Marek87 prowadzi tutaj blog rowerowy

Pod Małą Czantorią

  • DST 52.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 15.92km/h
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 czerwca 2014 | dodano: 26.06.2014

Wpis (jak ostatnie) z małym poślizgiem. Po sobotnim parkrunie (bieg z pomiarem czasu na 5km) na którym urwałem 16 sekund względem mojego debiutu (22:14 vs. 21:58) pojechaliśmy jeszcze z Ludziem na szybciora, bez pomysłu pod Budzin i pod Małą Czantorię pojeździć trochę po szutrówach. Swoją drogą Ludź też ambitnie pobiegał i wykręcił życiówę :). Przez Puńców, Dzięgielów pod Budzin i dalej szutrówami do Nydku. Taka sobie wycieczka z odrobiną przyjemnych podjazdów. 
Już na zjeździe do Nydka owce. Jakieś takie dziwne.

Też miałem siłę przebicia. A co! Dobra trawka nie jest zła. Aaaaa teraz mi się przypomniało. Polecam nagranie detektywa inwektywa w Radiu Wawa :). Trochę niżej. Sporo śmiechu :).


Wapienne piece.


Dzięki za wspólne rowerowanie.



Filipka, Bahenec

  • DST 80.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:23
  • VAVG 14.86km/h
  • Podjazdy 1165m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 czerwca 2014 | dodano: 22.06.2014

Boże Ciało a więc czwartek wolny. Dalsza część powolnego wkręcania Ludzia w teren. Filipka i Bagieniec. Poczatkowo przyjemny terenowy gratis wokół Praszywej Hory. Potem do Nydku i asfaltowo-szutrową drogą na Filipkę.
Chata na Filipce. Bryndzowych Holuszek nie było. Tylko w weekend. Ale kofola siadła.

Stożek po prawej.

Z Filipki na Behenec po Stopach Hutnictvi. Spoko :).

Kręcim, jedziem...

Uuuuupppssss. Zboczyliśmy na czerwony - trochę poniszczony... :)

W buszu :). Conieco zarośnięty singiel.

Jeszcze kilka kilometrów i jesteśmy na Bagieńcu. Jak zwykle przy takiej pogodzie bajeranckie widoki.

Panoramicznie.

Popas i odpoczynek.

Z Bagieńca niebieskim w dół. "Przecież tu się nie da jechać!".

Zjechać w dół, żeby mieć fotkę (powrót po aparat).

Klimatycznie.


I jeszcze mój świetny tyłek :).

Rewelacyjny jest niebieski w lesie. I w jedną i w drugą stronę. Końcówka w górę trochę bardziej kamienista (kilka fotek wyżej).


500m od domu urwała mi się lewa śruba mocująca ramię korby do osi suportu. Znowu byłoby holowanie... :). Bóg świecił nad kolejną Kellysowską kompromitacją :).





Trawersowo - trzepaczkowo

  • DST 82.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:02
  • VAVG 13.59km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 czerwca 2014 | dodano: 22.06.2014

Niedzielna wycieczka z Ludziem na rozruszanie klepet po Drtiću. Założyłem do Superiora terenowe lacze więc już nie ma zmiłuj :P. Unikamy asfaltów :).
Z Cieszyna przez Ropice do Komornej. Od Komornej szutrami w terenie przez Mały Javorovy, pod Kałużny i na Ostry.
Początki trawersów.

Ale i trochę asfaltu...

Na Javorovy już niedaleko ale cos trzeba jeszczę podjechać :).

Padło na przyjemny, klasyczny, niebieski szlak od dolnej stacji wyciągu przy trasie czerwonej. Z dwoma postojami, ale jak na ten zbyt duży rower poszło jak burza :). Od Gutskiego Siodła (tego wyżej) praktycznie bez postoju na szczyt. A końcówka na zakręcie jest ambitna jak na początek!

Z Małego Javorovego w stronę Kałużnego/Ostrego po biegowej trasie narciarskiej. Czesi robią niezłe "jaja" z trawersowymi szutrówami. Następnym razem założę semi slicki. Fota poniżej - wysokość 880m n.p.m.

Więcej? Wysokość podobna.

Przy chacie pod Ostrym był tradycyjny pies.


Przyjemny trip wycieczkowy. Ludź się trochę wytrzepał na wertepach i tylko on(a) wie jakie były tego efekty cielesne :). Hihi :). Trzeba się przyzwyczaić :).



Koprivnicky Drtić 2014

  • DST 120.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 07:46
  • VAVG 15.45km/h
  • Podjazdy 3554m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 czerwca 2014 | dodano: 22.06.2014

14 czerwca przyszła pora na ponowne objechanie niezawodniczego maratonu na orientację w Koprzywnicy - Koprivnicky Drtić 2014. 17 edycja imprezy. Udało mi sie zwerbować kilka osób z Bielska na tą świetną, rowerową rozrywko-wyrypę. Razem było nas... 13 osób z Polski. Impreza, ku mojemu zaskoczeniu, została dzięki temu mianowana na tą z "międzynarodowym charakterem" - jak to napisali czesi na stronie internetowej UM w Koprzywnicy.
Trasa jak w zeszłym roku (zmieniają co 2 lata) a więc wiedziałem mniej więcej co mnie czeka. 840 ludzi na starcie. 120km i 3600m w pionie. Teren urozmaicony ze zdecydowaną większością różnorodnego terenu. Od szutrów po korzenną rąbankę.
Tegorocznej edycji nie zamierzałem przejechać jak w zeszłym roku. Pojechałem swoim tempem, które mi pasiło.
No to "let's go!".


Tomek z Pawłem na czele nie dławią się kurzem :).


Sporo ludu :-).

Na pierwszy odstrzał Ondrejnik i zonk - nie ma pieczątki aby udokumentować punkt kontrolny. Trochę się zamotałem, pojechałem tam gdzie inni (asfaltem w dół) a tymczasem Tomek z Pawłem brusili w dół niebieskim po miodnej sekcji korzennej. Ehhh jak bardzo żałuję... :(.


Inni mieli niezłe przygody na tym zjeździe. Piękny OTB! Rodzynek! Zdrowo wygrzmocił :).

Z Ondrzejnika do Frydlantu i na Łysą niebieskim i tak jak w zeszłym roku bufet piwny na końcu asfaltu. Trochę "zgrzeszyłem"... No nie mogłem odpuścić tego jednego razu :)!

Po wjeździe w teren coś mi to nie szło :). Hyhyyyy :).

Zlałem się potem (trwało to 15 minut) ale w ogóle nie straciłem sił ani chęci do jazdy. Potem po trawersie jechało mi się wybornie. Wyprzedziłem niezłą liczbę bikerów.
Drugi punkt kontrolny: Łysa Góra z poprzedzającą ją dwukilometrową dawką podjazdowego asfaltu.

Z Łysej częściowo asfaltem a częściowo czerwonym z wiatrołomami. Potem na Visalaje i Biały Krzyż.


PK 3. Chata Sulov. Biały Krzyż. Tam trochę większe jedzenie i uzupełnienie bidnów.

Z Białego Krzyża w stronę chaty Kminek (PK4). Względem zeszłego roku tak samo perfekcyjnie (pod względem terenu) i ze znacznie większym zapałem. Po drodze trochę popadało. Szybko zleciało do czwartego punktu kontrolnego. Potem przez Bumbalkę do chaty Trestik (PK5).
Tomek na trasie.

Z chaty Trestik rewelacyjnie na Martinak (PK6) (wszystko szlakami) i tam niezła niespodzianka. Kładę rower na asfalcie, idę po pieczątkę i słyszę: "Ooooo, Mareeekkk". A zza rogu wyłaniają się Tomek i Paweł :). Fajnie jechało się im razem, choć w dwóch miejscach na krótko zboczyli z trasy (trzeba było uważać,bo oznaczenia nie były tak oczywiste i wyraźne jak na stricte ścigowych maratonach). Resztę tripu pojechaliśmy w trójkę. Paweł dostał trochę w kość na nieblokowanym fullu, ale w kupie jechało się git przy już nieźle hałasujących napędach :).
Ostatni PK - Pustevny. Pieczątka, baton, banan i w dół w stronę Frensztatu.
2 bbRiderZy + trzeci robiący fotę na Pustevnym :).

Paweł na fullu na zjeździe odjechał w cholerę i szybko zgubił mi się z oczu. Tomek nieco wolniej ale również odchodził mi znacznie. Mógłbym szybciej ale jakoś tak nie chciałem. Dojazd do Frensztatu bokami wzdłuż rzeki po czerwonym szlaku w świetnej ekipie z Tomkiem i kilkoma Czechami. Fajnie się śmigało po niezłych, płaskich, singlowych ścieżkach! Do podjazdu pozostała jeszcze początkowa przełęcz (Janikovo Sedlo). Na dojazdowym asfalcie czeska ekipa trochę puchnęła. Widziałem, że nieźle się mordują pod małe wzniesienia. Wjechaliśmy w podjazdowy teren i ze sporej ekipy pozostała nas trójka. Ja, Tomek i jeden knedel. Tylna zmieniarka kompletnie szwankowała, ale w miarę ambitnie deptałem po poedałach. Wyjazd na przełęcz, zjazd asfaltem i już jesteśmy na mecie :). Paweł już czekał kilka minut. Jest godzina 16. W zeszłym roku byłem na mecie o 19 :). Mało ludzi na stadionie. Może będzie pierwsza 50?

Tradycyjny poczęstunek śliwowicą po zawieszeniu medali na szyjach :). Nie skosztowałem, bo byłem kierujący. Poza tym nie cierpię mocniejszego...

Ekipa cieszyńska również dojechała cało. Wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni!

Jest i kompletnie wzruszona Marzena z Grzegorzem :). Marzen - gratulacje za osiągnięty cel tego roku!!!! Grzegorz - Tobie też za przyczynienie się do tego sukcesu!!!!

Jest "medail", podbita mapa (prócz Ondrejnika bez pieczątki) i trochę zmechacona pamiątka z kierownicy.



Impreza absolutnie rewelacyjna. Niskie wpisowe (200kć). Masa normalnych ludzi jadących w myśl tej samej idei! Pogoda świetna. Nie doświadczyłem ulewy, którą mieli niektórzy z nas. Jazda w moim wykonaniu znacznie lepsza niż rok temu. Po opublikowaniu wyników okazało się, że byłem 33-35 (przyjechaliśmy razem w trójkę) na mecie wśród tych ponad 840 startujących (http://drticbike.cz/drtic/2014/listina.htm). Ale powiedzmy sobie szczerze... Widok prowadzonych wypasionych Speców pod niewielkie wzniesienie całkowicie do wyjechania dużo w tym tłumaczy. Niektórzy odwalali niezłą kaszanę na świetnych rowerach. Straciłem do zwycięzcy niecałe 2 godziny. Jestem w pełni usatysfakcjonowany! Było warto! W przyszłym roku tam wrócę! :)



Beskid Żywiecki cz.2

  • DST 166.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 09:54
  • VAVG 16.77km/h
  • Podjazdy 2470m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano: 14.06.2014

Po tułaczce w Wiśle następnego dnia kolejny wypad w Beskid Żywiecki. Tym razem klasyk nr 2. Z Ujsół przez Kubiesówkę (dobry podjazd po płytach), Krawców Wierch po Halę Miziową (granicznym szlakiem). Z Miziowej powrót przez Rysiankę, Lipowską i żółtym do Rajczy. Wyjazd przed piątą, spora, bielsko-cieszyńska ekipa na szlaku i pościg w wykonaniu Karela i Jakubiszona :). Miodzio. Więcej takich wypadów szczególnie przy takiej pogodzie.

Po wyjeździe po płytach. Dają w tyłek! 28 stopni nachylenia.

Pierwsze widoki. Tam w samym tyle od lewej Barania Góra a po prawej obok niej Skrzyczne.

Mała Fatra z Krawcowego Wierchu.


Panorama.

Na granicznym sporo wiatrołomów, które trochę psuły jazdę. Sam szlak jest jednak fenomenalny. Rewelacja!

Andrychowsko-Czeniecka pogoń nas dojechała.
Karel i ten (jakubiszon), którego czynnikiem napędowym jest chyba piwo... ;). Jemu to wszystko wchodziło tego dnia w nogi. Podjazdy po takiej kamerdolni, że szok. Po niewielu kilometrach Arek zrywa hak i po sztukowaniu łańcucha jedzie z Jackiem prosto na Rysiankę

Czerwony w stronę Mizowej to fajna rąbanka z przejawami ekscytacji, jak poniżej.

Na Hali Miziowej. Babia Góra.

Posiedzenie.

Wyciągi narciarskie.

Karel z Kubą pojechali w dół do Sopotni aby wydrapać się szlakiem na Rysiankę. A my w drogę powrotną w tym samym celu. Wszystko wyjechane. Pod samą Rysiankę podjazd wydaje się być gorszy podczas zjazdu. Do wyjechania (o ile jest sucho). Czerwony.

Spod Rysianki. Po lewej Babia, na środku Pilsko. Było widać Tatry.

Schronisko na Rysiance.


"Siostra" (?!) wtacza się na Halę.


Sam sobie muszę zdjęcia robić.

Hala Lipowska i posiedzenia na żurku :).

Ekipa na żółtym do Rajczy.



Kofola w drodze powrotnej w Bystrzycy weszła jak... mmm :). Szkoda, że była droższa niż na Małym Javorovym...

Rewelacyjny trip w dobrym toarzystwie, przy świetnej pogodzie z mega widokami. Dzięki wszystkim obecnym za udział :).






Trasą Mega Bikemaratonu w Wiśle

  • DST 98.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:02
  • VAVG 16.24km/h
  • Podjazdy 2127m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 czerwca 2014 | dodano: 14.06.2014

O cholera. Tyle miałbym do napisania na temat wrażeń po przejechaniu się po trasie mega Bikemaratonu w Wiśle. Ustawiłem się grzecznie za ostatnim sektorem. Tomek z bbRiderZ startował z drugiego. Ja wpisowego nie płaciłem, bo z moim deptaniem po pedałach jest kiepsko i byłaby to najbezsensowniej wydana prawie stówa w życiu. Potraktowałem tą wyrypę jako mały trening przed Drtićem. Wisła-Trzy Kopce-Brenna Leśnica-Grabowa-Brenna Hołcyna-Stary Groń-Brenna Leśnica-Przełęcz Beskidek-Orłowa-Trzy Kopce - Wisłą. Zwycięzca 1h57min (41km i prawie 1900m w pionie) - bez komentarza! Giga leciało jeszcze jedną pętlę od Trzech Kopców do Trzech Kopców. Goście kręcili 3h z groszami.

Ja na dzień dobry przebijanie się przez antyrowerzystów wywracających się na asfaltowym podjeździe pod Trzy Kopce (!). Potem zerwanie łańcucha na spince. Po Grabową po płytach tak dostałem po tyłku w słońcu, że odechciało mi się wszelakiej jazdy. Najlepsza z lasek wrąbała mi grubo ponad godzinę :).
Tomek skrzywił tarczę hamulcową, złapał kapcia a i tak dotarł z dobrym rezultatem!

Bogdany CZ., Adriany i Piotry B. i inne koksy na starcie.

Ja w wątpliwej "akcji". Dzięki Tomek za wyszperanie w necie :).



Dekoracja. Adrian (albo Piotrek-nie wiem) Brzóska na najwyższym pudle.






Godula, Ropićka, Mały Javorovy

  • DST 74.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 20.56km/h
  • Podjazdy 1536m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 czerwca 2014 | dodano: 14.06.2014

Wpis mega archiwalny (ponad tygodniowy poślizg). Nie miałem czasu... Piątek po powrocie w bliskie czeskie góry trochę popodjeżdżać.Wyjazd z Komornej na Godulę, Ropiczkę, Zjazd do Rzeki, przez Guty i niebieskim na Mały Javorovy. Zjazd podobnie, trawersami do Tyry i do domu.

Godula i Kozy


Ropićka

Mały Javorovy



Mokry Beskid Żywiecki

  • DST 181.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 09:51
  • VAVG 18.38km/h
  • Podjazdy 2635m
  • Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano: 06.06.2014

Wypad w Beskid Żywiecki zaplanowany przez Grzegorza po części po moich ustękiwaniach, że chętnie bym się tam wybrał :). Miała być spora ekipa ale chłopaki z Cieszyna odpuścili temat z powodu złej pogody. Zebraliśmy się ostatecznie w niezawodną trójkę. Ja, Marzen i Grzegorz. Przepraszam, Maćka zabrakło właściwie do niezawodnej czwórki! Po godzinie spania w nocy wyjechałem z Cieszyna o 04:40 na zbiórkę w Ujsołach o 8.00. Najporściej. Przez Jabłonków, Bukowiec, Jaworzynkę, Rajczę. Fajnie się jechało, choć plecak był mocno wyładowany żarciem :).

Wyszło 64km w czasie 2h45min. Przyjechałem przed 07:30 więc pozostało mi czekać. Marzen i Grzegorz dojechali samochodem. Po rozpakunku zmiana planów i zamiast z Ujsół tłuc się przez Krawców Wierch w stronę Miziowej (trochę za mokro) pojechaliśmy z Rycerki Górnej na Wielką Raczę żółtym, fajnym szlakiem.
Marzena przed podjazdem miała fazę. A nawet kilka faz. Grzegorz z tyłu patrzył ze zdziwieniem cóż ta kobita wyprawia... ;). Ja też pozostawiłem to bez komentarza. Choć mały by się przydał: cyklozo-wariactwo.


Jedziem w górę.

Sporo błotka.

Grzegorz też pociska.

Dawaj dawaj...

Jest i Ona. Wielka Racza 1236m n.p.m. Widoki prawie żadne... Schronisko.


Zostałem zmuszony siłą do naciągnięcia rajtuz na nogi :). Tak mi rób :D.

Z Wielkiej Raczy po czerwonym klasyku w stronę Wielkiej Rycerzowej. O cholera. Reweeeeeelacja. Było dosłownie wszystko z ogromną ilością korzeni co w tych warunkach dodawało smaczku :). Prędkości znikome. Sporo młynkowania. Mokro, ślisko...
Zjazd z Wielkiej Raczy po łąkach na których pełno zdradliwych rówów wypłukanych przez wodę... Wjeżdżając w jeden z nich wyrżnąłem konkretnie zwłokami (przeleciałem do przodu). Jadąca z tyłu Marzen nie okazywała współczucia i śmiała się w niebogłosy: "cóż ja to wyprawiam". Pojechała dalej. Ja wstałem, ujechałem ze 100m i leżałem po raz drugi :).



Było też superowo-singlowo :).

Mniam! Chłonąłem ten fragment całym sobą!

Kilkanaście minut i dwie gleby wcześniej byliśmy tam na górze :).

Korzonki :).

Mała Fatra.

Zwiecha. Reset.

Ja na szlaku.

Schronisko Przegibek (1000m. n.p.m.). Oraz takie kwiatki :).


Z Przegibka na Wielką Rycerzową. Sruuuu...

Raz w dół raz w górę. Exxxtra.

Nie pchaliśmy się na Wielką Rycerzową, bo zaczęło po drodze padać. Przez kilkadziesiąt minut jechaliśmy w ładnym deszczu. Poza tym obowiązkowe butowanie i tak nie przyniosłoby efektu, bo widoki były znikome. Ominęliśmy szczyt trawersem. Pod szczytem jest schronisko a raczej Bacówka. Nie omieszkam dodać, że przed nią wyrżnąłem zwłokami po raz trzeci. Powód ten sam co wcześniej.... :). Śmiech widzącej to Marzeny wcale nie mniejszy.


Wielka Rycerzowa za rowerem w tle.

W bacówce herbata i zwijaliśmy się na dół. Długo myśleliśmy nad czerwonym do Rajczy ale pogoda w kratkę przeważyła na zjazd czarnym do Soblówki. Spoko, choć ślisko i błotniście. Jak wszędzie.


Ja.

Podobało mi się!

Na dole w Ujsołach :).


Pożegnaliśmy się. Marzena z Grześkiem pojechali w swoje i ja w swoje do Cieszyna. W Rycerce wszystko co było wilgotne w napędzie wyschnęło ale ja byłem przygotowany na tą gwarantowaną sytuację  :). Tą oto szczotą na drucie zawsze pucuję napęd (prócz tego mam ostrą szczotkę z castoramy). Rower umyłem w Sole, napęd wypucowałem, wytarłem szmatą (na zdjęciu), posmarowałem zielonym Finish Linem i do domu w ciszy i spokoju :).

Jak nówka! :)

Droga powrotna trochę inna. Przejechałem pod Ochodzitą...

... zjechałem w dół do Istebnej...

... podjazd pod Stecówkę, koło Zameczku i Jeziora Czerniańskiego...

... z przerwą na dwa hot-dogi na Orlenie w Wiśle i do Cieszyna.

Pomimo nieciekawej pogody trip uważam jako w pełni udany. Jak zwykle masa śmiechu, sporo radochy z jazdy i super klimatu. Żywiecczyzna to absolutny fenomen. Jestem zachwycony tą dziczą, spokojem, brakiem komercji. Jest to "coś" czego trudno szukać w okolicy! Dodatkowo szlaki wymagające a tym samym super ciekawe! W najbliższą niedzielę powtórka z rozrywki czyli wariant pierwotny z mega podjazdem pod Kubiesówkę. Już nie mogę się doczekać :). Dzięki Marzen i Grzegorz za extra czas na dwóch kołach!

ps. Po tripie wymiana linki i pancerzy tylnej przerzutki. Nie mogłem uporać się z tą francą. Zbyt dużo syfu i zero możliwości regulacji. Zmieniłem i śmiga jak trzeba :).



Palkovice Hurky, Metylovicka Hurka

  • DST 94.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 22.38km/h
  • Podjazdy 1269m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 31 maja 2014 | dodano: 01.06.2014

Sobotnie kręcenie po 16:30. Wcześniej nie dałem rady. Tak jak w środę - bez pomysłu. W góry za późno więc coś na górskiej szosie. W stronę Albrechcic, Terlicka, Żermanic. Przed Albrechcicami wzdłuż torów napotykam dziwny znak. Zakaz ruchu samochodów powyżej 6,9t masy rzeczywistej. Jak długo jeżdżę to widuję raczej zaokrąglone wartości. Czasem zdarzają się np. 11.5t. Ale 6,9t? Uśmiech na twarzy :).

Albrechcice. Spore ilości pedałujących ludzi po drodze.

Dalej do Hawierzowa. Przeciąłem główną drogę prosto i popedałowałem w kierunku Frydka, Paskova.

Z Paskova w kierunku południowym po żłółtym szlaku. Przyjemnie po leśnych ścieżkach.

Przeszła mi przez głowę myśl "Hukvaldy", ale było trochę późno a na wschodzie wisiały ciemne chmury. Już miałem wizję, że znowu mi doleje. Jechałem po asfaltach i widzę Palkovicke Górki.

Miałem jechać przez Palkovice do Dobrej ale postanowiłem podjechać conieco. Kretowiny. 500 z hakiem n.p.m. Końcówka podjazdu. Tutaj szedł kiedyś Drtić.

Z góry asfaltem do Palkovic, potem do Metylovic i na Metylovicką Górkę szlakiem żółtym. Po łące, potem w lesie.

Na górze bez polotu. Zaniedbany budynek z opisaną wojenną historią. Stamtąd przyjechałem.

Zjazd w dół szlakiem niebieskim. Rozjeżdżona trasa przez motory. Pełno błota. Porobione jakieś chopki, rampy, cuda, dziwy. Zgubiłem szlak i sprowadzałem tym czymś rozjeżdżonym. Jechać się nie dało. Szkoda gadać. Dalej do domu częściowo starą drogą a potem bokami.






Równica

  • DST 78.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 24.38km/h
  • Podjazdy 1130m
  • Sprzęt Górska szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 maja 2014 | dodano: 01.06.2014

Środowa, popołudniowa jazda bez pomysłu. Udało się wygospodarować trochę czasu w środku tygodnia. Popedaliłem na Równicę.
W Puńcowie przede mną chmury. Na szczęście przeszło obok.

Kręciło się w miarę, ale tylko w miarę. Nogi jakieś nadal zamulone od ostatniego częstszego biegania. Chyba trochę przystopuję. Od mostka pod schronisko w ok. 23:30. Na wąskich oponach coś by jeszcze urwał ale kiepskawo :/.

Zaczynam zjeżdżać w dół a tu los Danielos Terminatoros wyjeżdża na górę :). Do tej pory nie miałem okazji się spotykać z Danielem na trasie. Ostatnio coś się jednak udaje. Pogadaliśmy chwilę wraz z dwoma innymi kompanami. Czesława kojarzyłem, drugiego kolegę już nie. Ćwiczą formę na uphill :).

Czantoria, Soszów, Stożek...

Zjechałem w dół do Ustronia Zawodzia, potem w górę przez Lipowiec do Brennej Skrzyżowania. Po drodze na podjeździe strzelił mi łańcuch w miejscu, gdzie go skuwałem przed wyjazdem (ogniwo przed spinką). Brennica.

Z Brennej przez Górki, Skoczów, Simoradz, Kończyce do Kaczyc. W Kaczycach spoglądając w stronę Cieszyna widziałęm fajną tęczę...

... która zwiastowała tylko jedno. Deszcz w drodze do Cieszyna... Konkretnie mi dolało, choć jak już w butach miałem basen to było całkiem przyjemnie. Chłodek w stopy :).