jeszcze lepszego rowerowania!
Nie potrafiłem jechać „po ludzku”. W tak pięknej scenerii
non stop się rozpraszałem!
Tu zdjęcie, tam krótki postój. W tym momencie człowiek wie, że żyje!
Nie wiem dlaczego w zeszłym roku nie podjechałem pod
Potrójną. W tym bez przeszkód. Na górze słabawo z widokami (a wiem, że jest co
oglądać). No szkoda. "Może następnym razem".
Z Potrójnej zjazd w stronę Łamanej Skały.
Okolice rezerwatu Madhora/Łamana Skała. Fajne, techniczne
szlaki! Miejscami wymiękłem.
Właśnie na Łamanej Skale zakończyłem zeszłoroczny wypad w
Beskid Mały. Zaraz za nią w stronę Leskowca było miażdżąco pod względem terenu i uroków
jesieni!
Chwilę potem zderzyłem się z Karelem, który wyjechał pod
Leskowiec i przemierzał czerwonym w moją stronę. Kilka kilometrów wspólnej
jazdy po mniej więcej czymś takim...
... i Leskowiec zaliczony.
Tutaj było jeszcze fajnie. Po zjechaniu do schroniska
kompletny paraliż umysłu. Dawno nie widziałem tylu ludzi w górach w jednym
miejscu. Pod schroniskiem aż kipi od religijności tej górki. Pełno symboli
papieskich, mnóstwo wiernych, jakieś msze itp. Dodatkowo rajd (też pewnie
związany z Papieżem). Ja akurat nic do tych spraw nie mam ale Kuba – Tobie współczuję. Wcale się nie dziwię, że
unikasz bywania tam w niedzielę. Hyhyyyy. Szybki przelot na górę i trochę mniej ludzi.
Widok w stronę Inwałdu. Gdyby mi się chciało kadrować to słupa nikt by nie zobaczył. W wizjerze go nie było :).
Zjazd z Leskowca w stronę Gancarza wśród przeogromnej ilości
podchodzących ludzi. Nie dało się normalnie jechać a sam szlak był świetny! Z kolei zjazd z Gancarza przy mocno grzejących się heblach (fajna ściana). Na samym
dole czuję podsterowność roweru a już po chwili widzę brak powietrza w przednim
kole. Wariant defektu najgorszy z
możliwych – defekt dętki przy wentylu. Przy całkowitej pewności siebie
wyciągam z torebki nową dętkę, pompuję a tu nic. Pompką Karela też nie idzie.
„Pewnie wentyl felerny i przez niego ucieka”. Karel ratuje mnie swą potrójnie
łataną a i tak nieco dziurawą ;) dętką. Dojazd do Andrychowa udany,
przekręcenie wentyla ze zdefektowanej dętki i dalej bez efektu. Karel wyciąga
swoją wielką pompującą rakietę. Dwa dmuchnięcia i już wszystko jasne. To co on
pompował ja czułem na swojej nodze. Dziura na 0,5cm w „nowej” dętce nieco przetartej przez znajdujące się w torebce
narzędzia. Kapcia nie złapałem od grubo ponad roku (może i dwóch) i teraz wiem,
że warto czasem zajrzeć w to co się wozi pod siodłem. Po załataniu tej dziury –
giganta były jeszcze dwie mniejsze. (fot. Karel)
Po zaklejeniu wszystkiego, włożeniu do
obręczy i pompowaniu puściła największa łata (zbyt wielka dziura). Karel
użyczył mi swej innej zapasowej dętki i do Cieszyna było już bez problemu.
Wcześniej jeszcze mega podjazd pod ul. Wesołą w Andrychowie... (fot. Karel)
... i przelot górami przez Trzonkę do
Porąbki (fajne, interwałowe szlaki).
Z Porąbki (gdzie się pożegnaliśmy) do Międzybrodzia i przez
Przegibek, Bielsko, bokami do Cieszyna.
Wypad jak najbardziej udany choć ciut pechowy. Strach
pomyśleć gdybym całość jechał sam! Mało tego. Gdybym złapał kapcia na ostatnim
wypadzie na Słowację… Człowiek jeździ trochę dalej i ma trzy wielgachne dziury
w zapasowej dętce. Dobrze, że tak się to skończyło! W innym wypadku dzwoniłbym bo cieszyńskie,
samochodowe assistance. Dzięki Karel za wszystko! Leskowca mi brakowało do pełnej satysfakcji z
tegorocznego sezonu rowerowego! Beskid Śląski, kilka razy Żywiecki, Mały... Trochę zaniedbane czeskie górki ale sporo jazdy
w Polsce. To przecież jeszcze nie jest koniec, choć jakichś dłuższych wypadów już nie
planuję. Było super!
Javorovy z Ludziem
-
DST
61.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:02
-
VAVG
15.12km/h
-
Podjazdy
1061m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnio mam sporo na głowie i brak możliwości jakiegoś regularnego (w miarę) kręcenia. Jedynie w niedzielę. W tę akurat byłem po nocce (załadunek auta do Włoch) i przed kolejną (wyjazd do Włoch o 22) a więc towarzysko pokręciłem z Ludziem po bliskich górkach. Ludź dawno nie jeździł i potrzebował nieco czasu na rozruch. Dużo błota, ślisko ale wesoło :). Od Tyry szutrówą pod Ostry, przez Kałużny na Javorovy. Zjazd zielonym do Gutów. Oj jakie tam były jęki... Że to się nie da jechać... Że nierówno... Że trzęsie... :))))). Dzięki!
Beskydsko-Javornicka Bezecka Magistarala
-
DST
174.00km
-
Teren
90.00km
-
Czas
13:07
-
VAVG
13.27km/h
-
Podjazdy
4182m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W ubiegłym roku jadąc po zostawioną pompkę w Koprzywnicy (po
Drtiću 2013) natknąłem się na Konećnej na tablicę prezentującą magistralę
biegową (narciarską) po stronie słowackiej. Zrobiłem focisza owej tablicy i
przeanalizowałem trasę na czeskim Cykloserverze. Pomyślałem żeby ją przejechać na rowerze.
Siedziała mi w głowie aż do niedawna. Postanowiłem się wybrać. Biegowa
magistrala zaczyna się za Bumbalką i biegnie aż do Cadcy po paśmie górskim
Wielkich Javorników. Ma około 50km (oczywiście w terenie). Jechać przez Czadcę
do Turzovki i na górę było kiepskim pomysłem dlatego dołożyłem do magistrali
wschód słońca na Łysej (dzień wcześniej padało a na niedzielę miała być extra pogoda)
i bez wątpienia najlepszy terenowy odcinek zeszło- i tegorocznego Drtića. Rzut
okiem na historię z kamer na lysahora.cz. Wyjazd o 03:30. Asfaltami do Krasnej
i szutrówami po ciemku (fajnie ;) ) na górę z końcowymi dwoma kilometrami po
asfalcie. Na górze około 40 osób (w tym ekipa z czeskiej telewizji). Fajne
widoki. Poniżej wschód z Tatrami na horyzoncie. Po prawej od Tatr była caluśka
Mała Fatra od Rozsutców po Velką Lukę. Ponoramy nie dało się zrobić, bo padł mi
wyświetlacz w aparacie – robiłem przez wizjer. Ciężko było w ogóle uruchomić
„na czuja” tryb panoramiczny z menu.
Mała Fatra
Mgły przedzierające się przez zbiornik Szańce do Frydlantu.
Na górze trochę czasu mi zeszło. W dół czerwonym z
przechodzeniem przez barierki wzdłuż asfaltu. Super kamerdolnia, szczególnie w
górnej części. W drodze na Visalaje z rana same rarytasy.
Podjazd pod Biały Krzyż z zerwaniem linki przedniej
przerzutki przy mocowaniu. Postrzępiła się i została na jednym druciku.
Podniosłem przerzutkę 2cm do góry (aby złapać linkę). Zmieniarka w tym
położeniu nie działała za dobrze ale na tyle względnie, że bez problemu dało
się jechać. Za Białym Krzyżem to co najlepsze czyli
singlowo-korzeniście-kamieniście. Uwielbiam.
Dalej już nie było tak kolorowo. Sporo wilgoci, błota,
grzebania się. Po drodze barany...
... a za nimi kilkukilometrowy, rozdeptany przez
nie szlak (a raczej błotnista breja). Przez chatę Kminek (z przerwą na
jedzenie)...
... Masarykovą do Bumbalki. Koniec trasy Dtrtića i przejazd w stronę
Makowskiej Przełęczy przez Trojaćkę. Potem dalej wzdłuż granicy w sporym błocie
i w bardzo mokrych warunkach przez Lemesną z minięciem pięciu czeskich MTBków…
… i przez przełęcz pod nią na stronę słowacką. Pod Hricovcom
początek magistrali.
Na magistrali mokre tereny w lesie (sporo błota i grzebania
się z uślizgami) oraz nieco bardziej suche na otwartych przestrzeniach. Fajne
widoki po drodze na Małą Fatrę i dalsze pasma górskie w kierunku
południowo-zachodnim (w tym na Klak). Na trasie.
Osada Gregusovci i widok na Małą Fatrę.
Dalsze widoczki po drodze. Łysa (na środku) i Travny.
Górki na południowy zachód od Małej Fatry. W tym najwyższa
górka mniej więcej na środku to chyba Klak (1352m n.p.m.).
Trochę po łąkach…
… i w błotku.
Takich bagnistych miejsc w drugiej części magistrali było naprawdę multum. Na zdjęciach nie widać ale piszę poważnie. Co chwilę schodziłem z rowera w pełni podirytowany tym stanem rzeczy.
Kompletne nieporozumienie. Drogi rozjeżdżone, rozorane przez traktory, motory,
quady i inne maszyny. Tor przeszkód czasem nie do obejścia! Po drodze
niezliczone ilości tych pojazdów. Słowacy urządzają sobie tamtędy chyba
rozrywkowe off’roady w ramach niedzielnej rozrywki. Wiele razy krew się we mnie
gotowała… Karabin i strzelać!
Jakubovski Vrch i widok w stronę polskich i czeskich górek.
Skrzyczne, Barania (po prawej), Połomy (po lewej) itd...
Jeszcze raz Mała Fatra przy zachodzie słońca.
Widać też było całkiem wyraźnie Tatry (na horyzoncie).
Jeszcze wygrzebanie się na Chotarny Kopec i w dół do Czadcy.
Z Czadcy już po ciemku do domu. Byłem już dosyć mocno zbity z tropu a więc
jazda kompletnie na luzie.
Po tripie rower do mycia i rozbiórki. Kompletna demolka. Luz na tylnym kole okazał się poluzowanym bębenkiem. Dobrze, że się nie odkręcił bo bym był w czarnej...
Zdemontowałem i
wyczyściłem (najpierw w wodzie, potem w ropie) wszystko prócz bębenka, przedniej piasty i widelca (tego akurat oczywiście
zdjąć musiałem do reanimacji sterów).
Suport się zatarł. Niedawno nabite nowe łożyska przestały się obracać… Pełno
błota w środku. Wspaniały HTII.
Fajne, nowe tereny. Gdyby warunki były trochę bardziej suche
to wspominałbym je milej. A tak to trochę mi czasem poszkubało nerwami… ;). Pod
względem wysiłku (mokre warunki i
kilometry w terenie) zdecydowny trip sezonu. Szkoda, że samemu… Mnóstwo czasu spędzonego przy rowerze. Nie ma jak potripowy (niczym po/przedsezonowy) serwis roweru... 90km (+-5km) w terenie. 100km w pionie w tym roku strzeliło. Więcej fotek (również ze wschodu słońca) tutaj: Fotki
Kilka czeskich górek
-
DST
98.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:21
-
VAVG
15.43km/h
-
Podjazdy
2074m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tylne koło zrobione u Remika. Szprychy ponaciągane. Ostatni odcinek pancerza uszczelniony końcówkami z noskami (nie do zdobycia w Cieszynie!) i koszulką termokurczliwą. Dosyć zmieniania pancerza co każdy błotnisty wypad!
Ostatnio nie mam możliwości na jakiekolwiek aktywności rowerowe. Z pozostałymi też krucho. Szał z eksportami do Włoch. Pełno telefonów. Gorzej z powrotami ale mamy taką stałą jedną robotę no i od 3 tygodni wolne tylko niedziele. Reszta poza granicą :/.
Niedzielne kręcenie po czeskich górkach. Trochę w górę, trochę w dół. Można byłoby prościej no ale trzeba sobie dawać w tyłek i tłuc coś w pionie. Pod Javorovym uratowałem Czecha z urwanym łańcuchem. Nie miał bidula zakuwacza. Strasznie dziękował. Chciał postawić piwo ale... zamiast tego popedałowaliśmy trochę razem. Jazda na tripie kompletnie bez polotu, sił, chęci. Nogi, głowa - nic nie funkcjonowało. Do wymazania!
Z Gutów na Gutskie SIodło, zielonym na Javorovy. Dalej na Sindlenę, pod Kałużny... Sporo błota i "bahna" jak się dowiedziałem od knedli jadących w odwrotnym kieruku.
...pod Ostry...
...w dół do Kosarzysk żółtym i w górę na Kamenity, Slavić, pod Połomy z małym błądzeniem po dzikich trawersach.
Spod Połomów do Moravki i na koniec przeklęty niebieski na Kotaż. Szlag, bo jest skubaniec ambitny w pionie. Wyjechane z 2 czy 3 postojami. Tfu!
Z Kotaża niebieskim do Komornej i do Cieszyna (od Moravki już przy hałasującym napędzie).
Na tripie generalnie padacznie ale morda i tak ucieszona. Przerzutka działa jak ta lala. Poskutkowało z uszczelnieniem.
Po mokrych asfaltach (XC Skoczów+górki)
-
DST
140.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:50
-
VAVG
20.49km/h
-
Podjazdy
2032m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Merida zdefektowała po ostatnim wypadzie na trasę mega maratonu w Istebnej (strzeliła szprycha w tylnym kole przy kołnierzu piasty). Nawet nie wiedziałem kiedy. Mocno popadane, sporo błota w górach więc ruszyłem górską szosę na twarde nawierzchnie. Z Andrzejem i Łukaszem pooglądać zawody XC w Skoczowie. Na starcie patrzę... Biker w ciuchach Remik Bike. Po 10 sekundach kapnąłem się, że obok niego (Bartosza) stał Remik. Trochę pogadaliśmy i wio! Remik na endurowej maszynie Gianta :). Wszystko chyba na XTR.
I Bartosz... Patrzcie na rower - pierwsze kółko! (3x6km). Pełno błota!
Remik dojechał trzeci (na endurówie wypas!)... (rower z błotem).
...a Bartosz w końcówce urwał przerzutkę (nie hak). Wszystko pozaklejane błotem! Dosłownie wszystko. Kółka przerzutek się nie kręciły i wszystko padało. Zwinęliśmy się. Dojechał Waldek i w 4 popedaliliśmy do Ustronia. Cieszyniacy pojechali do domu, Waldek ze mną kawałek dalej i potem już sam na Kubalonkę ul. Kasztanową (shit! - wyryp po płytach jak się patrzy! młynek i zabójcze tętno - nie trzeba jeździć w Żywiecczyznę pod Krawców Wierch). Nigdy już nie pojadę głowną drogą :). W Jaworzynce bardzo trudna trasa górska... Nie ma żatrów ;).
Z Jaworzynki przez Hrczawę, po pagórkach pod górami i na Javorovy na Kofolę (od Istebnej w niewielkim ale jednak deszczu). Widoki żadne. Wszystko w chmurach. Z Javorovego do Cieszyna. Cały mokry..
Trasą mega maratonu MTB w Istebnej
-
DST
133.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
08:11
-
VAVG
16.25km/h
-
Podjazdy
2636m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasą mega maratonu MTB w Istebnej. Może napiszę coś tu więcej wkrótce. Kiepsko z czasem. Rowery się sypią, szprychy pękają po takich tripach i w ogóle. Było grubo. Ekipa chciała mnie zatłuc za tą wyrypkę ale ostatecznie wszyscy zadowoleni!
Moje focisze z tripu tutaj: foty
Filmos :)
Beskid Żywiecki - Rachowiec-Wlk Rycerzowa
-
DST
177.00km
-
Teren
45.00km
-
Czas
10:23
-
VAVG
17.05km/h
-
Podjazdy
3108m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Beskid Żywiecki po raz czwarty. Niesamowite, kultowe, dzikie klimaty tych wspaniałych gór! Wypasiona ekipa 10 osób: ja, dwa Jakuby, Marzena, Grzegorz, dwa Rafały, Arek, Konrad, Kazik (kolejność przypadkowa). Z Cieszyna do Rajczy na zbiórkę tradycyjnie rowerem. Jazda jak to po asfalcie - bez większej euforii ale przyjemnie z miodnymi widokami spod Ochodzitej na Laliki i Rajczę we mgłach. W tle Tatry. Na podziwianiu widoków ktoś mnie z tyłu strąbił :). Okazało się, że to Rafał i Kazik w samochodzie w drodze do Rajczy. Stanęli na chwilę i pooglądaliśmy razem. Warto było wstawać o 4 rano. Na poniższej pierwszej focie po prawej Rachowiec (z widoczną trasą narciarską). Tam jedziemy.
Po zbiórce w Rajczy asfaltami do Soli. Z Soli czerwonym na Rachowiec. Od tego dojazdowego asfaltu z Cieszyna coś mi się mózg zbyt mocno zlansował. Szlak w 100% wyjezdny a ja co chwilę rozczarowywałem siebie samego licznymi podpórkami...
Piękne widoki ze szlaku!
Widok z Rachowca na Ochodzitą. Pod nią robiłem poranne zdjęcia (pierwsze we wpisie).
Z Rachowca czerwonym na Wielką Raczę. Dwa Jakuby z Konradem mieli być przed nami (dojeżdżali do Zwadronia pociągiem i według zasięganych informacji od turystów mieliśmy do nich kilkanaście minut straty) a okazało się, że nas gonili. Twierdzące odpowiedzi piechurów na pytania "Czy mieli takie same koszulki (ze wskazaniem na swoją z bbRiderZ)?" zdawały się być wiarygodne. Guzik!
Kikula z poprzedzającym ją kilkusetmetrowym wypychem. Uhhh!
Hopki, hopeczki ... :).
Singielki... Bajer!!! Czerwony jest super. Jechałem nim kiedyś ale w drugą stronę.
Wielka Racza.
Po zderzeniu się z trójką pościgowców na Wielkiej Raczy chwila na widoczki. Mała Fatra jak na dłoni. Tak jak i inne górki. Beskid Mały, Śląski... Oprócz widoków na góry, dwa Jakuby zachwycały się zagranicznymi, dwoma sarenkami w oczojebnych, kolorowych leginsach. Dziwne takie... jakby upośledzone... ;).
Mała Fatra.
W stronę Przegibka/Wielkiej Rycerzowej podobnie jak całkiem niedawno, tylko nieco bardziej sucho a i tak mokro :P. Polana na tle Małej Fatry. Karel dojeżdża do ekipy.
Po przebojach z "siostrą" posądzającą mnie o robienie bobków na polanie ruszyliśmy dalej... Pomimo tego, że jechałem tam całkiem niedawno, przyjemność z jazdy nie mniejsza. Mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo korzeni i technicznych fragmentów. Klasyk! Karel i Grzegorz w akcji.
Rafał brusi na specu :). Pozytywnie zakręcony chłopak. Miło było mi go poznać całkiem niedawno!
Na Przegibku mały popas. Zupy i bułki na pochylonym stole. Podkładanie rękawiczek i inne cudne rzeczy :). Park maszyn :).
Z Przegibka pod Rycerzową. Ze względu na konieczny wypych objechaliśmy boczkiem pod bacówkę.
5zł :)
Wielka Rycerzowa
Arek, Konrad, Rafał na tle Babiej...
Mała Rycerzowa
Pod bacówką. Pełny, uchichany skład :).
Spod Rycerzowej czerwonym do Rajczy. Super!
W Rajczy pożegnanie. Pojechałem przez Laliki do domu. W Lalikach postałem 40min bo dopadł mnie deszcz. I tak musiałem coś przekąsić, bo nie było z czego kręcić. Z Lalików do Cieszyna już po mokrym asfalcie.
Widok spod Ochodzitej na czeskie górki. Kozubowa, Javorovy i inne...
Kazik postarał się jak zwykle o film! Warto pooglądać. Fajna produkcja :).
Teraz mam niewielki wysyp rowerów. W Kellysie padło dolne łożysko sterów (całkiem niedawno serwisowane - zgniło od syfu). Naprawiłem. W Meridzie po tripie luz na tylnym kole na konusach. Z czasem ostatnio kiepsko :(. Rower (a właściwie trzy rowery) pucowałem po tygodniu po ciemku. Zaraz po tej rozrywce tylna piasta w Meridzie do roboty... Takie tam późno-wieczorne piątkowe posiedzenie zaraz po powrocie z Włoch. Dzieki wszystkim za tripa!
Dane z navime przekłamane i nieprawdziwe (czas trwania, data). GPS inicjalizował mi się przy oknie (po ostatnim, włoskim bieganiu) i zapisał 1 punkt śladu po 23 w sobotę :). Stąd te prawie 21h trwania.
Koziniec
-
DST
47.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
18.93km/h
-
Podjazdy
652m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielny wycieczkowy trip z Ludziem na Koziniec. Do południa padało. Po południu też, pogoda niepewna... Planowałem w końcu asfaltem na Javorovy ale pod wieczór było zbyt mało czasu i wyszedł Koziniec.
Z Kozińca w stronę Tyry szutrówami...
Z Tyry do domu między ślimaczkami ;). "fuuuuujjjjj..."... :D