Velky Krivań - Mała Fatra
-
DST
227.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
12:21
-
VAVG
18.38km/h
-
Podjazdy
3330m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tyle razy ją widać z wyższych szczytów a rzadko człowiek ma okazję być w tych jakże świetnych górach! Swoją drogą nie pamiętam kiedy i czy w ogóle tam byłem. Mowa o niczym innym niż o Małej Fatrze na Słowacji. To stosunkowo niewielkie powierzchniowo ale niezwykle urokliwe pasmo górskie ze szczytami o wysokości 1600-1700m n.p.m. na wschód od Żyliny. Wycieczka kompletnie (pisząc i przepraszając za kolokwializmy) zerżnięta od Daniela, który robił to dwa lata temu. Jego wpis tutaj. Dzięki Daniel za ten czaderski pomysł! Siedział mi w głowie od momentu przeczytania Twojego wpisu.
Trasę nieco zmodyfikowałem dokładając małą przełęcz wynikającą z beznadziejnego szosowego odcinka koło Streczna. Wąwóz, naprzemiennie po dwa pasy ruchu w każdym kierunku i nie ma gdzie uciekać na solowym odcinku w konfrontacji z samochodem ciężarowym (potocznie zwanym nielubianym przeze mnie określeniem "tirem").
Wyjazd ok. 3:30 po 1,5h spania (po meczu o trzecie miejsce na MŚ w Brazylii). W nocy spoko, bez ruchu, bokami na przejście Szańce.
Dalej kontynuacja zdzierania terenowych opon po słowackich, głównie bocznych asfaltach do Żyliny. Jakoś zaczęło mnie łamać spanie chyba z powodu braku urozmaicenia terenu. Zamek Budatin a przy nim kawa z automatu i snickers. Wróciłem do życia :).
Z Żyliny północną stroną rzeki Vah i dalej wzdłuż wałów do wylotu z miasta w stronę Martina. Przelot przez głowną drogę koło elektrowni wodnej i asfaltem do wioski Trnove. Asfalt się skończył na rzecz "terenu". Celowo w cudzysłowiu bo początek stanowił gruz i jeden wielki bajzel na ścieżce rozjeżdżonej przez traktory. Szlak niby zielony ale oznaczenia na drzewach wydawały się przekazywać informację "Jedź mniej więcej w tamtym kierunku". Kompletnie co innego niż w Czechach! Dzikie, polne drogi. Jazda na czuja i według Garmina. Przydatne urządzenie w takich momentach. Na fotce poniżej z tyłu z kominami miasto Żylina.
Szlak zielony (po prawej na drzewie) wymagał przedzierania się przez "nieco" rozrośnięte samosiejki. Zdębiałem :). Chyba nikt tamtędy nie chodzi.
Z pomocą Garmina wjechałem na nieco podniszczony ale łagodny asfalt i zacząłem powoli wspinać się na przełęcz Javorina. Fajne widoki po drodze. W dole ponownie Żylina.
Sedlo Javorina (967 m.n.p.m.)
Są drogowskazy na Velką Lukę na której byłem (również za inspiracją Daniela) w zeszłym roku.
Na tablicach na przełęczy opisana była krótka historia walk podczas II wojny światowej w tym zachodnim paśmie Małej Fatry. Okazało się, że nieco wyżej na szczycie jest pomnik ofiar. Podjechałem jeszcze trochę do góry.
Szczyt góry Połom (1069m n.p.m.) i pomnik ofiar skutecznej obrony przed przeciwnikiem.
Z przełęczy dość ostry podjazd, minięcie ze słowackim rowerzystą i wlot na szutrówę.
Na poniższej focie, po lewej zaraz przy leśnym zboczu ten szary, kwadratowy obszar w dolinie to fabryka KIA w Teplicka nad Vahom koło Żyliny. Składają tam m.i.n. Kię Ceed, Sportage i Vengę... A górki z tyłu do Góry Kysuckie. Te wyższe około 800-900m n.p.m. Nazwa pochodzi chyba od rzeki Kysucy, która płynie sobie doliną :).
Wschodnia częśc Małej Fatry widziana z zachodniej części :). Obie są rozdzielone wąwozem w którym płynie rzeka Vah (po polskiemu Wag). Już nie mogłem się doczekać :).
Trochę dalej. Już po minięciu wąwozu (tego którego uniknąłem) długa dolina - na południe od Małej Fatry. Miejscowości Vrutky (widać w dole po prawej), dalej niewidoczny Martin i gdzieś tam dalej daleko z tyłu jest Rużomberok, Liptowski Mikulasz, Poprad... W dole widoczna autostrada D1 (w budowie). Ma połączyć Żylinę właśnie z Rużomberokiem (tunel pod Małą Fatrą). Po prawej Velka Fatra.
Trochę na lewo... ;))))) Mała Fatra jest piękna! Ten szczyt w samym tyle to bodajże Velky Krivań - cel mojej wycieczki. Ciut na lewo od niego Mały Krywań. Tak mi na to wygląda z rozpoznania kształtów.
Szutrówami i drogami zwózkowymi zjechałem do doliny i mieściny Vrutky przed Martinem. Tak cieszyła mi się micha na ścieżce rowerowej wzdłuż kanału obok rzeki Vah. Sporo rowerzystów!
Wielka Fatra.
Podjazd do Chaty pod Chlebom analogicznie jak Daniel. Chyba jedyna możliwa droga prowadząca na wysokość 1400-1500m n.p.m. Zniszczony asfalt zmieniający się w szuter a potem większe kamienie. Sporo również śmieci po leśnikach na tej ścieżce (kora, gałęzie w dalszej części).
Widoczki na Wielką Fatrę z podjazdu.
Niemiłosiernie ciągnący się łagodny trawers...
Napotkani po drodze dwaj Słowacy z Bratysławy. Bez kasków. Jeden na rowerze z kołami 28 cali na wąskich oponach. Bez komentarza. To, że mają w okolicy słowackiej stolicy górki 600m n.p.m. (tak mówili) nie zwalnia z myślenia! :). Ale fajnie się gadało. Wpadli na kilka dni na Małą Fatrę (do wtorku). Ujechałem z nimi do Chaty pod Chlebom.
Jeszcze jeden widok. Dostrzegalny trawers którym jechałem nieco wcześniej.
Chata pod Chlebom.
Z tyłu Chleb (1646 m.n.p.m.)
A to ja i mój cel wycieczki. Velky Krivań (1709m.n.p.m.)
Z Chaty pod Chlebom na Snilovske Sedlo już nielegalnie (zakaz poruszania się na rowerze). Świetny szlak w 100% wyjezdny. Tutaj akurat najwygodniejsza jego część. Ale są też i kamienie na których trzeba trochę powalczyć :).
Snilovske Sedlo (1524 m.n.p.m.).
Od prawej - Stoh, za mną Południowy Groń, po lewej Velky Rozsutec.
Pod Velkym Krivaniem widok na Mały Krywań - ten najwyższy.
Jeszcze raz Stoh i Wielki Rozsutec. W dole górna stacja kolei linowej biegnącej od doliny Vratna koło Terchovej.
Jest szczyt :). W dole przejeżdżany przeze mnie szlak Chata pod Chlebom - Snilovske Sedlo.
Panorama ze szczytu Velkego Krivania. Na środku Chleb, zaraz po lewej od niego Hromove, Stoh i Wielki Rozsutec.
W stronę Małego Krywania zieleń w słońcu wręcz raziła po oczach.
Z Wielkiego Krywania widocznym na powyższym zdjęciu grzbietem w stronę zielonego szlaku przez przełęcz Bublen.
Jeszcze rzut okiem za siebie na Velky Krivań.
I jeszcze pasmo Małego nico niżej.
Skąpy odcinek zjazdowy. Prawie wszystko sprowadzane. Wąsko, kosodrzewina. Północne szlaki absolutnie tylko i wyłącznie na pieszo. Stromo, ślisko, katorga w butach SPD! Schodziłem trochę zniesmaczony...
Do doliny jakoś poszło. W dole już asfalty. Jeszcze przelot przez przełęcz Lutiska i w dół w stronę Krasna nad Kysucą. Fajna ścieżka rowerowa wzdłuż rzeki Bystrica. Wstąpiłem do "cyklobaru" na kofolę za 1 eur :). Na owej ścieżce porażające wręcz ilości ludzi na rowerach/rolkach jak i tych butujących :) z rodzinami.
Z Krasna nad Kysucą przez Czadcę, Szańce, Jabłonków do domu. Warto było zdzierać terenowe opony dla tak świetnych widoków! Mała Fatra poraża wręcz swoim klimatem. Pomimo kiepskiego zejścia jestem absolutnie zadowolony z tego wypadu!
Na sam koniec warte odnotowania, niestety smutne wieści. 10 dni po moim wypadzie na Małą Fatrę pasmo to nawiedziła potężna nawanica. Spadło 70 litrów deszczu na metr kwadratowy w przeciągu 1-1,5 godziny. Taka ilość deszczu w krótkim czasie spowodowała osunięcia się północnych, stromych zboczy w efekcie czego powstały lawiny błotne.
Foty zapożyczone z facebookowego profilu "Vratna".
Na poniższym zdjęciu po prawej Chleb, po lewej Hromove. Ogromne ilości zsuniętej darni.
Powyższa fotka przedstawia zaznaczone strzałkami rejony osuwisk widoczne z górnej stacji kolejki. Widok z tej samej perspektywy co na poniższym zdjęciu (zacienione rejony zbocza zaraz obok słupa ze znakami). Widać chatę z której zrobiono powyższą fotę.
Na środku Stoh, po lewej w chmurach Velky Rozsutec i te potężne osuwiska na pierwszym planie.
Wszystko ze zboczy "zjechało" do doliny kompletnie ją dewastując. Totalny kataklizm. Chyba 4 ofiary śmiertelne, 120 ludzi ewakuowanych. Kompletnie zniszczona dolna stacja kolei linowej.
40 porwanych samochodów przez lawiny błotne i rwące potoki...
Kompletnie znoszczona jedyna droga dojazdowa do doliny...
O tej katastrofie było bardzo głośno w polskich stacjach radiowych, szczególnie w RMFie. Dziennikarze podkreślali, że dolina Vratna to jedna z największych atrakcji turystycznych na Słowacji. Trudno się z tym nie zgodzić. Treaz trwa wielkie sprzątanie i liczenie strat... :(.
Wystarczy pooglądać film aby próbować zrozumieć co tam się stało...
Dwa klasyki po Beskidzie Śląskim
-
DST
117.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
07:43
-
VAVG
15.16km/h
-
Podjazdy
2573m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Umówiony trip z Marzeną i Grześkiem po Śląskim klasyku. Do ekipy dołączył Andrzej. Super! Spotkanie pod Małą Czantorią i plany przejazdu w stronę Stożka. Wcześniej na drodze do Dzięgielowa poddenerwował mnie jeden 28-calowiec na wąskich oponach. Dobry był z niego agent. Na terenowym klocku po asfalcie noga mnie mocno poświerzbiła. Potem skręciłem na terenowy wariant do Dzięgielowa. Na dzień dobry Marzena wtarabaniła mi na plecy swój plecak, bo ja nie brałem... Mój początek kompletnie beznadziejny. Noga to jeden wielki muł. Wydaje mi się, że słabo pojadłem, bo to było coś okropnego. Jeszcze szwankująca przerzutka z tyłu...
Na Małej Czantorii fajne widoki!
Marzen też cieszyła michę.
Elementy... jogi?
W dół i na Wielką Czantorię. Trochę z buta.
Szczyt.
Zjazd w stronę przełęczy Beskidek i Soszowa w końcówce jak zwykle rodzi spore ilości adrenaliny. Ekipa pojechała boczkiem a ja po stromej kiepie najeżonej kamieniami. Zawsze bawi mnie tam widok przerażonych pieszych turystów :). Zjechane z tyłkiem zaraz nad tylnym kołem.
Krótka przerwa po wyjeździe na szczyt Soszowa.
Dalej na Stożek Mały. Marzena z Andrzejem pojechała trawersem na Filipkę a my z Grzegorzem... no właśnie. Człowiek z BB musi uświadamiać mi jaki genialny singiel prowadzi zielonym szlakiem do doliny Nydka! Moja osobista porażka, że nigdy wcześniej go nie spróbowałem. Istny armageddon i poezja :). Z doliny Nydka zielonym na Filipkę. Kapało z łokci, czoła i w ogóle ze wszystkiego. Na Filipce bryndzowe Holuśky. Dobre i syte! Aha,no i 2 kofole.
Po jedzeniu od razu poczułem to czego nie miałem na początku. Znacznie lepsza jazda i w ogóle większe chęci do kręcenia. Z Filipki zielonym z dół (z wyrazami wdzięczności ze strony Marzeny dla Andrzeja, że nie musiała nim podjeżdżać :) ) i w górę wygodnymi szutrówami ponownie na Soszów.
Z Soszowa na Beskidek i w dół do Jawornika.
Przelot przez Ustroń, pożegnanie z Andrzejem i przez Jaszowiec do Brennej pomoczyć spocone ciało w chłodnej wodzie :).
Taki niewyraźny byłem z rana...
Gruppen foto.
Mój przypływ energii po jedzeniu i moczeniu był tak duży, że zacząłem namawiać Marzenę i Grześka na coś jeszcze. Nie dali się przekonać a ja miałem wizję jakiegoś dodatkowego potłuczenia się. Pożegnaliśmy się i pociorałem wałem do Brennej Leśnicy. Stamtąd zielonym pod Trzy Kopce. Znowu mokry. Tylko, że od potu. Kap kap z nosa...
Spod Trzech Kopców miodnym terenem na Orłową...
... i na Równicę (szczyt).
Błatnia z Równicy. Widać schronisko trochę na lewo od polany.
Zjazd z Równicy świetnym zółtym. W końcówce bardzo ciekawie. Dalej do domu oklepaną, boczną drogą. Fajny trip z kompletnie dwoma odmiennymi odczuciami z jazdy... Dzięki za współną jazdę.
Brenna Lesnica
-
DST
75.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
03:14
-
VAVG
23.20km/h
-
Podjazdy
723m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Brenna Leśnica w sobotę 19.07.14. Zapomniałem o wpisie w związku z tym wypadem. Zawody w koszeniu łąki, wspinaniu sie na pal i kulaniu balotów. Bawiłem się cyfrowym, starszym lustrem Sony Alpha 200. Foty u brata. Może później tu coś wrzucę (jak je zdobedę). Tymczasem mam mały zamęt i mało czasu na jakąś większą opisówkę.
zamoczyć nogi i tyłek w Adriatyku
-
DST
21.00km
-
Czas
00:57
-
VAVG
22.11km/h
-
Podjazdy
26m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kompletny zbieg okolicznośći i w drodze powrotnej zrobiłem to samo co we wtorek. Tyle, że już nieco popływałem. Profil wysokościowy budzi podziw. Od depresji po prawie 8m n.p.m... :). Wyryp.
zamoczyć nogi w Adriatyku :)
-
DST
27.00km
-
Czas
01:03
-
VAVG
25.71km/h
-
Podjazdy
19m
-
Sprzęt Górska szosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przerwa w jeździe na południe Włoch. W sandałach i po cywilu nad Adriatyk pomoczyć szłapy w słonej wodzie :). Jakieś krzaki wyszły na Garminie. Nie wiem o co chodzi :). Chyba z powodu przewyższeń. Całe 19 m w pionie! :))))
Kozubova, Kałużny, Praszywa
-
DST
76.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:42
-
VAVG
16.17km/h
-
Podjazdy
1492m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
W niedzielę zaspało mi się na kręcenie z bbRiderZami i pojechałem z paczką cieszynską w bliskie, czeskie góry. Nowi ludzie, nowe kontakty. Fajnie! Na Kozubovą inaczej niż dzień wcześniej. Potem po klasyku do Praszywej częściowo w deszczu.
Fotki tutaj.
Kozubva, Slavić, Biały Krzyż
-
DST
102.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:01
-
VAVG
14.54km/h
-
Podjazdy
1546m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Cieszyn-Kozubova-Slavić-Pod Mały Połom-Biały Krzyż-Visalaje-Komorna-Cieszyn z Ludziem.
Mnóstwo fociszy tutaj: foty.
Stożek-Barania Góra
-
DST
98.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
05:48
-
VAVG
16.90km/h
-
Podjazdy
1594m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po turystycznej sobocie przylazła mi ochota na konkretniejszy teren. Klasyczny, czerwony szlak Stożek - Kubalonka (absolutny mój fenomen w Beskidzie Śląskim). Nie ma chyba takiego drugiego. Jest rewelacyjny technicznie! Od Jabłonkowa żółtym (starym, bo nowy poprowadzili szutrówą!). Błeee.
Pod Zimnym.
Z Groniczka z przełęczy szlakiem niebieskim kawałek za Stożek. Trochę za inspiracją Arka. Jest wyryp! Na dwa razy poszło. W przerwie na złapanie oddechu.
A tu już zabawy na czerwonym. Mniam!
Jest po prostu odlot. Rewelacja!
Widok z Kiczor/Kiczorów. Po lewej schrnisko na Stożku. Po prawej w oddali Czantoria.
Mała rąbanka :). Świetne, techniczne, trudne dla mnie zjazdy. Ale widok przerażonych ludzi (pieszych) jak człowiek tłucze się po tej telewizorni jest bezcenny :). A tu sama przyjemność.
Po zjeździe troche niżej przeżywam szok. Wyrąbali szeroką szutrówę i rąbnęli na niej czerwony szlak na Kubalonkę. 2 godziny! Pojechałem starym. O wiele ciekawiej.
Taka fajna ścieżka wzdłuż płotu - stary szlak czerwony.
Z Kiczorów na Kubalokę jest niby 1h 50min z buta. Rowerem... 20 minut bez spiny :).
Przelot przez Stecówkę i w stronę Baraniej Góry.
Z Przysłopa na Barnią czerwonym jak to zwykle bywa czyli... oraczka. Coś z buta... coś w siodle. Szukałem w lesie alternatywy wzdłuż wyiągu ale nie znalazłem
Nie da rady po kamieniach to trzba po korzeniach. Jakieś 70% podjazdu na Baranią pokonałem w siodle. Podobało mi się! Grunt, że było sucho.
Skrzyczne (z wieży).
Po lewej Babia Góra.
Zjazd z Baraniej przebajerancko-wyrypowym niebieskim. Coool. W dwóch miejscach sprowdziłem, bo był taki uskok na korzeniach, że zrobiłbym OTB.
Nie ma co! Dobry teren to jest to :). Można dosta oczopląsu.
Jeszcze Kaskady Rodła na Białej Wisełce.
Trip - rewelacja. Super!
Girova, Hrczawa, Szańce
-
DST
113.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
07:36
-
VAVG
14.87km/h
-
Podjazdy
1563m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczkowo, towarzysko z Ludziem. Na Girovą szlakiem niebieskim. Potem do Hrczawy, przez Przełęcz Jabłonkowską, przez Szańce kawałek na stronę Słowacką i do Cieszyna.
Muzeum wojskowe w Jabłonkowie Navsi. Jakiś klub zwiedzał maszynerię wojenną. Załapaliśmy się na ową okazję.
Ja i Rudy 102 :).
Ludź chętnie połaził po czołgach ale i tak myślał głównie o... jedzeniu... ;).
Myśl o jedzeniu nie wytrąciła towarzyszki wycieczki ze spostrzegawczości! W Jabłonkowie już w stronę Girovej taka oto modelka! Skubana oskubie wszystko co zielone!
W drodze na Girovą. Genialny szlak niebieski i czerwony :).
Szczyt Girovej. Podjeżdżałem 2 razy i za każdym razem kapitulowałem przed trochę bardziej korzenną końcówką. Nic tak nie zbija z tropu jak głęboki oddech, stroma sztajfa i jeszcze stromsza końcówka właśnie z korzeniami. No way! Nie dla mnie!
Podjazd. W ogóle nie widać stromizny.
Z Girovej w stronę Komorowskiego Gronia z super klimatem na szlaku czerwonym :).
Wspólne foto zrobione przez sympatyczną bikerkę wylegującą się na łące. Po lewej w oddali Wielka Racza.
Szańce i pamiątka przyrodnicza. Kamenne Gule - Megonky. Takie tam formy skalne :).
To już strona słowacka.
I pod Wielkim Połomem na dół do Jabłonkowa.
Fajny trip. Super okolice na dewa kółka i picząti śmigania po górkach.
Trzy Kopce od Brennej, Stożek, Soszów
-
DST
92.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:48
-
VAVG
3:07min/km
-
Podjazdy
1774m
Niedzielny popołudniowy trip. Pogoda do godzin południowych była niepewna. Przelotny deszcz nie zachęcał do ruszenia tyłka z domu. Ale ostatecznie wyjechałem. Z Cieszyna bokami do Brennej gdzie wbiłem na ślad jakubiszona, który atakował całkiem niedawno Trzy Kopce od Leśnicy (z późniejszym defektem sprężyny w tylnej przerzutce). Wjazd ulicą Świniorka. Fajny podjazd, choć trochę krótki i mało ambitny terenowo (w dalszej części po szutrze i gruncie), ale ok!! Czuć nogi :).
Dotrałem do szlaku Równica-Orłowa-Trzy kopce - Salmopol.
Czantoria z widoczną czerwoną - boczną trasą narciarską.
Jakubiszon ujechał kawałek szlakiem i zjechał do Gołębiewskiego aby potem sprawdzić żółty, płytowy pod Trzy Kopce. Ja miałem inne plany więc nie zjeżdżałem. Tym bardziej, że w dół jest chyba asfalt. Popedaliłem po trasie bikemaratonu na Trzy Kopce.
Trzy Kopce Wiślańskie.
A tam na prosto na Stożku będę za godzinę :). No może ciut dłużej niż godzinę. To jest ta niesamowita moc roweru - zdolność do szybkiego przemieszczania się!!!
Ujechałem kawałek szlakiem w stronę Salmopolu i zjechałem czarnym w dół do Wisły Gościejów. Początek (górna część) myślę do podjechania! Im dalej w dół tym czar fajnego szlaku prysnął. Rąbanka po mocno przeoranym - wypłukanym przez wodę terenie. Stromo. Nie do wyjechania!
Przejechałem przez Wisłę i od Dziechcinki niebieskim na Stożek. Milion razy przemieszczałem się tam z buta ale nigdy na rowerze. Początek asfaltowo-szutrowy. Fajne widoki na Baranią Górę i skocznię w Wiśle Malince.
Początek tego, co lubimy najbardziej :).
Wszystko szło super. W siodle, aż do poniższego miejsca. Końcowy zakręt przed wjechaniem na kawałek po betonowych płytach. Moze niezbyt stromo ale sporo luźnych kamieni. 3x próbowałem. Ni ch...olera nie dałem rady.
Drożdżówka Brejk.
Podjazd pod Stożek jak zwykle do połowy równolegle do szlaku przy słupkach granicznych. Łeb przy kierownicy (bo inaczej się nie da) ale nogi zdechły. Na Stożku.
Potem zjazd w dół w stronę Soszowa... Micha się cieszy i o to chodzi! :)
Panorama z Cieślara na Błatnie, Klimczoki i Szyndzielnie.
Soszów.
Z Soszowa w stronę Przełęczy Beskidek i zjazd zielonym. Mocno rozorany ale fun niesamowity. Przetrzepało wnętrzności.
Trochę soli na rękawkach pozostało :).
Akumulatory przed trasą do Włoch naładowane. Nie dolało.