Żar, Magurka Wilkowicka i trochę o mnie
-
DST
152.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
07:42
-
VAVG
19.74km/h
-
Podjazdy
2345m
-
Sprzęt Merida Matts TFS 500-D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak by to ująć... Chyba najlepszym określeniem jest stwierdzenie : Dupa zbita ale nie spuchnięta ;). A to dlatego, że miał być Leskowiec w Beskidzie Małym (atak nr 2 w tym roku w moim wykonaniu). Poprzedzjące trip opady deszczu popsuły nieco plany. A te były miodne. Od tygodnia było wiadomo, że bbRiderZi zaplanowali takiego właśnie tripa - częściowo w myśl mojej propozycji: z Bielska przez Przegibek na Żar i czerwonym na Leskowiec (z pominięciem Gaików i Hrobaczej, którą zaliczyłem przy podejściu nr 1 tutaj). Robota układa mi się ostatnio dobrze (wole niedziele) i miałem wielką nadzieję, że w końcu dojadę na ten przeklęty i siedzący mi w głowie Leskowiec! A tym bardziej w TAKIM towarzystwie. Pozostaje mi ponownie stwierdzić: Może innym razem... ;(
Przyjechałem z Włoch o północy z sb/ndz, szybki wlot na fb a tam zmiana planów... Żar asfaltem z powodu złej pogody (byłem tam bardzo niedawno ale olać ten fakt). Opon nie zmieniałem na szosowe, bo seryjne meridy są już tak zjeżdżone, że wołają "zajeździj nas już do końca". Zbiórka w BB przy Gemini o 9. Pierwotna opcja Leskowca zakładała 7mą rano. O 4:30 dzwoni budzik i patrzę przez okno. Ciemno i widzę, że mokro. Idę do wyra. Wstaję o 6tej, niebo wydaje się być zachmurzone, przejaśnia się. Po 15 min, gdy słońce już trochę wylazło do góry uderza mi w oczy błękit nieba. No żesz... Pakowanie, śniadanie i 7:20 wyjeżdżam z domu do Bielska na zderzenie pod Gemini. Trochę się naubierałem. Po jakimś czasie kurtka wydaje się zbędna ale jechałem dalej. A jazda bokami przez Goleszów, Bładnice, Górki, bo nie znoszę starej DK 1. Jest co prawda krócej a tym samym szybciej ale stan nawierzchni nieco irytuje (garby, koleiny). Poza tym cały czas góra, dół, góra dół. Nie jestem przeciwnikiem ale to flaki z olejem! A bokami znacznie przyjemniej, wężej, bez samochodów. Do Bielska docieram bez opierdzielania się ale też i bez napierania ze średnią 24km/h z hakiem (ok 38km). Grupa w gotowości już na mnie czekała. Marzena, Grzegorz, Tomek, Marcin i Piotrek (szosa). Miałem mały poślizg. Na rozgrzewkę mojej dojazdowej rozgrzewki poszedł Przegibek. W miarę, choć Piotrek poszedł w cholerę. Tomek nie był gorszy i wyburzył na swoim górsko-szosowym Kellysie też w p...u. Początkowo kręciłem z Grzegorzem ale ten też odjechał. Wjazd bez polotu ale ok. Na górze 0.5l Coca-Coli, bo byłem coś niemrawy. Chyba mało spania.
W międzyczasie uzgodniliśmy, że naszym łupem padnie też Magurka Wilkowicka, na której jeszcze nie byłem (mąciła mi w głowie w drodze do BB). W dodatku wszyscy mi mówili, że podjazd od Łodygowic jest przedni - trudny.
Z Przegibka w dół do Czernichowa, przez Międzybrodzie Żywieckie podjazd na Żar. Początek ok, potem po japońsku - jako tako. Na górze (761m n.p.m):
Jezioro Żywieckie:
Ekipa:
Zjazd w dół również asfaltem. Przy sklepie. W tle szczyt:
Przez Tresną do Łodygowic. W trakcie jazdy Ci co znali podjazd na Mugurkę przygotowywali mnie psychicznie do tego podjazdu ale... w rzeczywistości czy ja wiem? Niżej niż 22-24 (przełożenie 1:3) (kaseta 11-32) nie zszedłem. A na 22-21 też sporo wyjechałem. Stwierdzę nawet, że lepiej mi się jechało niż pod Żar a to głównie z powodu... zablokowanego widelca o czym nie pomyślałem wcześniej...
Na Magurce (912m.n.p.m):
Marcin:
Marzena:
Żar po drugiej stronie doliny:
Skrzyczne:
Schronisko:
My:
Tomek z Piotrkiem pojechali w dół asfaltem a my czerwonym w stronę Mikulszowic. Fajny zjazd po szlaku. Zaliczyliśmy też (prawie - przejazd obok) Łysą Górę ;). Ta miała jednak 600 z kawałkiem. Przez Bielsko z postojem na Orlenie na hot-dogach za moje oczekujące na wykorzystanie, lansujące się i do niczego mi niepotrzebne punkty na karcie vitay. Marcin pojechał w swoje a my w stronę Jaworza z wizytą u Marzeny. Dalej pojechałem do domu podobnie jak przyjechałem do Bielska, choć po bardziej zróżnicowanym terenie (wysokościowo). Mianowicie Kisielów i Ogrodzona. Na wiadukcie nad S-1. W tle czeskie góry i huta w Trzyńcu dająca CZADU.
Trip choć w 90% po asfalcie był ok. Na szlakach sporo wilgoci a więc byłoby co pucować po drodze na Leskowiec. Może i dobrze, że nie pojechaliśmy. Następnym razem (shit). Ważne, że idea wspólnego kręcenia nie zamierza umierać ;).
TUTAJ RELACJA SIĘ KOŃCZY. Zainteresowanych moimi czynnościami codziennymi zapraszam do dalszej lektury.
A teraz jako gratis szeroko rozumiane moje wojaże po Europie czyli to czym się zajmuję zawodowo (a więc kawałek mojego życia). Stwierdzenia "wróciłem z Włoch" mogą się wydawać tajemnicze ale już wyjaśniam.
Po skończeniu liceum studia w trybie zaocznym "Geodezja i Kartografia" na WGGiŚ na AGH w Krakowie. Prawo jazdy B w kieszeni, z początku jazda busem (Mercedes Sprinter) do 3.5t (firma, że tak napiszę rodzinna). Były Niemcy, Skandynawia (Szwecja, Norwegia) i jakieś Czechy, Słowacje. Zaraz na początku mojej kariery szoferowej zapis na kat. C. Po zdaniu i odbyciu kursów na przewóz rzeczy i tzw. "psychotestów" przesiadka na ciężarowego Mana do 7.5t. Pierwsza trasa (tachograf, wszystko bardziej skomplikowane - przede wszystkim znacznie większe auto) do Dobczyc. Druga już samemu do Włoch. Były też Rumunia, Niemcy, Hiszpania, również Skandynawia, Francja i... nie wiem co tam jeszcze. Chwilę po zdaniu kat. C kurs na przyczepę/naczepę czyli E (E wbijają do już posiadanych kategorii, czyli obecnie mam B+E i C+E). No i zaczęła się prawdziwa jazda popularnie zwanymi TIRami. Na początku Niemcy, potem Anglia, teraz Włochy... Pierwotnie ten samochód (Man TGA 2004' obecnie z przebiegiem 1 220 000km:
Potem (w zeszłym, 2012 roku) przyszła kolej na nieco nowszego (Man TGX-następca, obecnie 540 000km):
Jako, że jesteśmy we dwóch z bratem to czasem (niekoniecznie z powodu urozmaicenia a z tego "jak wyjdzie") przesiadamy się z auta na auto. Obecnie przyszło mi jeździć tym starszym - niebieskim. W każdym bądź razie dwa MANy - Marne Auta Niemieckie (tutaj przymrużenie oka, bo wcale nie są takie złe a bynajmniej w ogólnopojętym światku transportowym chwalone za wygodę). Mają oczywiście wady - jak każdy samochód.
No i co? Niejednokrotnie weekendy "w budzie". Wyjazdy tylko eksport-import - żadnego krążenia po Europie na tzw. przerzutach między krajami UE. Robota zryta, mało dobrego towarzystwa po drodze. Generalnie zajęcie niezbyt zmbitne, co mnie bardzo boli. Rzeczywistość geodezyjna (przynajmniej ta w Cieszynie) nie jest kolorowa (brak roboty). W Bielsku wcale nie lepiej. A pieniądze jak już co... Szkoda gadać.
Teraz niektóre dane techniczne tych dwóch ciężarówek (wiem, że wiele osób to ciekawi):
Średnie spalanie?
Bardzo podobnie w obu przypadkach. Na pusto ok. 22l/100km. Na pełno (24t na plecach) ok. 30-32l/100km *,**,***,****
*-zależy od ukształtowania terenu, **-bardzo zależy od kierunku wiatru, ***-ogromnie zależy od techniki jazdy, ****-zależy od wielu innych czynników (temperatura na zewnątrz itp.)
Silnik:
Oba bazują na tym samym motorze. 10,5l/430KM (biały TGX 440KM)
Skrzynia biegów:
Niebieski: automat 12 biegów (z możliwością ingerencji na manetce przy kierownicy)
Biały: manual 4 biegi na małej skrzyni, 4 na dużej + na każdym biegu połówka= czyli 8 biegów + połówki a więc 16 przełożeń.
Lewarek do kopania w biegach jest ciekawy :):
Zmiana biegów jest w kształcie litery H (jak w osobówce czterobiegowej). Dolny przycisk operowany środkowym palcem góra - dół przełącza małą - dużą skrzynię i na odwrót. Boczny obsługiwany kciukiem - połówki - dolny bieg i górny. 200km zajęło mi dobre opanowanie tego ustrojstwa.
Np. dwójka i szóstka jest w tym samym położeniu lecz różnica jest taka, że dolny przycisk na lewarku dla drugiego biegu znajduje się w pozycji dolnej a na 6stce - w pozycji górnej. Generalnie rozpędzenia takiego kolosa nie polega na przerzucaniu na każdym biegu o połówkę, bo człowiek by się zamęczył. Dolne przełożenia są tak krótkie, że wystarczy przykładowo tak (- dolna połówka, + górna połówka): 3-, 4+, 6-, 7-, 8-, 8+ na pusto. Na pełno: 2-, 3+, 5-, 6-, 6+, 7-, 7+, 8-, 8+. Już wiecie jak bardzo irytuje mnie ruszanie spod świateł załadowanym samochodem? I jak bardzo liczy się płynna jazda? 9 razy muszę sięgać po lewarek zanim osiągnę przyzwoitą prędkość. To też na drodze Tychy-Bielsko przy 24t trudno zejść do 35l/100km a standard to 38/100. Taka ta jazda po kraju w dobie zmian świateł jak w dyskotece.
Zbiorniki paliwa:
Niebieski - 330l+710l=1040l.
Biały - 330l + 600l/70AdBlue (Ad Blue to płyn bardzo podobny w konsystencji do wody, choć jest bardziej "śliski" w dotyku i ma nieco drażniący, charakterystyczny zapach; dozowany jest do układu wydechowego celem redukcji emisji spalin - czyli często psujący się wytwór ekologów napędzający kupno nowych samochodów [mniejsze opłaty za autostrady]; zużycie ok. 1.5l/100km; cena - ok 90gr brutto/l przy kupnie całego mausera - 1000 l; na stacji 2zł brutto/l).
Łatwo policzyć ile trzeba kapusty wydać aby napełnić zbiorniki do pełna. Starcza to na ok 2500-3200km w zależności od wagi ładunku/warunków/techniki jazdy itp...
A fizycznie zbiornik na AdBlue (bynajmniej w MANie) stanowi osobną przegrodę w zbiorniku na paliwo:
Koniec tematu transportowego. Jak co to pytajcie.
Edit. Tutaj prymitywne nagranie telefonem jednej z tych sytuacji, gdzie robi się nerwowo. Dojazd na rozładunek okien w okolicach Erby we Włoszech pod Alpami (nad Mediolanem) w grudniu 2012r.
&list=HL1379368036
komentarze
Dziwi mnie jak dajecie sobie radę na tych wąskich, beskidzkich drogach, gdzie kierowcy osobówek non-stop utrudniają, hamuja niepotrzebnie, ścinają zakręty jadąc z przeciwka że miejsca nie zostaje, wyprzedzają na siłe i zajeżdzają drogę. Widząc tira muszą wyprzedzić bo to przecież "zawalidroga" a potem to sami spowalniają jazde, przez co musisz namachać się lewarkiem, pozatym jak widze jak kierowcy (osobówek) jeżdzą nieczytelnie, to aż mam strach pożyczyć się auta od taty czasami że mi ktoś "przydupi". I jeszcze to ciągle pilnowanie tachometru i czasu pracy.
Ciężka praca, i niewdzięczna. Szerokości!